Część Bez tytułu 35

18 3 1
                                    

Nagły łomot do drzwi zburzył chwilę porozumienia, wprowadzając zamęt i panikę w oczach Moniki.

– Spokojnie... Idźcie się ubrać do sypialni, a ja zobaczę kto się dobija po nocy.

Owinięty w przyjemnie wilgotny ręcznik, Adam podszedł do drzwi, w które ktoś nieustannie walił pięścią.

– O co chodzi? – zapytał, widząc grupkę kobiet ze wsi i stojącego w oddali księdza.

– Szukamy Łukaszka. – wyjaśnienie dobiegło z ust którejś z gospodyń.

Stojąca przy drzwiach postawna, wysoka kobieta, naparła na Adama, próbując wedrzeć się do domu. Mężczyzna jednak stał nieporuszony w wejściu do momentu, aż ta zrozumiała, że nie przepchnie go w ten sposób. Cofnęła się więc i gniewnie marszcząc brwi, jak byk pochyliła głowę do ataku, a następnie ruszyła z pełną szybkością nie zadając sobie trudu zapytaniem gospodarza, czy może wejść do środka.

Adam w ułamku sekundy zdjął z siebie mokry ręcznik i nie zważając na to, że stoi nago przed przedstawicielkami wsi, naciągnął materiał i strzelił nim prosto w twarz nieustępliwej napastniczki. Krzyk trafionej w policzek i szok jaki wywołał w obserwujących go kobietach sprawił, że na moment wszyscy zastygli w bezruchu. Nim minęła sekunda, na biodrach Adama znowu pojawił się ręcznik tak, jakby nigdy go nie zdejmował

– Bardzo proszę o spokój! – krzyknął do kobiet. – Zaraz wszystko wyjaśnimy, jednak nie życzę sobie więcej takich sytuacji – wskazał ręką na rozzłoszczoną kobietę, trzymającą się ręką za policzek. – Proszę wyjaśnić o co chodzi i w czym mogę paniom pomóc.

Od stojącej w oddali grupki, oderwały się dwie kobiety i podeszły do stojącej przy ganku poszkodowanej. Mimo niechęci pokrzywdzonej obejrzały jej policzek, po czym starsza z nich podeszła do Adama.

– Jestem tu sołtysem – stanęła dumnie, zaplatając ręce pod wydatnym biustem i groźnie popatrzyła mężczyźnie w oczy. – Jak mówiła Wanda, szukamy Łukaszka i tylko pana dom został do sprawdzenia.

– Nie ma u mnie żadnego chłopca. Gdyby taki się zjawił, niezwłocznie odwiózłbym go do wsi.

– Chcemy same się upewnić! Pan jesteś obcy i nikt tu panu nie uwierzy – dobiegło z tłumu.

– W porządku. Pozwolę jednej z pań wejść do środka i przekonać się samej, że żadnego dziecka tu nie ma, jednak nie pozwolę, by zakłócano spokój moim gościom. Liczę na szacunek i godne zachowanie.

– Ksiądz pójdzie ze mną. – sołtysowa machnęła na starca, przywołując go gestem ręki.

– W żadnym wypadku! – zaprotestował Adam. – Może pani wejść, ale ten człowiek zostanie na dworze, dopóki nie przeprosi mojej znajomej, tak jak mu wcześniej zapowiedziałem.

Sołtysowa gromowym wzrokiem zmierzyła starca, aż ten skurczył się w sobie, zagryzając pożółkłe zęby.

– To gniazdo zepsucia i Sodoma! – wykrzyknął nagle klecha, tak jakby nie był w stanie utrzymać w sobie rosnącej złości. – To przez niego i tę jego kurwę spadło na nas takie nieszczęście. Pani nasza doświadcza nas... – runął na kolana składając dłonie do modlitwy – za straszliwe grzechy tych pomiotów szatana...

– Uspokój się fater! – warknęła kobieta. – My tu dziecka przyszły szukać, a nie grzeszników nękać.

Uciszony ksiądz bąkał coś jeszcze pod nosem pomstując na Adama i jego towarzyszkę, ale skarcony przez kobietę nie śmiał już podnieść głosu.

– Dobrze więc, sama wejdę. A wy baby – przepatrzeć mi podwórko i stodoły! – zakomenderowała i ruszyła w stronę drzwi domu.

Adam przesuną się w bok, wpuszczając kobietę do środka, a następnie zamknął drzwi na zasuwę. Ta, rozpędzona jak lokomotywa popędziła do pierwszej sypialni. Po minucie wypadła z niej i weszła do kolejnej. Mężczyzna podążał za kobietą o nic nie pytając i nie przeszkadzając jej w przeszukaniu. Gdy dotarła do kuchni i łazienki jedynymi zamkniętymi drzwiami okazały się te od toalety.

WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz