Wesele

14 3 0
                                    

Z zegarkiem w ręku, po godzinie od rozmowy, Ania nadjechała samochodem Adama i widząc go samotnie idącego chodnikiem, zatrzymała się na skraju jezdni.

– Udało się? – zapytała już normalnym głosem.

Adam przyjrzał się jej badawczo i potwierdził krótkim: – Tak. A jak ty się czujesz?

– Cholernie się wystraszyłam... To była najgorsza noc w moim życiu. Jeszcze jak zobaczyłam, że leżysz bez życia na korytarzu...

Pojedyncza łza pociekła z kącika jej oka na brodę. Siąknęła głośno i przetarła twarz rękawem przedramienia. Jechali w milczeniu pustą ulicą. Adam zapatrzył się bezmyślnie w boczną szybę i ziewnął przeciągle.

– Jak możesz to zatrzymaj się obok stacji – poprosił. – Jeżeli nie napiję się kawy, to zjadę zaraz z fotela na dywanik.

Ania zawtórowała przeciągłym ziewnięciem i gdy zauważyła znak orła, bez słowa zjechała z drogi i zatrzymała się na chodniku, z dala od kamer stacji.

– Adam... – wyszeptała i z całych sił zacisnęła drobne piąstki na kierownicy.

– Tak... wiem... – odpowiedział i niezdarnie objął dziewczynę.

Puściła kierownicę i wtuliła się w niego z całych sił. Trwali tak dłuższy czas, bez zbędnych słów, gestów, w całkowitym bezruchu. W końcu, pogłaskał jej głowę, zdejmując przy okazji nitkę zakurzonej pajęczyny zaplątaną we włosy.

– Obiecuję – odezwał się w końcu – że jak tylko odnajdziemy chłopca...

Ania przerwała mu kładąc palce na jego ustach.

– Jest dobrze... – popatrzyła mu prosto w oczy. – Rozumiem co się stało i dlaczego musiałeś to zrobić.

– Ja... – znów nie dokończył, bo usta Ani przylgnęły mocno do jego warg.

– Pójdę po kawę, chcesz coś jeszcze? – zapytała, gdy oderwała się od jego ust z przeciągłym cmoknięciem.

– Przynieś mi flat white, proszę i coś słodkiego, a ja tu poczekam – powiedział.

Popatrzył z podziwem, jak determinacja dziewczyny bierze górę nad tkliwością. Jak sprytnie naciąga na głowę kaptur bluzy i wchodzi na stację wraz ze staruszką i jej wnuczkami, udając ich rodzinę. Gdy wracała z dwoma kubkami kawy, ulicą pomknęło na sygnale pogotowie, a zaraz za nim radiowóz. Trzy kilometry dalej, na jednym z zakrętów, słup dymu wzbijał się z samochodu, który wypadł z drogi i zapalił się po uderzeniu w drzewo. Radiowóz policji i karetka stali bezradnie na wysokim poboczu, mogąc tylko przyglądać się jak w dole urwiska, płomienie coraz zachłanniej obejmują karoserię czarnego Land Rovera.

Stojący na środku drogi funkcjonariusz, gestem ręki nakazał jechać bez zatrzymywania, by nie utrudniać pracy strażakom rozwijającym swój sprzęt.

– To oni? – Ania przelotnie zerknęła na płonący wrak.

– Zleceniodawca – odparł poważnie, kryjący się na tylnym siedzeniu Adam.

Skupiona na wymijaniu pojazdów służb Ania, milczała przez chwilę, a potem ze wzrokiem wbitym przed siebie wypowiedziała tylko trzy słowa:

–Dobrze mu tak! 

WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz