Rozdział 55

218 9 0
                                    

- Janek, musisz się z nią spotkać! - rzuciłam już naprawdę wkurzona, odwracając się w stronę chłopaka. 

Ułożyłam dłonie na piersi i podniosłam wysoko brew w sposób wyzywający. Janek siedział na nowym stołku barowym przy wyspie kuchennej, nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Lils, znam Karolinę. To nie mogłaby być ona, z jaki resztą miałaby w tym cel? 

- Chce cię odzyskać - fuknęłam, a blondyn wywrócił oczami. 

- Ale teraz? Przecież to się nawet kupy nie trzyma. Jesteśmy razem zbyt długo, gdyby chciała mnie odzyskać, zrobiłaby to wcześniej. 

Zamilkłam. Chłopak miał w tym trochę racji. Od ich jednorazowej akcji minęły blisko trzy miesiące, to byłoby za późno na działanie. Poza tym bacznie obserwowałam dziewczynę na Instagramie, co weekend relacjonowała wyjścia do ekskluzywnych klubów z różnymi facetami. 

Przestąpiłam z nogi na nogę. Następnie zwróciłam się w stronę lodówki i wyciągnęłam butelkę wody. 

- Tak czy siak, chcę, żebyś z nią porozmawiał, Janek. Mówię poważnie. Dostałam jakiś anonimowy liścik i bardzo mi się to nie podoba. Wybadaj ją, dowiedz się, co i jak - oznajmiłam poważnym tonem. 

Janek westchnął głęboko. Podniósł się ciężko, zapewne odczuwając jeszcze wczorajszy trening i zbliżył do mnie. Położył swoje dłonie na moich biodrach, spojrzał mi głęboko w oczy. 

- Nie przejmuj się tym liścikiem. To zapewne jakaś zwariowana fanka, nic więcej. Albo głupi żart. Jestem pewien, że kolejnego już nie będzie. A jeśli tak się obawiasz, możemy iść z tym na policję. Albo załatwię ci ochronę. 

Prychnęłam mimowolnie. 

- Nie będę robiła z siebie debila na policji z powodu jednego liściku. Dobrze wiemy, że to zignorują. I nie będę łaziła z ochroną, chyba żeś oszalał do reszty. Masz z nią porozmawiać, Janek. Koniec, kropka. Dopóki tego nie zrobisz, nie licz na żaden seks - odpowiedziałam, sukcesywnie wbijając palec wskazujący w pierś ukochanego. 

Janek jęknął głośno, a ja oswobodziłam się z jego objęć i ruszyłam w stronę sypialni w butelką wody. 

- Nie możesz mnie tak szantażować! - rzucił chłopak za mną. 

Z garderoby wyciągnęłam naszykowaną wcześniej dużą torbę sportową. Wrzuciłam do niej portfel oraz napój, a następnie wróciłam do salonu. 

- Idę na jogę z Martą, a ty się zastanów - powiedziałam. 

- Okej, spotkam się z nią. Zaraz do niej napiszę i pojadę, miejmy to już z głowy. A ty, idź na jogę, wycisz się i nie myśl o liściku. 

Z niedużej komody zgarnęłam jeszcze kluczyki do auta chłopaka, pocałowałam go na pożegnanie, a następnie wyszłam. Oczywiście byłam spóźniona. Ale Janek miał rację, musiałam wyluzować. Trochę denerwował mnie fakt, że blondyn nie wziął na poważnie tego liściku. Z drugiej zaś strony był celebrytą, może często się z tym spotykał w swoim otoczeniu? Przyznał, że nigdy nie dostał czegoś takiego, ale pod adres SBM wcześniej przychodziło mnóstwo listów zaadresowanych na nazwisko Janka. Chłopak nawet już ich nie czytał, większość z nich to były wyznania miłości, ale znajdowała się tam też poczta pełna nienawiści. 

Westchnęłam głęboko. Może Janek miał rację? Może to jakaś fanka? Tylko skąd miała adres Janka? Może jakoś do tego dotarła? Pracowała w agencji nieruchomości albo urzędzie? 

Stanęłam na czerwonym świetle, a ze schowka samochodowego wyciągnęłam leki wyciszające, które zawsze tu trzymałam. Łyknęłam dwie tabletki naraz, nawet nie popijając wodą. Odwróciłam się w stronę przystanku autobusowego i zamarłam. Obok ławki stał Krystian. Miał dłuższe włosy i zaniedbaną brodę. Trzymał ręce w kieszeni ciemnych jeansów. Patrzył prosto na mnie, a przynajmniej miałam takie wrażenie. Czułam, jakby jego wzrok wypalał szybę, która nas dzieliła. 

Przełknęłam głośno ślinę. Co on, do kurwy nędzy, tutaj robił? Tuż obok osiedla Janka? Nie mieszkał przecież na Woli, tylko na Pradze, drugim końcu Warszawy. Pracował na Mokotowie, przynajmniej tak twierdziła Marta. 

Usłyszałam trąbienie za sobą, ruszyłam szybko, odrywając wzrok od chłopaka. Cały czas czułam jego spojrzenie. Czy on mnie śledził? Obserwował? Szukał kolejnych brudów, żeby mi zniszczyć życie? Tego już było za wiele. 

Nim się zorientowałam, zajechałam pod siłownię. Marty jeszcze nie było, dlatego też szybko przebrałam się, a potem ruszyłam na przestronną salę. Zamieniłam kilka słów z instruktorką oraz innymi dziewczynami, a potem zaczęłam się rozciągać. Po kilku minutach przyjaciółka do mnie dołączyła. 

- Nie uwierzysz! - zaczęłam od razu po powitaniu, a potem streściłam jej wydarzenia całego dnia, nie szczędząc przekleństw. 

- Rzeczywiście, to dziwny zbieg okoliczności - przyznała cichym tonem Marta - ale może jest na to logiczne wytłumaczenie. Sama przecież najlepiej wiesz, jaki świat jest mały. Nie panikuj, Lili, bo będziemy tu siedzieć cały wieczór, zanim joga cię wyciszy. A Janek porozmawia z Karoliną, wszystkiego się dowie i znowu będziecie mogli żyć w swojej pięknej, miłosnej bańce. A teraz się skup, bo miałam naprawdę stresujący dzień w pracy. 

Wywróciłam oczami wyraźnie niezadowolona, że przyjaciółka wybrała jogę zamiast mnie. 

Mimo godziny spędzonej na ćwiczeniach rozluźniających wcale nie czułam się wyciszona. Wręcz przeciwnie. To była cała godzina głębokiego rozmyślania, wkurzania się i Bóg jeden wie czego. 

Pustą butelkę po wodzie wyrzuciłam do kosza, jednocześnie odczytując wiadomości o Janka. Zaraz po moim wyjściu pojechał do Karoliny. Zagryzłam wargę, a serce zabiło mi szybciej. Nie chciałam myśleć o moim chłopaku w mieszkaniu tej zdziry. Ich ostatnie spotkanie nie skończyło się najlepiej, ale to była siła wyższa. Miałam głęboką nadzieję, iż dziewczyna przyzna się do tej głupiej akcji z liścikiem, Janek na nią nakrzyczy, urwą kontakt na zawsze, a ona zniknie. To była przyjemna wizja. Napisałam do blondyna, a ten od razu mi odpisał. To był dobry znak, miał telefon przy sobie. Twierdził, że zaraz wróci do domu. 

- Marta, może jakiś drink albo kolacja? - rzuciłam już w szatni, zdejmując przepocony top sportowy. 

- Następnym razem, stara, teraz marzę tylko o piwku na kanapie - odpowiedziała. 

Westchnęłam znacząco, a następnie wrzuciłam o torby ubrania i buty. Podeszłam do lusterka, by poprawić włosy i przemyć czerwoną, zmęczoną twarz. 

- Lili, jakaś kartka ci wypadła - rzuciła Marta, podchodząc do mnie. 

- Pewnie jakiś paragon, mam ich milion w każdej możliwej kieszeni - mruknęłam, ale wzięłam do przyjaciółki karteczkę. 

Mokrymi dłońmi rozprostowałam ją. Zmarszczyłam brwi, czując, jak serce podchodzi mi do gardła. Od razu zrobiło mi się niedobrze, przyłożyłam rękę do ust, próbując pozbyć się mdłości. 

Zostaw Janka. Nie żartuję. 


****Od autorki****

Dzień dobry! Czekam na Wasze domysły :)

Tinder || Jan-RapowanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz