Rozdział 32

378 14 1
                                    

Starałam się podchodzić do wyjazdu spokojnie i na luzie. Ale wizja Janka za granicą przez trzy tygodnie była co najmniej przerażająca dla mnie. Ustaliliśmy, że dolecę do niego na majówkę, by nie marnować urlopu. Robiłam dobrą minę do złej gry. Nie mogłam nic powiedzieć Jankowi o swoich zmartwieniach, nie chciałam go trzymać. Blondyn tego potrzebował. A ja panicznie się bałam. Od miesięcy czułam się bezpiecznie, bo wiedziałam, że Janek był na wyciągnięcie ręki. No ale teraz? Miały nas dzielić tysiące kilometrów. Fakt, przez trzy tygodnie, ale i tak... Moja psychika go potrzebowała. 

Jedynym sensownym wyjściem było zaplanowanie sobie tego czasu od "a" do "z". Powoli więc, w każdej wolnej chwili tworzyłam plany, harmonogramy i listy rzeczy do zrobienia. 

- Lil. - Usłyszałam, więc szybko wróciłam do rzeczywistości. Podniosłam wzrok z laptopa, w którym rozgrywałam szybką rundkę w Simsach. - Wiem, że mieliśmy ten dzień spędzić razem, ale muszę jechać do Solara.

Chłopak podszedł do mnie, ubrany w zwykły biały T-shirt i jasne, luźne jeansy. Włosy miał jeszcze nieuczesane, a wzrok zaspany. Dobijała jedenasta, a ja już zdążyłam się przyzwyczaić, że przed tą porą Janka mogłam spotkać tylko w łóżku. 

Usta wygięłam  w podkówkę, nie kryjąc mojego niezadowolenia. 

- Serio? - rzuciłam z dużym rozczarowaniem - bo co?

Janek wraz z Kacperczykami, Szymanem i DJ Felipe mieli lot dzisiejszego wieczora. Chcieliśmy jeszcze iść razem na obiad, zajrzeć do Muzeum Narodowego na nową wystawę i może na szybkiego drinka. Starałam się być zawsze wyrozumiała w stosunku do chłopaka, ale to było trochę zbyt wiele. Jaś i tak wystarczająco dużo czasu spędzał z chłopakami w studiu albo w domu któregoś z nich. 

- Karol od kilku dni nie odbiera moich telefonów ani nie odpisuje na wiadomości. Na grupie nawet nie odczytuje niczego, więc powinienem go odwiedzić i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Niedługo wrócę - oznajmił, uśmiechając się delikatnie. 

Pocałował mnie delikatnie w czoło, a następnie ruszył do wyjścia. Bacznie obserwowałam go, gdy z szafy wybierał odpowiednie buty. Kiedy w końcu wybrał biało-niebieskie Jordany, wyszedł, nawet nie obracając się za siebie. Jęknęłam głośno wkurzona i zapauzowałam grę. 

- Co za idiota - wymruczałam. 

Zsunęłam się z krzesła, po czym zaczęłam kręcić się po mieszkaniu bez większego celu. Co miałam robić u niego sama? Powinnam zrobić prezentację na zajęcia i przeczytać tekst socjologiczny. W końcu jednak wybrałam numer do Karoliny, by omówić z nią przebieg wczorajszego wspólnego spotkania. 

Musiałam przyznać, że było o wiele gorzej, niż się początkowo spodziewałam. Jej chłopak, a mój przyjaciel, Janek, był spięty. Spięty to o wiele za mało powiedziane. Chłopak, zawsze bardzo wygadany, wtedy jakby zapomniał języka w gębie. 

- Boże, Lili, siedzenie pół godziny w ciszy to istna katastrofa! - Wybuchnęła głośnym śmiechem przyjaciółka, a ja wraz z nią.

- Jak się Stary dzisiaj trzyma? - spytałam, kiedy się już trochę opanowałyśmy. 

- Nadal śpi. Dawno go nie widziałam tak schlanego - stwierdziła. 

Zerknęłam na zegar, po czym westchnęłam głośno. Czas do wylotu nieubłaganie się zbliżał. 

- Cieszę się, Lili. Naprawdę się cieszę waszym związkiem. W końcu trafiłaś na kogoś sensownego - oznajmiła przyjaciółka. 

Po moim sercu rozlało się gorące uczucie. Z przejęcia przełknęłam ślinę, a w moich oczach od razu pojawiły się łzy. Po sześciu latach przyjaźni po raz pierwszy usłyszałam te słowa. 

- Cieszę się, że tak uważasz - odpowiedziałam po dłuższej chwili. 

Z Karoliną rozmawiałam jeszcze blisko kwadrans, potem pożegnałam się niechętnie i postanowiłam wziąć się za lekcje. Napisałam jeszcze do Janka wiadomość, ale niestety nie dostałam żadnej odpowiedzi. Wkurzył mnie. Naprawdę mocno mnie wkurzył. 

Głęboko zazdrościłam dziewczynom Szymana i Maćka. Jechały razem z nimi na cały wyjazd, nie martwiąc się o pieniądze czy urlop. Też powinnam rzucić studia, pracę i zacząć być influencerką. Życie byłoby wtedy łatwiejsze. Dziewczyny, choć nie znałam ich zbyt dobrze, były na całkowitym utrzymaniu swoich drugich, sławnych połówek. Ja bym tak nie potrafiła. Fakt, Janek często mi dawał jakieś pieniądze na moje zachcianki, zawsze stawiał jedzenie i alkohol, ale w dalszym ciągu ja się sama utrzymywałam. 

Spędziłam blisko trzy godziny na robieniu prezentacji, zanim stwierdziłam, że wykonałam swoją pracę w 100 procentach. Janek zdążył mi przez ten czas napisać tylko krótką wiadomość z informacją, iż jeszcze "chwilę" to potrwa. Przeniosłam się do sypialni, gdzie włączyłam jakiś koreański serial. Przejrzałam Facebooka, Messengera, a także Instagrama. Odpisałam mojej nowej koleżance, Lindzie, potwierdzając wyjście do klubu w następną sobotę. Dziewczyna była Wietnamką, choć większość życia spędziła w Polsce, obecnie mieszkała na granicy Piaseczna, rzut beretem o mojego mieszkania. Poznałyśmy się kilka miesięcy temu na Targach Żywności, gdzie obydwie pracowałyśmy, choć dopiero od dwóch tygodni pisałyśmy ze sobą regularnie. Za oknem oglądałam ciemne chmury, nie minęło też pół godziny, aż lunął ogromny deszcz. Uwielbiałam deszcz, w jakiś dziwny sposób dawał mi spokój. Zarzuciłam więc na siebie bluzę, po czym wyszłam na balkon. Zaiągnęłam się papierosem, drżąc z zimna. 

Gdy wróciłam do środka, rozciągnęłam się szeroko na łóżku. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak spięta byłam. Potem zawinęłam się w kulkę i, nim się obejrzałam, usnęłam jak dziecko. 

Obudziło mnie mocne szturchanie. Jęknęłam głośno, po czym podniosłam się gwałtownie, dopiero co otwierając oczy. Pierwsze, co zauważyłam, to mrok za oknem. Do sypialni wpadało tylko półświatło z salonu. 

- Lili, już? Wstałaś? - spytał Janek. 

Spojrzałam na niego niewyraźnie, dopiero co dochodząc do siebie. Blondyn trzymał mnie za ramię. Na plecach miał już zarzucony duży plecak. 

- Hej - mruknęłam zachrypiałym głosem.

- Lil, ja już jadę. Szyman czeka na mnie na dole. Widzimy się za trzy tygodnie, prawda? - spytał. 

Objęłam go bez słowa, czując pod powiekami piekące łzy. Pociągnęłam nosem. 

- Myślałam, że odwiozę cię na lotnisko. 

- Jest okropna, pogoda, leje, grzmi, lepiej, żebyś została w domu, nie będę się o ciebie wtedy martwił. 

Podniosłam się niezgrabnie, by chociaż odprowadzić blondyna do drzwi. Ciszę w mieszkaniu przerywały tylko uderzenia kropel w okna. Jaś stanął przed drzwiami, obok zauważyłam jego dużą, czarną walizkę. Popatrzył na mnie, westchnął głęboko. Oparł swoje czoło o moje, przymknął oczy, ja również. 

- Pisz do mnie, Lil. Proszę cię, pisz do mnie. 

Złapałam go za szyję, obejmując najmocniej, jak się tylko dało. Poczułam jego duże dłonie na swoich plecach. 

- Kocham cię, Jasiu - oznajmiłam łamiącym się tonem. 

- Ja ciebie też. Ale już, spokojnie, przecież się widzimy za trzy tygodnie. - Uśmiechnął się szeroko. 

Otworzył drzwi i wyszedł, nie oglądając się za siebie. 

Serce biło mi jak oszalałe, czułam ogromny niepokój. Nie wiedziałam tylko, co takiego oznaczał. Ledwo panowałam nad swoim oddechem, zaczęłam cicho płakać. Z lodówki wyciągnęłam najtańsze Fresco, które kupiła dzień wcześniej. Nie fatygowałam się kieliszkiem. Usiadłam na kanapie i wlałam w siebie ogromny łyk. 


****Od autorki******

Dzień dobry! Kolejny, ciężki, zwłaszcza pod względem psychicznym, tydzień. Nawet pisanie mi kompletnie nie idzie (szok!), dlatego też potrzebuję Waszego wsparcia i jakiejś motywacji ;)

Tinder || Jan-RapowanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz