Część Bez tytułu 23

24 3 0
                                    

– Jesteś niezrównana! – Adam nie mógł się nachwalić kulinarnych zdolności Ani, jednocześnie zapychając sobie usta kopiastymi porcjami aromatycznego kaszotta. – Ja wiem..., że jestem głodny... jak cholera, ale uwierz mi – głośno przełknął kolejną porcję – czegoś tak pysznego jeszcze nigdy nie jadłem.

Ania płonęła z radości, że udało się jej przełamać złą passę i nareszcie zrobić coś, z czego mogła być naprawdę dumna. Jej wzrok pożerał obraz Adama, żarłocznie pochłaniającego obiad. Sama, ledwie skubnęła to co miała na talerzu, bo głód przestał mieć dla niej znaczenie w obliczu apetytu z jakim Adam się zajadał jej potrawą. Jadła powoli, niemo przyjmując potok pochwał wygłaszanych przez niego, pomiędzy kolejnymi kęsami. Jednocześnie czuła, jak przyspiesza bicie jej serca, gdy raz po raz, kolano gospodarza ocierało się o jej udo. Uświadomiła sobie, że to znowu się działo. Cały dzień spędziła przy tym mężczyźnie nago, a teraz, nie wiedzieć czemu zamiast potraktować ten stan jako zupełnie naturalny, jej cząstka, nagle zaczęła się wstydzić, szarpiąc za rękaw podniecenie, jakby wstyd potrzebował towarzystwa.

Głośne walenie do drzwi przerwało im obiad, a zaniepokojony wzrok Ani utkwił gdzieś za plecami Adama.

– Pójdę otworzyć – powiedział, wciągając krótkie spodenki.

– Poczekaj! – wyrwało się Ani.

Popatrzyła z wyraźnym przerażeniem na gospodarza.

– Spokojnie, to chyba miejscowi – uspokajał ją Adam. – Owiń się tą chustą na wszelki wypadek, a ja zobaczę kogo licho niesie.

Zgrzyt starych drzwi poniósł się echem po długim korytarzu, a potem niski głos Adama odpowiedział na jakieś niezrozumiałe pytanie. Ania siedziała w napięciu, mocno zaciskając palce na zarzuconej na gołe ciało chuście. Nasłuchiwała odgłosów dobiegających z korytarza, niejasno przeczuwając zbliżające się kłopoty.

– To jest ojciec Anzelm z tutejszej parafii – Adam wkroczył do kuchni przedstawiając kroczącego za nim kostycznego starca.

Podążający za nim duchowny zadziwiająco energicznie stawiał kroki, kierując się bez wahania ku Ani.

– Kim jest ta kobieta?! – wyciągnięty w kierunku dziewczyny sękaty palec, trząsł się przez chwilę, po czym ksiądz opuścił drżącą rękę.

– Pani jest moim gościem – wyjaśnił Adam, stając pomiędzy księdzem, a Anią, skutecznie zagradzając duchownemu drogę.

– Jej nie powinno tu być! – niespodziewanie ksiądz podniósł głos, tak jakby decydował o losie każdego mieszkańca w okolicy.

– Ksiądz wybaczy, ale pani jest moim gościem i to ja decyduję, kto może przebywać w moim domu, a kto nie! – Głos Adama nabrał złowieszczej barwy, aż Anię przeszył dreszcz niepokoju.

– Nie potrzeba nam we wsi kolejnych ladacznic! – wykrzyczał staruszek prosto w twarz Adama stając bokiem do dziewczyny, tak jakby stanowiła przedmiot sporu, a nie żywą osobę.

Ania, urażona do żywego wstała energicznie, odrzucając chustę i biorąc się pod boki. – Jak mnie nazwałeś stary pryku?! – Niepomna swojej nagości, dumnie wyprostowała się, wypinając pierś i zadzierając wysoko brodę z mocno zaciśniętymi ustami. Ojciec Anzelm najpierw zaskoczony obrócił głowę w jej stronę, a potem widząc jej nagość wytrzeszczył oczy, jakby go trafiła apopleksja. Szczęka duchownego samoistnie opadła, ukazując niekompletne i pożółkłe uzębienie. Przez chwilę próbował złapać oddech poruszając brodą jak ryba, aż w końcu udało mu się nabrać w płuca powietrza i wydarł się na całe gardło:

– Ty kurwo babilońska!!! Słaba, nędzna istoto!!! – kropelki śliny wyprysnęły spomiędzy obwisłych warg, a suche ramiona wyciągnęły się w stronę dziewczyny niczym szpony sępa.

WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz