Przez resztę nocy nie zmrużyłam oka. W głowie wciąż miałam obraz mężczyzny z parku. Coś mnie do niego ciągnęło, a jednocześnie przerażało. Miałam tyle pytań, na które zapewne mój mąż z łatwością mógłby odpowiedzieć, ale wybrał drogę milczenia, niestety. Postanowiłam wrócić do tego parku, licząc na to, że los będzie mi sprzyjał i znów spotkam tego mężczyznę.
Nakarmiłam Johna, przebrałam go w beżowy dresik z pieskiem na brzuchu. Chciałam zabrać go ze sobą, zawsze to bardziej wiarygodne, niż samotny spacer. Zostawiłam synka w łóżeczku i poszłam się ubrać. Trochę liczyłam na to, że Toma nie będzie w sypialni, bo nie chciałam się z nim konfrontować. Udało się, bo akurat był pod prysznicem. Szybko wciągnęłam na siebie jeansy z dziurami na kolanach, do tego błękitną zwiewną koszulę i zeszłam do kuchni, po drodze zabierając ze sobą Johna. Przed wyjściem musiałam coś zjeść, bo już odczuwałam skutki głodówki. Zrobiłam sobie kawę i kanapkę z szynką, i sałatą. Gdy kończyłam swój posiłek do pomieszczenia wszedł Tom. Spojrzał na mnie ze smutkiem, na co odwróciłam głowę w drugą stronę. Wtedy podszedł do syna i wziął go na ręce, szeroko się do niego uśmiechając, co malec odwzajemnił. Uwielbiałam ten widok, mogłabym godzinami patrzeć, jak zajmuje się Johnem. Jednak tym razem musiałam przerwać ich zabawę.
- Możesz odłożyć go na miejsce? Idziemy na spacer.
Spojrzał na mnie, ale zrobił to, o co go poprosiłam.
- Mam teraz trochę wolnego, mogę pójść z wami.
- Obejdzie się.
Nie chciałam być dla niego aż tak niemiła, ale to wyszło samo z siebie. Byłam zbyt bardzo przepełniona frustracją, co musiało znaleźć swoje ujście.
- Lucy - złapał mnie za rękę, gdy miałam wyjeżdżać wózkiem z kuchni. - Dlaczego to robisz?
- Ale co takiego ci robię? - udawałam, że nie wiem o czym mówi.
- Ignorujesz mnie, odsuwasz się ode mnie. Tęsknię za tobą - w jego oczach widziałam smutek.
- To przestań mnie okłamywać i robić ze mnie idiotkę, która nie widzi, że coś przede mną ukrywasz.
- Lucy, to nie jest tak, jak myślisz. Na razie nie mogę powiedzieć ci nic więcej. Przynajmniej dopóki nie będę miał pewności. Robię to dla twojego dobra.
Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że on ma rację, że powinnam zdać się na jego doświadczenie. Jednak zraniona duma mi na to nie pozwalała i fakt, że ukrywał przede mną coś ważnego, a obiecał zawsze być ze mną szczery.
- Idź do Kimberly, ona na pewno cię wysłucha, bo przed nią nie masz żadnych tajemnic prawda? Myślałam, że skoro jestem twoją żoną, to nie masz ich przede mną. Wychodzi na to, że poślubiłeś nie tę kobietę, co trzeba.
- Lucy...
- Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę, więc nie czekaj na mnie.
Odwróciłam się i wyszłam, jednak kątem oka zdążyłam zauważyć samotną łzę, która spływała po jego policzku. Przesadziłam, ale słowa opuszczały moje usta, jak pociski, które niestety jeden za drugim trafiały w jego serce zadając ogromny ból. Miałam ochotę się cofnąć i rzucić w objęcia, jednak szłam dalej niewzruszona. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, zrobiłabym to i błagała o wybaczenie.
--------------------------------
Do parku nie było daleko, spacerkiem pół godziny. Przemierzałam jego alejkami wzdłuż i w szerz od dobrych trzech godzin. W tym czasie zdążyłam nakarmić Johna. Niestety nigdzie nie widziałam mężczyzny z wczoraj.
Usiadłam na ławce w cieniu i rozprostowałam obolałe nogi. Przymknęłam na chwilę oczy i poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Zerwałam się z miejsca, jak poparzona. Serce łomotało mi w piersi, bo obok stał Joe Donovan. Byliśmy w mało uczęszczanej części parku, a z nim wolałam nie pozostawać sam na sam.
CZYTASZ
Zabójcze przeznaczenie
RandomLucy, wzięta pani architekt wiedzie normalne i w miarę spokojne życie, dopóki nie poznaje jego. Thomas zabójczo przystojny prezes firmy, który wywróci jej życie do góry nogami, ściągając na nią jednocześnie ogromne niebezpieczeństwo. Czy Lucy da sza...