Tajemnica

17 3 0
                                    

Gęsty półmrok ogarnął dno doliny, zanim jeszcze słońce na dobre zgasło za horyzontem. Przebudzony Adam rozciągnął ramiona i potrząsnął śpiącą dziewczyną.

– Aniu... Aniu skarbie, obudź się.

Z głośnym jęknięciem, dziewczyna rozwarła szeroko usta i przeciągnęła się jak kotka.

Chwilę trwało, nim świadomość miejsca, w którym się znajduje znowu do niej dotarła.

– Zmierzcha już. Pójdę zobaczyć na polanę.

– Nie zostawiaj mnie tu samej – poprosiła.

Popatrzył na nią z troską i skinął głową, żeby za nim poszła.

Nim dotarli do polany usłyszeli dziwne dźwięki dobiegające zza gęstwiny. Adam przystanął i przyłożył palec do ust. Potem wydobył nóż z pochwy na nodze i opadł na kolana. Droga pomiędzy łodygami liści ogromnych paproci nie była wcale łatwa. Co rusz trafiały się zeschłe i głośno szeleszczące liście. Mężczyzna odcinał i przesuwał wszystko co mogło zdradzić hałasem miejsce ich obecności. Gdy dotarli na skraj polany, półmrok zamienił się w gęstą ciemność rozświetlaną migotliwym światłem rozpalonego ogniska.

Gęste cienie dwóch osób siedzących nieopodal, tańczyły na ścianie lasu jak monstrualne istoty, podrygujące w niezrozumiałym dla człowieka tańcu.

Adam schował nóż do pochwy i nakazując Ani, by się nie wychylała spod paproci, podczołgał się ku nieznajomym.

Z bliska, jego oczom ukazał się zdumiewający widok. Stary i pobrużdżony na twarzy mężczyzna o skłębionym zaroście, odcinał niewielkim nożykiem małe kawałki sera albo kiełbasy – Adam nie widział wyraźnie – i karmił znajomego chłopca z troską godną prawdziwego rodzica. Dzieciak natomiast, spokojnie i bez strachu odbierał od niego jedzenie i bez sprzeciwu przeżuwał. Po chwili, starzec wydobył z burego worka butelkę z wodą, odkręcił nakrętkę i podał małemu. Chłopiec napił się, oddał butelkę i przytulił do mężczyzny bez najmniejszego strachu. Wielka sękata ręka starca opadła na głowę malca, ale starzec tylko czule pogładził chłopaka po włosach, ucałował w czubek głowy i nakrył grubym kocem, samemu również szykując się do snu.

Coś tu się nie trzyma kupy – pomyślał Adam i mając w pogotowiu odbezpieczoną broń, powoli podniósł się z ziemi.

Oślepiony blaskiem ognia mężczyzna nagle znieruchomiał i spojrzał w stronę lasu. Uniósł się na łokciu i osłonił oczy przed światłem, by lepiej się przyjrzeć niewyraźnemu kształtowi. W pewnej chwili, zerwał się na równe nogi i zastąpił sobą drogę do chłopca.

Adam, wolnym krokiem podszedł kilka kroków do przodu i uniósł ręce, otwartymi dłońmi do przodu. Mężczyzna strzelał oczami to na twarz, to na jego dłonie, aż głośne mruknięcie osadziło Adama w miejscu.

Stali naprzeciw siebie i bacznie się sobie przyglądali. Rysy twarzy starca mimo gęstej zapuszczonej brody były Adamowi znajome, a przynajmniej miał wrażenie, że gdyby zgolić zarost to ujrzałby sobowtóra ojca Anzelma.

– Dobry wieczór – powiedział. – Czy mogę się przysiąść?

Mężczyzna powoli kiwnął głową. Podczas gdy Adam siadał po drugiej stronie ogniska, starzec przez cały czas nie spuszczał z niego wzroku i sam usiadł dopiero po dłuższej chwili.

– Z Łukaszkiem wszystko dobrze? – zagadnął Adam.

Z pewnym opóźnieniem mężczyzna kiwnął głową, jakby próbował zrozumieć o co został zapytany. Spojrzał na śpiącego chłopca z czułością i lekko trzęsącą się ręką poprawił koc okrywający malca.

WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz