Część Bez tytułu 31

13 3 0
                                    

Udało im się zaparkować na pierwszym wolnym stanowisku przy stacji benzynowej. Ruch nie był największy, więc Adam zdążył wytłumaczyć dziewczynie o kogo mu chodzi. Chwilę przyglądali się ludziom i otoczeniu, aż właściwy człowiek pojawił się między pojazdami.

– Poczekasz na mnie w samochodzie?

– W żadnym wypadku! Idę z tobą! – zaoponowała Ania.

– Dobrze, ale uważaj. Nie chcę, by coś ci się stało.

– Spójrz! Ten starszy pan idzie za budynek.

Ania podniosła rękę, by wskazać znikającego za rogiem człowieka.

– No to idziemy za nim.

– Dzień dobry panu. – Adam stanął przed mężczyzną, który właśnie odpalał papierosa. – Pamięta mnie pan?

Ania stanęła dwa kroki za mężczyznami i nieco nerwowo rozglądała się na boki.

– Ostrzegał mnie pan przed powrotem do...

– Tak, tak pamiętam! – mężczyzna gwałtownie przerwał, wyrwawszy dymiącego papierosa z ust. – Ostrzegałem pana, bo to jest złe miejsce. Tam mogą przebywać tylko kobiety. Jak dobrze pamiętam, one tam rządzą i nie pozwalają zamieszkać we wsi na dłużej żadnemu chłopu. A kto się im sprzeciwi... – mężczyzna zamilkł, zaciągając się głęboko – ten już stamtąd nie wraca.

– No co pan mówi? – wtrąciła się Ania.

– Pani, to one może i nic nie zrobią, ale pani przyjaciel powinien się mieć na baczności.

– A ten znak na drzwiach, który miałem?

– Widzi pan... Był u nas we wiosce taki chłopak – syn starego Bartosika, jak no tam mu było, Artur chyba...

Ania popatrzyła okrągłymi oczami na Adama.

– No i on, ten Artur zakochał się kiedyś w jednej pannie z tej wsi. Nie wiem, kiedy się poznali, ale pewno na targu, bo on od ojca swojego brał skóry na paski i rzemyki, a potem kolorowe szkiełka od Czechów kupował i koraliki kobitom sprzedawał. Pamiętam, że mu na furmance kiedyś ktoś węglem taki sam znak wymalował. Toż wściekał się strasznie, bo potem nawet chłopaków i mnie ganiał, że mu nowy wóz zniszczyliśmy. Oj oberwało mi się wtedy od ojca, bo na skargę poszedł, a ojciec nie pytał, ino lagę tęgą chwycił, dlatego jeszcze pamiętam.

Mężczyzna zaciągnął się ostatni raz i zgasił niedopałek w metalowej popielniczce.

– Muszę już iść, bo mnie zaraz kierownik szukać będzie.

– Proszę dokończyć. – Ania zrobiła maślane oczy do niego.

– A co ja wam mogę powiedzieć? Na następną niedzielę już go nikt nie widział. A ludzie starsi gadali, że pojechał do tej wioski, za dziewczyną. Tyle, że jak go stary Bartosik zaczął szukać, to podobno ślad po nim zaginął. Zresztą, co ja tam wiem? Mały wtedy byłem, ale to nie był jedyny przypadek. Ponoć z innych wsi też ludzi naginęło.

– Dziękuję. – Ania uśmiechnęła się ciepło, a mężczyzna machnął dłonią i poszedł w stronę nadjeżdżającego samochodu.

– To co teraz? Podjedziemy do Rossmanna?

– Tak. Będę wdzięczna... Albo do jakiejś apteki.

– A skoro już mówimy o zakupach – Adam zaparkował naprzeciwko salonu z damską modą. – Tak sobie pomyślałem, że skoro nie czujesz się komfortowo w swoim ubraniu, to może wejdziemy gdzieś na mały shopping i... No sam nie wiem. Myślę, że wyglądałabyś bosko w każdej sukience jaką na siebie włożysz.

WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz