Szłam przez park pogrążona we własnych myślach. Odcięłam się całkowicie od otoczenia i dźwięków z niego płynących. Jedyne, co bezustannie płynęło, to łzy po moich policzkach. Wszystko, czego w tej chwili pragnęłam, to Tom i jego silne ramiona, w których czułam się bezpieczna i kochana.
Szłam ze spuszczoną głową, przez co nie zauważyłam mężczyzny przede mną, na którego wpadłam, odbijając się od niego i upadając do tyłu na ziemię.- Najmocniej panią przepraszam! - natychmiast rzucił się, by mnie podnieść.
- To ja przepraszam. Nie patrzyłam, gdzie idę.
Podniosłam głowę i przyglądałam się mężczyźnie w podeszłym wieku. Mógł mieć jakieś pięćdziesiąt pięć lat. Wysoki, dość przystojny, jak na swój wiek. Ciemne włosy przyprószone siwizną, zielone oczy i ciepły uśmiech. Było w nim coś bardzo znajomego, ale bardziej niepokoił mnie fakt, że czułam się przy nim równie bezpieczna, co przy Thomasie.
Byłam rozdarta, bo im dłużej patrzyłam w oczy mężczyzny, tym bardziej chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Jednak ostrożna strona mnie nakazywała uciekać i to jak najszybciej.
Oderwałam wzrok od niego i żegnając się odeszłam szybkim krokiem, który z czasem przerodził się w bieg. Na szczęście dziś założyłam wygodne buty na płaskiej podeszwie.Do domu wpadłam zziajana i ledwo łapiąc powietrze weszłam do salonu, gdzie siedział Tom z naszym synkiem. Kiedy zobaczył mnie w takim stanie natychmiast podbiegł, oddając dziecko Kimberly, która w tym samym czasie weszła do pomieszczenia.
- Lucy?! Co się stało?! Dlaczego wyglądasz, jakbyś przed kimś uciekała?! - złapał mnie za ramiona i intensywnie wpatrywał się w moje oczy, z których poleciały łzy.
- To nic takiego, nie musisz się przejmować - wyswobodziłam się z jego ramion.
Podeszłam do dzbanka z wodą i napełniłam szklankę, którą wypiłam na raz.
- Mnie nie oszukasz. Wydarzyło się coś, co doprowadziło do tego, że się boisz. Lucy przynajmniej w tym temacie bądź ze mną szczera.
Zabolało i to bardzo. Przełknęłam wielką gulę, która urosła w moim gardle i odwróciłam się w jego stronę z kurtyną łez, przysłaniającą mi obraz. Rozumiałam jego żal o głupi żart, ale nie rozumiałam dlaczego przestał mi ufać.
- Przynajmniej w tym temacie?! Czy ty uważasz, że cię okłamuję?! Skoro tak, to rzeczywiście nie mamy o czym rozmawiać.
Wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku i odebrałam syna z rąk zaskoczonej naszym zachowaniem Kim.
Weszłam do pokoju chłopca, położyłam go do łóżeczka, a sama osunęłam się na podłogę, przyciągnęłam do siebie kolana i rozpłakałam. Miałam ochotę krzyczeć ile sił w płucach. Nie rozumiałam tego uczucia, które mną zawładnęło. Miałam dziwne wrażenie, jakby przeszłość pukała do drzwi, do których nie mogłam znaleźć klucza. Czułam, że kiedy go znajdę, to wszystkie utracone wspomnienia wrócą. Tylko jak tego dokonać? Jedyna osoba, która mogłaby mi w tym pomóc przestała mi ufać, a to boli bardziej niż gdyby miał wymierzyć mi policzek.Obudził mnie płacz dziecka i lekkie szturchanie.
Otworzyłam zapuchnięte oczy i nad sobą zobaczyłam zmartwionego Toma, który przytulał płaczącego Johna.
Odrzucając pomoc mężczyzny z trudem podniosłam się z podłogi, która nie była dobrym wyborem na drzemkę. Zabrałam syna od niego i usiadłam w wygodnym fotelu, by go nakarmić.- Lucy...
- Wyjdź. Nie chcę denerwować się przy dziecku, które to czuje.
Przytaknął głową na znak, że rozumie i wyszedł z pomieszczenia. Ścisnęło mnie poczucie żalu i tęsknota za nim. Jeszcze kilka godzin temu tulił mnie w swoich ramionach i zapewniał o miłości, a teraz przez jeden głupi żart miałam wrażenie, jakbym straciła go. Najbardziej bolał fakt, że przestał mi ufać. Czy on rzeczywiście myśli, że go okłamuję? Tylko dlaczego? Przecież dotąd nie miał ku temu podstaw.
CZYTASZ
Zabójcze przeznaczenie
RandomLucy, wzięta pani architekt wiedzie normalne i w miarę spokojne życie, dopóki nie poznaje jego. Thomas zabójczo przystojny prezes firmy, który wywróci jej życie do góry nogami, ściągając na nią jednocześnie ogromne niebezpieczeństwo. Czy Lucy da sza...