część 38

1.6K 49 113
                                    

-Vince wróci jutro, a nie wiem gdzie Shane i Dylan. -powiedział i zaprowadził mnie do małej szpitalnej kafejki gdzie kupił mi herbatę i jakaś bułkę.

-Jak zjesz to przyjdź do sali gdzie była Hailie, okej? Muszę zadzwonić do Vinceneta.

-Yhm. -mruknąłem, a Will opuścił kafejkę. Chwilę później poszedłem do łazienki aby umyć ręce. Byłem w tak dużej desperacji że nie wytrzymałem. W plecaku który miałem na plecach zawsze noszę pistolet i scyzoryk oraz taki jakby nóz do tapet. Nie chciałem tego robić, ale to zrobiłem.

Siedziałem cały zapłakany i w krwi w tym kiblu, aż usłyszałem.

-Młody? Jesteś tu? -zapytał Will

-To-Tony.. -mruknął Will gdy otworzył drzwi do trzeciej kabiny gdzie siedziałem

-Oddaj to.. -powiedział łagodnie, a ja oddałem mu ten nożyk który schował do kieszeni swojej kurtki.

-Kurwa, nie mam czym Ci tego zabandażować. Dasz radę wstać?

Nie wydusiłem z siebie ani słowa tylko powoli wstałem i wziąłem plecak z sobą, a ten kierował mnie do jakiegoś lekarza który zabandażował mi rany. A chwilę później przyszedł do nas lekarz który badał Hailie.

-Niestety, ale muszą panowie wracać do domu. Nie mamy miejsca, ani czasu abyście tutaj czekali. W razie czegoś będziemy do Pana i Pana Vincenta dzownić. -powiedział i odszedł, a ja z wielką nie chęcią i brakiem siły ledwo doszedłem do samochodu.

Po wróceniu do domu od razu pobiegłem do swojego pokoju i się zamknąłem. Usłyszałem jedynie że Will i Dylan jadą po mój motor który jest w lesie.
Wyjąłem spod łóżka paczkę papierosów i wypaliłem ją, potem kolejna, potem następną i gdy zacząłem czwartą paczkę zwymiotowałem. Zszedłem na dół po jakieś tabletki przeciw bólowe.

-Płakałeś? -zapytał Shane gdy wszedłem do kuchni

-Nie.

-Widzę przecież

-To na chuj się pytasz jak widzisz. -powiedziałem i wyszedłem z kuchni, a w ręce miałem dwa pudełka przeciwbólowych.

-Nie przedawkuj tylko! -krzyknął

Wszedłem do pokoju i się zakluczyłem. Wziąłem dwie tabletki na raz, a jedno opakowanie schowałem do plecaka. Usłyszałem jak Will i Dylan wrócili z moim motorem, wybiegłem jak poparzony.

-Gdzie mój motor? -zapytałem gdy wyszedłem na dwór

-Nie było. -mruknął Dylan

-Co..

-Ale mamy coś lepszego -powiedział Dylan pokazując mi nowy motor

-To. To dla mnie? -zapytałem

-Tak! -powiedział Will dając mi kluczyki

-Dzięki -powiedziałem przez lekki uśmiech

-Proszę bardzo, sam wybierałem, mam nadzieję że się podoba -powiedział Will

-Jest zajebisty! -krzyknąłem i gdy Dylan poszedł do domu przytuliłem Will'a

-Jeśli będziesz jechał to bądź ostrożny -powiedział i poszedł do domu.

Pobiegłem do domu po plecak i telefon i wsiadłem na motor. Jechałem przed siebie, aż dojechałem na most oddalony o prawie 50km od domu. Wziąłem papierosa do ust i zacząłem palić i powoli wszedłem na most. Most był bardzo stary i mógł się w każdej chwili załamać pod moim ciężarem.

-Żyje. -mruknąłem gdy usiadłem na barierce i most się nie załamał. Siedziałem tak godzinę, ale gdy zaczął dzwonić mi telefon to się wystraszyłem i spadłem z barierki.

Rodzina Monet  /FAKE STORY/ KONTYNUACJA!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz