Rozdział 63

183 14 0
                                    

- Lili, to naprawdę nie jest problem, Janek może się u nas zatrzymać. Przecież pokój gościnny jest duży - zapewniła mnie po raz kolejny Kasia, ja natomiast jedynie pokiwałam przecząco głową. 

- Przestań, Kasia, nie chcę nadużywać twojej gościnności, i tak robisz dla mnie bardzo dużo - odpowiedziałam słabym tonem. 

- Myślę, że obydwoje będziecie czuć się lepiej, jeśli będziecie obok siebie - stwierdziła, a ja musiałam przyznać jej rację. Nie powiedziałam jednak tego na głos. - Poza tym, zrobimy sobie miły wieczór we czwórkę, jest piątek, odprężymy się, napijemy czegoś, pogadamy. Będzie fajnie, zobaczysz. 

Kobieta poklepała mnie delikatnie po ramieniu. 

- Niech ci będzie, ale w poniedziałek wyjeżdżamy. Nie możemy tu siedzieć cały czas, to nie rozwiąże naszych problemów - mruknęłam słabo. 

- Przecież wiesz, że możesz siedzieć tyle, ile chcesz - odpowiedziała.

Obserwowałam ją w ciszy, gdy ta dopijała swoją kawę. Odstawiła kubek do zmywarki, uśmiechnęła się do mnie, a następnie opuściła kuchnię. Westchnęłam głęboko i podniosłam się by wyjść na balkon i zapalić. 

Słońce raziło mnie przyjemnie w twarz, a nikotyna drapała moje gardło. W wielkim napięciu czekałam na przyjazd Janka do Gdańska. Od kilku dni prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, a zdążyliśmy się ostro pokłócić dwa razy. Nie chciałam, by przyjeżdżał, ale ten w ogóle nie chciał słuchać moich argumentów. Uparł się, że musi być ze mną i koniec. Mówiłam mu, że nie było takiej potrzeby, że powinien wrócić do Warszawy, zając się kończeniem swojej płyty oraz pracą, ale był głuchy na moje prośby, co wkurzało mnie jeszcze bardziej. Nie potrafiłam go powstrzymać, a jakoś nie miałam ochoty na spędzanie z nim czasu. Nie mogłam znieść jego zmartwionych oczu i wściekle zaciśniętej szczęki. Nie pomagało mi to. 

- Lili, ja już wychodzę - rzuciła Kasia, wystawiając głowę przez drzwi balkonowe - pewnie wrócę po szesnastej. 

- Pewnie, leć, Janek i tak za chwilę przyjedzie - odparłam, posyłając przyjaciółce sztuczny uśmiech. Zaciągnęłam się jeszcze raz papierosem. 

- Powinnaś serio przestać palić, jeśli jesteś w ciąży - oznajmiła swoim charakterystycznym, matczynym tonem. 

Mimowolnie wywróciłam oczami. 

- Przestań wymyślać, nie jestem w żadnej ciąży. Jestem praktycznie bezpłodna przez mój zespół policystycznych jajników, mówiłam ci już. 

- Cuda się zdarzają - odparła. 

- Ale nie w moim życiu. Serio, nie wymyślaj - odpowiedziałam, wchodząc do środka. 

- Urodziłam trójkę dzieci, umiem rozpoznać objawy ciąży - stwierdziła z przekonaniem. 

- Jedź już do szpitala, profesor nie będzie czekał cały dzień - rzuciłam. 

Blondynka pożegnała się ze mną, a następnie zamknęła za sobą drzwi. Dwa razy sprawdziłam, czy są zamknięte, a potem rozsiadłam się na kanapie z laptopem na kolanach. W tle leciała spokojna muzyka, więc postanowiłam wykorzystać ten czas i wziąć się za pracę. 

To, że byłam załamana, to powiedzieć za mało. Naprawdę brakowało mi już sił na życie. Bardzo mocno wierzyłam w działania policji, ale ci całkowicie mnie olali. Zgłosiłam pojawienie się mojego prześladowcy, jednak oni mi nie uwierzyli. Stwierdzili, że mógł być to każdy i nie zamierzali zabierać się za jakiekolwiek poszukiwania podejrzanego. Polska policja, proszę państwa. Nie wysłali nawet jednego patrolu, absolutnie nic. Dlatego też Janek był tak wściekły i za cel postawił sobie znalezienie mi odpowiedniego ochroniarza. O to była druga awantura, bo nie miałam zamiaru paradować po mieście z cudzym cieniem. Nie potrzebowałam ochrony, ale ten ponownie nie chciał mnie słuchać. 

Tinder || Jan-RapowanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz