Studnia

13 3 0
                                    

Sprzątanie po śniadaniu zabrało kilka chwil i jak się ostatecznie okazało, największym problemem był brak odpowiedniego ubrania dla Moniki, która zabrana bezpośrednio z miasta, miała na sobie jedynie rozdartą sukienkę i delikatne sandały na obcasie. Ustalono więc, że zostanie podwieziona do wsi, gdzie przebierze się w domu, w coś wygodniejszego i wróci z Adamem i Anią do ich domu, skąd rozpoczną poszukiwania.

– Nie będzie problemu z tym, że zjawisz się teraz w domu? – zaniepokojona Ania obróciła się na przednim siedzeniu w kierunku Moniki pochylonej pomiędzy siedzeniami.

– Nie powinno być problemu. Matka o tej porze zazwyczaj jest u sąsiadki, a nawet jak ją spotkam, to powiem, że miałam podwózkę, dlatego jestem wcześniej.

– A oficjalny powód, dla którego jesteś poza domem? – zapytał Adam.

– Oficjalnie jestem u koleżanki ze szkoły! – ucięła Monika.

– Rozsądnie – dodała Ania, mrugając porozumiewawczo do dziewczyny.

– Stanę przy tym rozjeździe. Dobrze? Myślę, że nie ma po co pokazywać się teraz we wiosce.

Monika skinęła głową i gdy samochód się zatrzymał, bez zbędnych pożegnań wysiadła i zniknęła za węgłem najbliższego budynku.

– Co o tym tak naprawdę sądzisz? Zdaje się, że studiowałaś antropologię – Adam pytająco spojrzał na Anię.

– Nie jestem ekspertką, ale cała tą legenda brzmi interesująco. Ponadto, w kilku kwestiach ma dokładne pokrycie z rzeczywistością, co bardzo uprawdopodabnia wcześniejsze wydarzenia. Nie jest też tak stara jak inne legendy, a jej lokalny charakter świadczyć może o niezmienności przekazu.

– Mam podobne przemyślenia. Sądzę, że ewentualne ubarwienia dodano na potrzeby łatwego zrozumienia przez dzieci i dyscyplinowania ich, jeśli chodzi o swobodę poruszania. To mi naprawdę wygląda na sektę...

Nagle, Adam poderwał się z siedzenia i włożył dłonie do kieszeni, przeszukując ich zawartość.

– Co się stało? – widząc poruszenie mężczyzny, Ania z niepokojem przyglądała się jego gwałtownym ruchom.

– Właśnie przyszło mi coś do głowy. Pamiętasz, jak pokazywałem ci starą mapę?

Ania pokiwała głową.

– Mam niejasne podejrzenie, że jesteśmy blisko jednego z punktów orientacyjnych. Dotąd nie potrafiłem zorientować jej w terenie, ale teraz, jak tak patrzę na ten rozjazd i stojący w polu głaz...

Na wyświetlaczu pojawił się wreszcie obraz sfotografowanej mapy. Adam powiększył wybrany jej fragment i pokazał Ani.

– Okurde Adaś! Miałeś rację – ucieszyła się Ania i wybiegła z samochodu, kierującsię w stronę głazu. 

***

– Adam! Adam! Chodź tu! Szybko!

Mężczyzna, nie wahając się ani chwili ruszył za dziewczyną przesadzając jednym susem przydrożny rów i zeschnięte chaszcze.

– Co znalazłaś?

– Sam zobacz.

Wokół monolitu powietrze wyraźnie falowało, a wyciągnięty palec dziewczyny wskazywał na jego podstawę. Na płaskim kamieniu nieopodal naturalnej kolumny, zwinięta w spiralę, wygrzewała się imponujących rozmiarów żmija.

– To zaskroniec? – zapytała Ania, zabawnie przekrzywiając głowę.

Adam w ostatniej chwili powstrzymał jej wyciągniętą rękę przed dotknięciem śpiącego gada, jednocześnie tracąc równowagę i wspierając się drugą dłonią na zaskakująco zimnym kamieniu.

Oburzona dziewczyna, zmarszczyła brwi, zupełnie nie zdając sobie sprawy z zagrożenia, które czyhało kilka centymetrów od jej dłoni.

– To nie jest zaskroniec. – Adam, spokojnym głosem przemówił do Ani, nie odrywając wzroku od węża.

Zwierzę, jakby w odpowiedzi na słowa mężczyzny, rozprostowało swoje sploty, ukazując nieduży trójkątny łeb i ledwie widoczny zygzak na grzbiecie. Jedynie o ton ciemniejszy od reszty łusek zwiastun kłopotów mignął wśród zwojów, gdy gad poruszył się i zniknął, pośród suchych badyli wyrastających u podstawy głazu.

– Gdzie on zniknął?

Zafascynowana Ania pochyliła się bez strachu i rozgarnęła zarośla.

– Przepadł...

Uniosła głowę, ściubiając usta w grymasie zawodu.

– Czekaj, czekaj... – Adam na próbę dotkną legowiska węża i aż sykną, gdy zmarznięta dłoń zetknęła się z palącym skórę ciepłem kamienia. – Widzisz te znaki?

Przesunięty niechcąco, płaski kamień odsłonił podstawę monolitu. Na porośniętym buro zielonkawymi porostami kamieniu, ledwo widoczne zagłębienia układały się w symetryczne linie.

– Znowu ten symbol. Najpierw na drzwiach samochodu wymalowany palcem Łukaszka, potem w kościele na postumencie ołtarza, a teraz tu.

Ania zmrużyła oczy i po chwili przydepnęła resztę zielska, odsłaniając niewidoczną dotąd część wzoru.

– Przytrzymaj tak proszę – Adam wyjął z kieszeni telefon i zrobił zdjęcie. – Widzisz ten fragment przy samej ziemi? Poczekaj.

Kawałkiem suchej gałęzi, Adam zaczął odgarniać zwietrzałe odłamki skalne i resztki roślin, aż ich oczom ukazał się w pełni odsłonięty symbol przypominający słońce z promieniami.

Skasował poprzednie zdjęcia i zrobił nowe, ukazujące całość.

– Ciekawe... – powiedziała Ania, śledząc palcami linie wyryte w kamieniu. – Jak dla mnie jest w nim bardzo dużo kobiecego pierwiastka. Pokaż mi poprzednie zdjęcia!

Adam przewinął w telefonie kilka wcześniejszych obrazów i zatrzymał się na jednym z widokiem samochodu.

– Zobacz tutaj! – Ania podniecona wskazała na dolną część fotografii. – Te kreski, wcale nie przypominają słońca, tylko jakieś strzałki skierowane równolegle wzdłuż boków. No i brakuje pełnego księżyca nad tym trójkątem, za to na jego rogach są krótkie łuki, tak jakby to była uproszczona wersja tego samego znaku. A pokaż fotki z kościoła.

Następne zdjęcia ukazywały znajomy symbol w pełnym rozwinięciu z okręgiem na dolnym rogu trójkąta.

– Czekaj, czekaj... – Adam wrócił do swojej mapy i wpatrzył się uważnie w jej oznaczenia. – Na tej mapie zaznaczone są te symbole, ale tylko jako dolne znaczki. A to miejsce, w którym teraz stoimy ma sygnaturę słońca. Sama zobacz. – pokazał wyświetlony fragment dziewczynie.

Zdumienie i radość z rozwiązania zagadki sprawiły, że oboje poczuli się jak niespodziewani odkrywcy skarbu. Runęli sobie w ramiona i zaczęli podskakiwać jak małe dzieci, jednocześnie obsypując się pocałunkami i tratując okoliczną roślinność.

– A wam co tak wesoło?! – Niespodziewany głos Moniki ostudził nieco radosny zapał obojga.

– Płoszymy węże – odkrzyknął Adam, a po cichu szepnął do Ani, by na razie nie zdradzać się z odkryciem.

Ostatni raz zerknął na mapę, która teraz w oczywisty sposób przestała mieć dla niego tajemnice i schował telefon w kieszeń spodni.

– Jedźmy! – niecierpliwiła się Monika. – Z tymi wężami to sobie jaja ze mnie robicie?

– W żadnym wypadku kochana. Poszłam za potrzebą i natknęłam się na ogromną żmiję. – Ania rozłożyła ręce, próbując pokazać tak jak rasowy wędkarz wielkość okazu. – Gdyby mnie Adam nie powstrzymał... Nie wiem co by się stało, bo myślałam, że to był zaskroniec i chciałam go chwycić ręką.

Monika wzdrygnęła się i popatrzyła z przerażeniem na Anię.

– Zaczynam rozumieć co chciała mi powiedzieć matka, gdy krzyczała, żeby tyłka nie wypinać byle gdzie...

WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz