Część Bez tytułu 47

14 3 0
                                    

Zaopatrzeni w małą, ale niezwykle mocną latarkę zeszli po stromych schodach na dół piwnicy. Za radą Adama, po krótkiej dyskusji jeszcze na górze, Ania założyła długie spodnie, a do nich wciągnęła przez głowę bluzę z długim rękawem. Zaledwie po kilku krokach w mrok piwnicy, błogosławiła swoją decyzję, że postanowiła mu zaufać i bez sprzeciwu posłuchała jego rady, bowiem poniżej poziomu podłogi w kuchni, wykute w litej skale ściany tunelu stopnie połyskiwały wilgocią, której nadmiar spływał płytkimi rynienkami gdzieś w mrok korytarza, stale obniżającego swój poziom.

– Nie mam pojęcia jak odnalazłeś te drzwi? – stwierdziła Ania. – Przyglądałam się temu miejscu z bliska i dopóki ich nie otworzyłeś, miałam wrażenie, że patrzę na litą ścianę.

– Ja też zupełnie nie mam pojęcia, jak to wytłumaczyć – odparł Adam. – Dla mnie było to oczywiste od pierwszego razu, że tam są. Ale poczekaj. Coś sprawdzę.

Wyjęty z kieszeni telefon rozbłysł blaskiem wyświetlacza, a potem miejsce kolorowych ikonek zastąpiło zdjęcie mapki znalezionej w pudełku.

Adam powiększał i przesuwał wybrane obszary obrazu, aż zatrzymał się na środkowej części mapy i powiększył jej szczegóły do takich rozmiarów, by niewyraźne plamki zamieniły się w symbole i rozmyte znaczki.

– Spójrz! – pokazał telefon Ani. – Sądzę, że jesteśmy w tym miejscu i idziemy teraz korytarzem w stronę jakiegoś pomieszczenia... O proszę, jest!

Po ich prawej stronie ściana wygięła się w prawo i nagle zniknęła. Ziejąca idealną czernią czeluść, otworzyła się nagle, wprawiając Anię w zdumienie. Zatknięta na żeliwnym trzymaku zbutwiała pochodnia, smętnie zapraszała do skorzystania z ognia.

– Chyba dawno nikt z niej nie korzystał? – Ania przyjrzała się porośniętemu pajęczynami i wieloletnim kurzem przedmiotowi. – Co jest w głębi?

– Sprawdźmy! Trzymaj się za mną – powiedział Adam. – Może być ślisko na tych stopniach.

I faktycznie, do pomieszczenia wchodziło się po kilku gładkich i ewidentnie wykutych ręką człowieka stopniach. Natomiast pomieszczenie okazało się naturalną jaskinią, wygładzoną jedynie z grubsza w kilku miejscach kamieniarskim dłutem. Pośrodku, w niewielkim zagłębieniu, promień latarki odbił się od przypominającego rtęć, nieruchomego lustra wody. Oświetlona z bliska płaszczyzna, ukazała dno wykutej w kamieniu studni. Było to owalne i przypuszczalnie głębokie, na półtora metra zagłębienie o regularnym kształcie, bez wystającego ponad podłogę rantu czy murka. Ot, taka po prostu dziura w podłodze, równiusieńko z brzegiem zalana wodą. Bez mocnego światła, można by pomyśleć kałuża... A tu niespodzianka!

Pod ścianami, w równym rzędzie stały leciwe skrzynki i stojaki. I chociaż zawartość skrzynek dawno temu zgniła i obróciła się w szary pył, to stojaki wyglądały niezwykle zachęcająco, połyskując zielenią grubego szkła.

– To chyba wino – skonstatowała Ania, wycierając z kurzu jedną z wyjętych butelek.

– Wygląda na to, że dzisiaj będziemy mieli wieczór przy naprawdę doskonałym trunku.

– Jak myślisz, ile to może mieć lat?

– Pojęcia nie mam, ale skoro na butelce nie ma etykiety, to trzeba zobaczyć na stojaku. Może będzie tam jakiś opis.

Ania, zaczęła przyglądać się drewnianym elementom stojaka i nagle wykrzyknęła:

– Jest coś!

Poślinionym palcem, starła warstwę pleśni narosłą i obumarłą wiele dziesiątek lat wcześniej i odsłoniła wycięte w drewnie stylizowane cyfry. 1902.

WierzbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz