Rozdział 98

113 10 0
                                    

Janek mnie okłamał. Musiał. Nie wierzyłam w to, że dopiero teraz opanował jazdę na koniu. Obserwowałam go bacznie. Był tak spokojny, a zarazem tak pewny siebie, wyglądał jak rodowity koniarz. Na pewno uczył się już wcześniej, a mi wmawiał co innego, bym się lepiej poczuła. Bo ja nie byłam w tym najlepsza, ba, byłam beznadziejna. Kurczowo trzymałam się lejcy, a uda zaciskałam wokół grzbietu Śnieżynki tak mocno, że byłam pewna, że połamię jej żebra. I choć dostałam najspokojniejszego oraz najstarszego konia, to i tak byłam zbyt przerażona, by spokojnie podziwiać widoki. Serce biło mi jak oszalałe, a w głowie miałam obrazu swojego upadku. I Bedoes mnie uczył, i Janek mnie uczył, i nawet Roksana mnie uczyła, ale to było na nic. Ni chuja. 

- Po prostu musisz wyluzować, ona czuje, że jest zdenerwowana, bo ty jesteś zdenerwowana - powiedział Janek po raz kolejny, gdy Śnieżynka gwałtownie pokręciła łbem, a ja pisnęłam. 

Posłałam chłopakowi mordercze spojrzenie, a ten jedynie się uśmiechnął. Rozejrzałam się dookoła. Nie miałam pojęcia, dokąd zmierzaliśmy, bo to chłopak zażyczył sobie wycieczkę konną. Nie interesowały go moje sprzeciwy, choć teraz byłam mu wdzięczna za ten wypad. Krajobraz zapierał mi dech w piersi. Słońce szybko zachodziło i znikało za horyzontem. Otaczały nas ogromne iglaste lasy oraz łąki, na których nie było już żadnych kwiatów. To boleśnie uświadomiło mnie o nadchodzącej zimie. Towarzyszyła nam absolutna cisza przerywana jedynie świergotem ptaków. W oddali dostrzegłam stado sarn. To było piękne. Choć szybko uciekłam z mojej rodzinnej wsi, za którą nie przepadałam, to cholernie tęskniłam za tym spokojem. 

Wczorajsza rozmowa z Bedoesem poprawiła mi nastrój, dodała mi sił. I, choć Jaś nie chciał się zgodzić na jego pomysł, to dobrze wiedział, że nie mieliśmy już innego wyjścia. A ja po raz, kolejny zakochałam się w dobroci Janka. Nieważne było to, jak bardzo ktoś go skrzywdził, on nie potrafił się odegrać. Nie umiał skrzywdzić kogoś psychicznie, zranić. Może i byłam świadkiem jego kilku bójek, ale nic więcej. Miał zbyt dobre serce. Po raz kolejny przypomniały mi się słowa Bedoesa. O tym, że byliśmy całkowitymi przeciwieństwami. Nigdy tego nie zauważyłam, ale teraz raziło mnie to po oczach na każdym kroku. Zastanawiałam się, czy to dobrze dla nas wróżyło. 

- Chwila przerwy? - zapytał w pewnym momencie chłopak, spoglądając na mnie. 

- Jezu, tak, proszę - rzuciłam od razu.

Zatrzymaliśmy się na niedużej łące. Blondyn zgrabnie zszedł ze swojego czarnego konia, a potem pomógł mi. Złapał mnie za biodra i od razu postawił na ziemi. Z niedużego plecaka wyciągnął butelkę wody, po czym podał mi ją bez słowa. Sam przez ten czas uwiązał zwierzęta, by nie uciekły. Otarłam z czoła kilka kropelek potu, rozejrzałam się dookoła i zadrżałam. Noce stawały się już cholernie zimne. 

- Mówiłem, żebyś wzięła katanę, bo ja ci swojej nie oddam - upomniał mnie Jaś, a ja mimowolnie wywróciłam oczami. Mimo swoich słów ściągnął z siebie jeansową kurtkę. 

Chłopak złapał mnie za rękę, przyciągnął bliżej. Stanęłam na palcach, by go pocałować. Kiedy nasze usta się zetknęły, od razu przeszedł mnie przyjemny, znajomy dreszcz. Palce blondyna delikatnie gładziły mój policzek, zarzuciłam mu ręce za szyję, delikatnie ciągnęłam kosmyki włosów, a ten mruczał cicho. Po kilku minutach oderwał się ode mnie, oparł swoje czoło o moje. 

- Wiesz, jaki dzisiaj mamy dzień? - spytał cicho. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się głęboko, aż w końcu pokiwałam przecząco głowę. - Mamy dzisiaj rocznicę, Lils. 

Gwałtownie odsunęłam się od ukochanego, otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Od razu popatrzyłam na zegarek, by sprawdzić datę. Miał rację. 

- O Boże, zapomniałam! - krzyknęłam, czując ogarniające mnie zawstydzenie. Przyłożyłam dłonie do głowy, nie wierzyłam, że mogło mi to wypaść z głowy. Nigdy nie rozmawialiśmy na temat dat, nie sądziłam nawet, że Janek mógł o tym pamiętać. - Kompletnie straciłam poczucie czasu, Rosochacz zaburzył mi czasoprzestrzeń. Janek, przepraszam, nawet nie mam dla ciebie prezentu!

Chłopak wybuchnął cichym śmiechem, widząc moją reakcję. 

- Cały dzień się zastanawiałem, czy obmyśliłaś coś specjalnego. Lili, która potrafi wyrecytować randomowe zdania z rozmowy sprzed miesięcy, zapomniała o tak ważnej dacie? - Pokręcił głową z niedowierzaniem, a ja fuknęłam obrażona. Posłałam mu kuksańca w ramię, jednak ten nawet nie zwrócił na to uwagi. Złapał mnie za rękę i z powrotem do siebie przyciągnął. Otulił mnie ciasno swoimi rękoma, a ja przylgnęłam do niego, wdychając zapach perfum. - Przyjazd tutaj to najlepszy prezent, jaki mogłaś mi podarować. I ja też nie mam dla ciebie prezentu, został w domu. 

- Strasznie mi głupio - wyznałam szczerze, nadal czując niewyobrażalne zawstydzenie, co tego najwyraźniej cholernie bawiło. 

Z szerokim uśmiechem pocałował mnie w czoło, a ja odetchnęłam głęboko. Objęłam go mocno w pasie, a głowę oparłam w zagłębieniu jego szyi. Mogłam tak tkwić godzinami, a nawet i dniami, było mi zbyt dobrze. 

- Trochę się boję, Lils - wyznał nagle.

Mruknęłam cicho niezadowolona, że ten przerwał tak cudowny moment. 

- Wszystko się ułoży, po prostu daj nam działać - powiedziałam, nie odrywając się od blondyna. 

- Martwię się, że wpakujemy się w jeszcze większe gówno. To nie jest zabawa, tylko poważne sprawy. Mogę na tym stracić, ja, ty, cała wytwórnia, nasi najbliżsi, nawet Bedoes. To, co chcecie zrobić, nie jest legalne, pamiętaj o tym, proszę. Nie chcę, żebyś na tym ucierpiała - powiedział. 

Podniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy. Paznokciami złapałam go mocno za podbródek, zmuszając, by na mnie spojrzał. 

- Przestań pierdolić - warknęłam - jesteśmy teamem i działamy razem. A nawet jeśli na tym ucierpię, to sobie z tym poradzę. Jestem zbyt silna, by ktokolwiek mógł mnie skrzywdzić. Poza tobą. 

- Obiecuję, że tego nie zrobię - oznajmił z ręką na sercu. 

- Mam nadzieję. - Pogroziłam mu palcem. - Jak zrobisz mi krzywdę, to dostaniesz w ciry od Bedoesa. 

Janek parsknął głośno śmiechem. 

- Powinienem był się domyślić, że szybko okręcisz go wokół palca - stwierdził, obejmując mnie ponownie - jak ty to robisz?

- To się nazywa urok osobisty, mój drogi - odparłam, szczerząc zęby. 

Złapałam go za dłoń, a następnie obkręciłam się wokół własnej osi, trzymając go za palec. Ze śmiechem przybliżyłam się do Jasia, a następnie na jego ustach złożyłam delikatny pocałunek. Blondyn pociągnął mnie delikatnie za włosy, aż jęknęłam. Wyczułam, jak się uśmiechnął. Położył dłonie na mych pośladkach, ścisnął je mocno. 

- Musimy wracać na ranczo - oznajmił nagle poważnym tonem, przerywając pocałunek. 

Zmarszczyłam brwi skonsternowana.

- Czemu? Wszystko w porządku? - spytałam zatroskana. 

- Ze mną tak, ale jak zaraz nie wrócimy, to cię zerżnę na tej trawie. I zapewniam, że potem nie staniesz na nogi - odparł, łapiąc mnie za rękę i prowadząc w stronę stojących obok koni. 

Tinder || Jan-RapowanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz