Legenda

13 3 0
                                    

Poranek rozgorzał oślepiającym światłem, które rozbłysło miriadami iskierek w nawleczonych na pajęcze nici kroplach rosy. Adam szedł przez łąkę, uważnie badając ślady w wygniecionej ciężkimi buciorami trawie. Wilgotne nogawki przyjemnie chłodziły nogi, gdy powoli rosnący upał, piekącą falą rozlewał się mu po karku.

Nie było wątpliwości. Jeśli chłopak tu był, to musiał być niesiony przez kogoś na plecach, bo nie pozostawił żadnych śladów w miękkiej trawie. Przeczyło temu twierdzeniu jednak jedno, ale ważne spostrzeżenie. Głębokość tych śladów. Jedynych odnalezionych przez Adama odcisków butów. Pomijając wszelkie pozostałości nocnej wizyty mieszkańców wsi, tylko jeden trop odrywał się od posesji i znikał w lesie, na twardej od spiekoty leśnej ścieżce. Jak zatem chłopiec trafił w ten rejon?

Zboczył z obranego szlaku zataczając szerokie koło na skraju lasu. Niestety żaden ludzki trop nie przeciął jego trasy. Dopiero w pobliżu polnej drogi, wiodącej do wioski, udało mu się odnaleźć miejsce, w którym ktoś z niej zszedł na tyle wcześnie, by nie dało się go zobaczyć wyglądając z okien domu. To mógł być odkryty przez kobiety podglądacz, a w zasadzie jego odkryty ślad.

– Gdzie byłeś? – zaspana jeszcze i ziewająca Ania, powitała gospodarza wychodząc nago z toalety.

– Przeszedłem się po okolicy w poszukiwaniu śladów.

– I co? – Ania uwiesiła się na chwilę na szyi Adama, ale gwałtownie odskoczyła, gdy mokre spodnie dotknęły jej rozgrzanego ciała – Ej! Ale ty zimny jesteś!

– Monika jeszcze śpi?

– Już nie śpi – powiedziała Monika, wychodząc z sypialni.

Dziewczyna szybko wyminęła Anię i Adama, po czym sama zniknęła w toalecie.

– Chciałbym dziś przejść się po okolicy i poszukać tego chłopca, ale nie jestem przekonany co do słuszności teorii, że się tu zakradł...

– Poczekaj. Ubiorę się i zrobię nam coś do jedzenia. A jak Monika wyjdzie z toalety, to porozmawiamy razem przy śniadaniu i zadecydujemy co robić dalej.

– Dobrze. Ja w tym czasie przygotuję sprzęt.

Piętnaście minut później, Adam wszedł do kuchni z niewielkim plecakiem w ręce. Odłożył go pod ścianą przy wejściu i usiadł przy stole. Dziewczyny uwijały się nad wyraz sprawnie, bo na środku stołu stał już duży talerz z nakrojonym chlebem, a Ania ściągała właśnie z palnika dużą patelnię ze skwierczącymi jajami na boczku. Monika rozlała do kubków herbatę i również się przysiadła.

– To gdzie pójdziemy na poszukiwania? – zagadnęła Ania.

– Może najpierw zapytajmy Monikę, czy są tu jakieś miejsca, w których mógłby się ukryć chłopiec.

Adam posłał wymowne spojrzenie Ani i oboje zastygli w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Słuchajcie... Nie mam pojęcia, gdzie mógł się podziać Łukasz. Zazwyczaj nie oddalał się od domu. Jego matka stale miała na niego oko, ale wiadomo... Nie da się upilnować dziecka w tym wieku, nawet jeśli jest ono nieco opóźnione... a może właśnie przez to. Przeważnie kręcił się pomiędzy domami we wsi i raczej nigdy nie słyszałam, by odszedł sam gdzieś dalej.

– A jego rówieśnicy, koledzy?

Monika spuściła głowę i zapatrzyła się przez chwilę w talerz z jajkami.

– Tu nie ma więcej dzieci. Łukaszek jest jedyny – oznajmiła przybitym głosem.

– Jak to? – Ania z niedowierzaniem popatrzyła na dziewczynę.

WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz