Część Bez tytułu 15

24 3 0
                                    

Adam wraz Anią, opuścili komendę po pięciu godzinach od zatrzymania. Na szczęście udało się im wyjaśnić przyczynę zajścia, a znaleziona w kieszeni bandyty fiolka, uwiarygodniła słowa dziewczyny. Co do reszty napastników, monitoring wykazał, że działali w grupie, a że wszyscy byli wcześniej notowani i znani tutejszej policji, oskarżenie o sprowokowanie i pobicie trzech bogu ducha winnych przechodniów przez Adama, z miejsca upadło. Być może wszystkie zabiegi wraz z przesłuchaniem zajęłyby o połowę mniej czasu, lecz podróż Ani na oddział ratunkowy wraz z poszkodowanymi Mańkiem i Kosą zmitrężyła najwięcej cennych minut. Obaj sprawcy zajścia zostali na obserwacji, natomiast Ania, dwie godziny po podaniu leków poczuła się lepiej i postanowiła wrócić na komendę.

Jakby to było, spędzić urlop, nie wdając się w żadne awantury, bójki, czy inne dziwne historie??? Nie wiem. Nosz kurde, pojęcia nie mam! – Adam przez dłuższy czas roztrząsał w głowie całą sytuację, ale nie widząc innego rozwiązania, zmełł w ustach przekleństwo i zapatrzył się na zgrabne nogi Ani, która schodziła właśnie przed nim po schodach.

– Dziękuję, że przyjechałaś – zagadnął do dziewczyny, gdy zrównali się na chodniku.

– To raczej ja powinnam podziękować ci za pomoc – odparła Ania. – W końcu przeze mnie masz kłopoty i rozbitą szybę w aucie. No i moje rzeczy nadal są w twoim samochodzie.

– No tak, ale w żadnym wypadku to nie twoja wina. Widzisz, gdyby to przytrafiło się komuś innemu, to prawdopodobnie zareagowałbym tak samo.

Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie, patrząc na swoje stopy.

– Niemniej czuję, że powinnam ci się jakoś zrewanżować za ratunek i troskę, którą nade mną roztoczyłeś... Dlatego zapraszam cię na obiad. Nie! Nie możesz mi odmówić. – zaprzeczyła stanowczo, nim zdążył otworzyć usta.

Uniesiona władczo głowa i zdecydowany wzrok sprawił, że Adam uznał, iż kłótnia o taki drobiazg na środku chodnika, nie ma absolutnie żadnego sensu.

– Dobrze, tylko najpierw dojdźmy do samochodu. Mam nadzieję, że jeszcze go nie odholowali.

Samochód na szczęście stał na swoim miejscu, a czujny pracownik ochrony stał przed wejściem basenu i zerkał na niego paląc e–papierosa.

– Może ma pan jakąś zmiotkę i szufelkę? – Ania zwróciła się do niego z pytaniem – chociaż szkło byśmy posprzątali ze środka.

– A to już was wypuścili?

Z niedowierzaniem popatrzył na oboje i kręcąc głową wszedł do budynku. Wyszedł po chwili, ciągnąc za sobą cały wózek serwisowy.

– Proszę. – wskazał na akcesoria.

Ania odebrała od niego zmiotkę, a Adam w tym czasie pozbył się reszty szklanych odłamków sterczących pomiędzy uszczelkami szyby.

– To gdzie mnie dziś zabierasz? – rzucił wyzywająco, zerkając ukradkiem na swobodnie kołyszące się pod bluzką dziewczyny jędrne piersi.

Naraz, figura pochylonej po drugiej stronie auta Ani, wydała mu się niezwykle kusząca, tak jakby dotąd nie dostrzegał oczywistych krągłości i wcięcia w kobiecej talii. Wyskubująca drobiny szkła z kosmatego dywanika dziewczyna, chyba poczuła na sobie jego wzrok, bo poderwała raptownie głowę nieznacznie się rumieniąc.

– Lubisz pizzę? – zapytała.

– Oczywiście, że lubię, a zważywszy na to, że wspomniałaś o konkretnym jedzeniu... Musimy się chyba pospieszyć, bo nie wytrzymam i nim dojedziemy do najbliższej pizzerii, pożrę cię w całości.

Zastygła w pół ruchu, czując jak robi się jej gorąco.

WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz