Rozdział 38

6.9K 244 5
                                    

Christian

- Co się stało? - pyta Josh, kiedy z powrotem wchodzę do pokoju gier.

- Trochę się pokłóciliśmy - mówię, siadając z westchnieniem na krześle obok niego i opróżniam jego szklankę ze szkocką.

- Dowiedziała się? - pyta zaciekawionym głosem. Czasem zastanawiam się skąd Josh ma tak dobrą intuicję.

- Tak - przecieram twarz dłońmi.

- Jak?

- Nie mam pojęcia.

- No i... Jak zareagowała? Stary, czy ja muszę zawsze wszystko z ciebie wyciągać? Może wykazałbyś trochę inicjatywy i coś sam z siebie opowiedział?

- Wydaje mi się, że nie było tak źle. Nie zwyzywała mnie, a to już coś. Widać, że poczuła się dotknięta, co jest w stu procentach moją winą, bo od samego początku mówiła mi, że nienawidzi i nie wybacza kłamstwa, a ja mimo to ją okłamałem - opieram łokcie o kolana i chowam głowę w dłoniach.

- Przeprosiłeś?

- Josh kurwa, oczywiście, że tak.

- Wybaczyła?

- Nie powiedziała, że nie, ale potrzebuje trochę czasu.

- I gdzie ona teraz jest? - pyta zaniepokojonym głosem mężczyzna.

- Nie wiem - wzruszam ramionami - Pobiegła w stronę sali, ale nie wiem gdzie poszła. Chciałem za nią iść, ale zaczęła przede mną uciekać, więc odpuściłem - zastanawiam się przez chwilę - Równie dobrze mogła iść na tyły budynku i... - nagle sobie coś uświadamiam - Kurwa Josh, a jeśli wyszła do ogrodu? Tamta część nie była liczona na wesele. Tam nie ma ochroniarzy!

- Chodźmy najpierw sprawdzić na sali! Może wróciła do stolika!

Zrywamy się z miejsca i nie zważając na krzyki naszych kolegów biegniemy na salę bankietową. Wyjątkowo odległość, która jeszcze pół godziny temu wydawała się tak nieduża, w tym momencie ciągnie się w nieskończoność. Wpadam do środka pierwszy i rozglądam się w poszukiwaniu czerwonego stroju dziękując, że wybrała akurat tak bardzo rzucający się w oczy kolor, ale niestety nigdzie go nie dostrzegam. Zaczepiam i po kolei pytam każdego z gości i pracowników, czy nie widział mojej ukochanej, ale niestety nikt nic nie wie. NIe widzieli jej nawet ochroniarze, którzy obserwują przyjęcie. Jakby kobieta zniknęła, albo nigdy tu jej nie było. Podchodzę i siadam obok mamy.

- Mamo nie widziałaś może Emily? - pytam opanowanym głosem starając się nie dać po sobie poznać, że w środku trzęsę się ze zdenerwowania.

- Kochanie miałam właśnie pytać cię o to samo - mówi zmartwiona, a moje serce zamiera - Szukam jej już od dwudziestu minut i nie mogę znaleźć. Tak nagle stąd wybiegła... Ja wcale nie chciałam... Gdybym wiedziała, to nie palnęłabym tego... Przepraszam kochanie - mówi zdenerwowana i łapie mnie za dłoń.

- Za co mnie przepraszasz? - pytam marszcząc brwi.

- Gdyby nie mój długi język wszystko byłoby w porządku!

- Mamo nie rozumiem co...

- To ja powiedziałam Emi o Aurorze - patrzę na nią zdziwiony, a w jej oczach dostrzegam wyrzuty sumienia i zbierające się łzy - Rozmawiałyśmy i przez przypadek coś o niej powiedziałam, bo myślałam, że podzieliłeś się z nią tą historią. Potem chciałam się wycofać i zmienić temat, ale ona na mnie naciskała i wszystko jej opowiedziałam. Jak skończyłam ona wyszła, nie wybiegła z sali i nie reagowała, kiedy próbowałam ją zatrzymać. Przepraszam kochanie - obejmuje mnie za szyję i szlocha.

Małżeństwo z przypadku | Dary losu #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz