Bonus na Waszą prośbę ;-*
Emily
Dotyk na moich ramionach jest zimny i bezuczuciowy. Nie rozpoznaję go. Nie słyszę nic poza szumieniem mojej pędzącej krwi. Czuję się jak zwierzyna złapana przez łowcę. Wyrywam się szybko napastnikowi i odwracam do niego przodem, wydostając się z zasięgu jego rąk. Poziom adrenaliny w moim organizmie wzrasta i jestem w pełni gotowa do obrony.
- Hej, hej, hej to ja - dociera do mnie męski głos.
Napotykam spojrzenie błękitnych oczu, które wpatrują się we mnie z niezrozumieniem i zdziwieniem. Przede mną z podniesionymi do góry dłońmi stoi Troy.
- Na śmierć mnie wystraszyłeś - wypuszczam z płuc wstrzymywane powietrze, a całe napięcie ze mnie spływa.
Jestem bezpieczna, nikt mnie nie atakuje. Szybko obracam się z powrotem w kierunku drzewa, ale nie ma śladu po zakapturzonej postaci. Jakby nigdy jej tam nie było. Zaczynam się zastanawiać czy nie tracę zmysłów i nie wyobrażam jej sobie.
- Wszystko w porządku Emi? - słyszę za sobą ostrożny głos mężczyzny - Dziwnie się zachowujesz.
- Tak, wszystko w porządku, trochę się zamyśliłam. Nie widziałeś może kogoś w kapturze tam przy drzewie? - pytam starając się brzmieć na rozluźnioną i wskazuję miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała tajemnicza postać.
- Yyyy... Nie. O czym ty mówisz? - patrzy na mnie jak na wariatkę.
- O niczym nie przejmuj się. Co ty tu w ogóle robisz? - szybko zmieniam temat.
- Przyjechałem na kolację ze znajomymi i zobaczyłem ciebie wpatrującą się w tamtym kierunku - wskazuje głową - Co ty tam widziałaś? Ktoś tam był? - przygląda się uważnie drzewu za mną.
- Nie nic. Coś mi się przywidziało - silę się na beztroski ton - Ja właśnie wracam do domu - uśmiecham się, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę i uciec z tego miejsca - W takim razie miłej zabawy ze znajomymi.
- Dzięki. Wiesz... - Troy drapie się po karku - Pomyślałem, że może chciałabyś się dołączyć? - w jego oczach dostrzegam nadzieję i coś jeszcze, czego nie umiem zidentyfikować.
- Dziękuję za propozycję, ale może innym razem. Za mną długi dzień i chciałabym już odpocząć - przez jego twarz przebiega grymas niezadowolenia, ale szybko maskuje go wymuszonym uśmiechem.
- Tak, oczywiście - cofa się - W takim razie może innym razem. Dobranoc Emi.
- Dobranoc Troy - odpowiadam mu uśmiechem.
Mężczyzna odwraca się i odchodzi mamrocząc coś pod nosem. Mówi, że ja się dziwnie zachowuje, a sam robi to samo. Ponownie spoglądam w kierunku drzewa, ale nikogo tam nie dostrzegam. Szybko pokonuje dystans dzielący mnie od samochodu. Wpadam do niego i zamykam się w nim na klucz. Przykładam czoło do kierownicy i analizuje to co wydarzyło się przez ostatnie minuty.
Jakim cudem nikt nie widział tej postaci? Ani Troy, ani moi ochroniarze którzy tu cały czas siedzieli. Czy to jest jakiś duch, a ja zaczynam wariować i je widzieć? Może powinnam o tym z kimś porozmawiać? Bo chyba zaczynam popadać w paranoję. Szybko wyrzucam z głowy taką opcję. Nie chcę wyjść na jakąś przewrażliwioną wariatkę.
Odpalam silnik i macham ochroniarzom dając znak, że wracamy. Włączam się do ruchu i kieruję prosto do domu. Kiedy podjeżdżam przed budynek, szybko gaszę silnik i sprintem udaję się do ciemnego domu.
W kuchni zastaje kartkę z wiadomością od Avy, że słabo się czuła i poszła spać wcześniej. Udaję się więc do swojego pokoju biorę prysznic i wskakuję do ciepłego łóżka. Przeglądam chwilę social media i kiedy już mam kłaść się spać, dostaję wiadomość od Lexi. Aktualnie państwo Cole wraz z dziećmi polecieli na wakacje na Hawaje, co było niespodzianką zorganizowaną przez pana Cola. Przeglądam zdjęcia, które mi podesłała. Wszyscy wyglądają na bardzo szczęśliwych, aż sama odczuwam potrzebę wyjechania gdzieś na wakacje. Odcięcia się od rzeczywistości i problemów. Postanawiam na następny dzień przeglądnąć jakieś oferty na najbliższy czas i kładę się spać.
CZYTASZ
Małżeństwo z przypadku | Dary losu #1 | ZAKOŃCZONE
RomanceChristian Martin młody biznesmen, właściciel dużej firmy architektoniczno-budowlanej. Wraz ze swoim kotem Sisi prowadzi spokojne życie. Jedyną rzeczą, a raczej osobą, która go męczy, jest jego mama. Kobieta cały czas próbuje znaleźć mu żonę. Nie int...