część 51

884 30 34
                                    

Odrzuciłam milion połączeń od tego dupka. Po umyciu się i ogarnięciu postanowiłam pojechać do organizacji. Jako iż było zimno to postanowiłam że założę sukienkę (do kolan) oraz trochę dłuższą marynarkę która jest idealna na każdą porę roku. Chciałam założyć swoje ulubione szpilki, ale nie dałabym rady prowadzić, więc postanowiłam założyć lakierki. Wzięłam torebkę i poszłam do garażu gdzie był Tony.

-A ty gdzie? -zapytał wstając od motoru

-Do organizacji.

-Jak ty wyglądasz -zaśmiał się

-Normalnie.

Rzuciłam torebkę na miejsce pasażera, szybko napisałam do Vince'a że jadę do organizacji i wsadziłam kluczyki do stacyjki i wyjechałam z garażu. Po paru minutach przybyłam na miejsce.

-Dzień dobry Panno Monet. -powiedział każdy

-Dzień dobry -odpowiedziałam i podeszłam do windy aby dostać się na najwyższe piętro. Wchodząc do gabinetu usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Dzwonił do mnie Tony.

H:: Tak, Tony?

T:: Potrzebuje twojej pomocy!

H:: Jestem w organizacji jak coś to przyjedź.

T:: Jestem przy wejściu, które piętro i pomieszczenie?

H:: Piętro 8 pokój nr 320

Rozłączył się. Zdziwiłam się trochę że Tony zadzwonił do mnie, a nie do reszty. Po chwili był w moim gabinecie.

-Co się stało? Siadaj -powiedziałam pokazując ręką fotel.

-Troche jak u Vincenta. Dobra słuchaj. Dostałem uwagę od nauczycielki że uczeń opuścił teren szkoły przez okno podczas lekcji i jak Vince o tym dowie to ja umieram. Jakiś pomysł, aby się nie dowiedział?

-Czekaj, co. Wyszedłeś przez okno podczas lekcji i uciekłeś z terenu szkoły?

-Tak? Przecież mówię.

-Ja nie mogę. -przerwało mi pukanie do drzwi. -Proszę!

-Dzień dobry. Na panią czeka gość przy recepcji, można go wpuścić? -zapytała kobieta

-Tak, niestety musi poczekać.

-Dobrze. Dziękuję -odpowiedziała i wyszła.

-Kurwa, Hailie pomóż mi! -krzyknął

-Powiedz że kobieta się pomyliła i wpisała uwagę nie temu Tony'emu.

-Nie uwierzy.

-Tak bo on wie kogo masz w klasie oraz co lepszego wymyślisz? Powiedz Shane'mu żeby potwierdził wersję zdarzeń i będzie dobrze.

-Ale on też dostał tą samą uwagę.

-Powiedzcie że jest dwóch

-Okej, dzięki młoda -powiedział wychodząc z pomieszczenia. Po chwili do gabinetu wszedł nie kto inny jak Leo Hardy.

-Co ty tu robisz, Leo? -zapytałam z irytacją w głosie.

-Przyszedłem do ciebie -odprał podchodząc do mnie.

-Mówiłam Ci tyle razy abyś wypierdalał. Nie rozumiesz? -powiedziałam, a on do mnie podszedł. -Nie zbliżaj się!

-Hailie.. ja chcę tylko porozmawiać.

-Miałeś już swoją szansę. Poza tym mam już chłopaka.

-Kogo? -zapytał z irytacją w głosie

-Nie twój interes. Wyjdź stąd, albo zawołam ochronę. -powiedziałam, a on nie posłuchał więc nacisnęłam guzik obok biurka, a po chwili zjawiło się czterech mężczyzn.

-Proszę go zabrać i niech nigdy więcej się tu nie pokazuje.

-Tak, Panno Monet. -odpowiedzieli wszyscy na raz. Gdy tylko wyszli z pomieszczenia zadzwonił do mnie Vincent.

V:: Hailie, wracaj jak najszybciej do domu

H:: Coś się stało? Nawet nie zaczęłam pracy.

V:: Zrobisz do kiedy indziej. Wracaj.

I się rozłączył. Nie wiedziałam co się dzieje, ale jak najszybciej zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z budynku i kierowałam się do samochodu zaparkowanego nie opodal.
Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu.

-Jestem! -krzyknęłam, a gdy weszłam do salonu i zobaczyłam Vincenta, Adriena i obcego mi mężczyznę powiedziałam. -O dzień dobry. Przepraszam.

Podszedł do mnie nieznany mi mężczyzna.
-Witam piękną Panią -rzekł i pocałował mną dłoń. Nie wiedziałam co się stało, aż powiedział Vince abym usiadła i zaraz mi wszystko wytłumaczą.

-Jak wiesz. Maya miała być żoną Adriena, ale odmówiła. Zgodnie z tradycją organizacji kobieta z nasze rodziny, musi wyjść za jednego z Santanów. W tym przypadku ty i Adrien. -powiedział Vince

-Co.. -pomyślałam.
Nie wiedziałam co oni mówiąc, byłam tak zszokowana że siedziałam w jednej pozycji przez kilka godzin, nawet wtedy gdy rodzina Santanów opuściła wille Monetów.
Ja mam wyjść za Santana. Ja z nim? Dobra kręciłam z nim, ale ja uważałam to za żart czy coś.. Ja go nie kocham.
Gdy się odcknełam poszłam do swojego pokoju, a następnie do łazienki aby nalać wody do wanny i odpocząć oraz przy okazji umyć się. Lecz przerwało mi pukanie do drzwi. Wyszłam z łazienki i powiedziałam żeby przyszedł później.
Wchodząc do wanny poczułam dreszcz przez szybką zmianę temperatury. Woda była gorąca, taką jaką lubiłam.
"Lubiłam" Adriena, ale nie chciałam zostać jego żoną. Nie chce z nim mieć dzieci, ani wspólnego łóżka. Nie, nie, nie. To nie może być prawda.
Po kilku dziesięciu minutach do mojego pokoju wszedł Vincent.

-Hailie. Rozmawiałem z Ojcem Adriena i za tydzień pojedziemy kupić suknię ślubną.

-Ale ja z nim nie chce, a poza tym nawet nie oświadczył mi się. -powiedziałam. -Vincent proszę nie rób mi tego.. -szepnęłam z łzami w oczach.

-Hailie, rozumiem to.. ale takie są zasady organizacji.

-Vince.. błagam cię.. ja go nie kocham -zalałam się łzami klęcząc na kolanach z plecionymi rękoma.

-Wstań dziecko. -powiedział podając mi dłoń która od razu wzięłam i gdy tylko wstałam przytuliłam się do niego błagając go aby nie doszło do ślubu. Lecz po krótkiej chwili zasnęłam. Obudziłam się o 03:52 i gdy chciałam wstać padłam na podłogę, moje nogi były jak z waty i jedna z nich zaczęła mi drętwieć. Doczągałam się do łóżka na którym od razu usiadłam i złapałam za butelkę zimnej wody gazowanej. (Jesteście team woda gazowana czy niegazowana? ja gazowana). Szybkimi łykami wypiłam pół napoju po czym dostałam czkawki.  Lecz po chwili czkawka zniknęła i położyłam się spać, ale po chwili znów złapało mnie drętwienie nogi, było to tak bolesne że zaczęłam krzyczeć i płakać. Nie musiałam długo czekać gdyż do mojego pokoju przybiegł Will, Vincent i Shane, z tego co wiem Tony i Dylan spali.

-Co się stało? -zapytali wszyscy naraz trochę przerażeni.

-Noga mi drętwieje -powiedziałam i po chwili zaczęłam się śmiać.

_______________________
Przepraszam że nie było nowych części, ale nie miałem motywacji!

Rodzina Monet  /FAKE STORY/ KONTYNUACJA!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz