1

3.3K 105 4
                                    

Wpadłam do biura, jak poparzona, taranując po drodze kilka osób, którym wytrąciłam z rąk, fruwające teraz dokumenty. Potknęłam się o - no właśnie o co? - chyba o powietrze, prawie masakrując twarz o przeciwległą ścianę. 

W normalnych okolicznościach zatrzymałabym się, przeprosiła i pomogła pozbierać ten bajzel, ale nie dziś. Dzisiaj miało odbyć się bardzo ważne zebranie, na którym zarząd chciał przedstawić nowego prezesa firmy. Ponoć był z niego niezły buc i bardziej od nieefektywnej pracy nienawidził spóźnialstwa. 

Miałam zaledwie dwie minuty, by pojawić się przy swoim biurku, co cudem udało mi się osiągnąć, zważając na to, że miałam na sobie dziesięciocentymetrowe szpilki. Co mnie podkusiło, żeby je założyć?!

W biegu wyciągnęłam identyfikator i odbiłam go w czytniku, dosłownie dziesięć sekund przed godziną 8:00. Uff..

Odpaliłam komputer i ciężko opadłam na fotel. Nie było dane mi odpocząć po maratonie, jaki przed chwilą odbyłam, bo usłyszałam znienawidzony przeze mnie głos przełożonej. 

Była to wysoka, szczupła brunetka, która uważała się za bóstwo. Jak to mówią "wyżej sra, niż dupę ma". Jeśli urody nie można było jej ująć, bo była naprawdę ładna, to z intelektem bywało różnie. Często zastanawiałam się, czy jest aż tak dobra w łóżku, że wciąż siedzi na tym stanowisku. Nie od dziś wiadomo, że całą brudną robotę odwalamy za nią my. 

- Lucy Johnson! - podniosła głos, jakbym była głucha. - Za piętnaście minut masz stawić się w konferencyjnej! 

- Ja?! A po co? Wszystkie projekty oddane na czas, a nie mam teraz niczego na tapecie - opadłam zrezygnowana na swoje miejsce. 

- Czy ja pytam ciebie o zdanie?! Powiedziałam, że masz być, więc tak będzie! Jeśli się spóźnisz, to od razu możesz pakować swoje manele! 

Biła od niej taka wrogość, że wolałam nie wdawać się w dyskusję, bo rzeczywiście gotowa była mnie zwolnić. Zwłaszcza, że już nie raz podpadłam jej swoim niewyparzonym językiem. 

- Ciekawe, czego od ciebie chce ta jędza - odezwała się Camila, która miała sąsiednie biurko. 

- Nie wiem, ale mam nadzieję, że szybko stamtąd wyjdę. Jakoś jej towarzystwo źle na mnie wpływa, a boję się, że mogę znów coś niemiłego powiedzieć. 

- A słyszałaś o nowym prezesie? Najnowsze ploteczki mówią, że niezłe jest z niego ciacho. Ponoć już połowa firmy, mówię oczywiście o kobietach, zakochana jest w nim. 

- Przecież on jeszcze tutaj nie wszedł, a już za nim szczają?! Z resztą jakie ma znaczenie, czy przystojny? Ponoć to cham, dla którego liczą się tylko wyniki i zyski. Dogadałby się z naszą harpią - zachichotałam. 
- O kurwa! - zerwałam się z miejsca. - Zaraz się spóźnię! 

Wybiegłam z biura na korytarz w stronę windy. Miałam trzy minuty, by dotrzeć do sali konferencyjnej i zachować posadę, której potrzebowałam, bo żyć z czegoś trzeba, a płacili całkiem dobrze. 

Jak na złość, żadnej nie było na moim piętrze, więc postanowiłam pobiec schodami. To tylko dwa piętra, przecież dam radę. Szkoda, że zapomniałam w jakim obuwiu dzisiaj przyszłam do pracy. Trudno, czasami trzeba się poświęcić. 

Spojrzałam na zegarek - mam minutę - zdyszana i zapewne czerwona, jak burak pchnęłam wielkie drzwi i wbiegłam do pomieszczenia, w którym byli już wszyscy, brakowało tylko mnie. 

- Lucy Johnson! Chyba niejasno się wyraziłam, mówiąc, że straci pani pracę, jeśli się spóźni! - zawarczała Carrol, moja przełożona. 

- Przepraszam, ale nie było wolnej windy. Przybiegłam schodami i udało mi się zmieścić w wyznaczonym przez panią czasie, więc proszę docenić moje poświęcenie, by panią zadowolić, a nie strofować przy całym zarządzie. To mało profesjonalne. 

Zabójcze przeznaczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz