Obudziłam się stosunkowo późno, choć i tak byłam cholernie niewyspana. W nocy budziłam się średnio co dwie godziny, a każdy, nawet najmniejszy dźwięk, wywoływał moją panikę.
Podniosłam się, by sięgnąć po pilota, a następnie odpaliłam Ukrytą prawdę. Zawinęłam się w koc, a Prada, pies Kasi, wskoczyła na kanapę obok mnie. W domu panowała absolutna cisza, koleżanka zapewne jeszcze spała.
Nie rozmawiałam jeszcze z Jankiem, nie mówiłam mu o najnowszym liście. Nie chciałam go martwić w trakcie jego trasy festiwalowej i koncertów. Sama natomiast już nie wiedziałam, co czułam. Powiedzieć, że byłam przerażona, to jak nie powiedzieć nic. Cholernie się bałam. Ktoś mnie śledził, ktoś śledził każdy mój ruch. Wiedział nawet, że będę w Gdańsku, zanim fizycznie tam pojechałam. Skąd? Praktycznie nikt o tym nie wiedział. Jedynie ja, Janek, Kasia wraz z jej rodziną oraz Solar. A nie podejrzewałam ani jednej osoby z nich. Wczoraj opowiedziałam o wszystkim Kasi. Kobieta była bardzo zmartwiona, widziałam to w jej oczach. To współczucie. Ten strach o mnie, a także o siebie. Czy jej też coś groziło? Kto to wiedział? Wiedziałam, że czeka mnie dzisiaj rozmowa z Jasiem oraz Karolem, musiałam to załatwić jak najszybciej. Byłam jednak zbyt zmęczona, by nawet podnieść się z kanapy. Czekała też na mnie praca, Piotrek pisał coś rano, ale nawet tego nie odczytałam.
Westchnęłam głęboko. Prada zaczęła stukać łapą w drzwi balkonowe, więc w końcu zwlokłam się i wypuściłam ją na podwórko. W międzyczasie wstawiłam też wodę na kawę, a potem wróciłam do obserwowania biegającego na zewnątrz psa. Szukałam też kogoś, kogoś, kto mógł mnie obserwować albo zrobić krzywdę spanielowi. Był dzisiaj szary, pochmurny dzień, zbliżała się kolejna burza. Niebo było ciemne, jakby zmierzchało. Serce biło mi szybko, zmrużyłam oczy, by lepiej widzieć dalsze horyzonty. I wtedy go zobaczyłam. Męską sylwetkę, która stała nieopodal. Mężczyzna miał dłonie w kieszeni, a także ciemny kaptur na głowie. Czułam na sobie jego wzrok, wywiercał dziurę w mojej głowie. Zamarłam sparaliżowana strachem. Mierzyliśmy się spojrzeniami, ale stał za daleko, bym mogła dostrzec jego twarz. Ale wyglądał jakby znajomo. Gdy usłyszałam głośne gwizdanie czajnika, wzdrygnęłam się jak oparzona. Obudziłam się z transu i pędem ruszyłam do salonu po telefon. Musiałam zadzwonić do komisarza, który zajmował się śledztwem.
- Kasia! Kasia! - wrzasnęłam głośno roztrzęsiona, gdy wybierałam numer.
Po kilku sygnałach usłyszałam pocztę głosową, więc szybko się rozłączyłam. Podbiegłam z powrotem do okna, czajnik nadal gwizdał, a mężczyzna rozpłynął się w powietrzu. Rozglądałam się szybko za nim, ale nie było po nim śladu.
- Co się dzieje? Co się stało? - pytała zaspana blondynka, zbiegając po schodach.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy.
- On tam był, rozumiesz?! - krzyknęłam, odwracając się do niej. Oddychałam ciężko, szybko, jakbym właśnie skończyła długi trening na siłowni. Złapałam przyjaciółkę za ramiona i potrząsnęłam nią mocno. - On tam był! Patrzył na mnie, rozumiesz!? Widziałam go, stał tam, patrzył na mnie, jakby chciał mnie zabić! Widziałam go, był tam! - powtarzałam jak szalona - Boże, Prada!
Otworzyłam szerzej drzwi spanikowana i zawołałam psa. Suczka przybiegła szybko, a ja wpuściłam ją, a potem zamknęłam drzwi. Ponownie się rozejrzałam, ale mój prześladowca zniknął.
- Lili, Lili, uspokój się - powiedziała Kasia. Stanęła naprzeciwko mnie, dotknęła delikatnie ramienia, a potem nawiązała kontakt wzrokowy. - Lili, spokojnie. Jesteś pewna, że go widziałaś? Że to był on?
- Ta-ak - wyjąkałam, nadal oddychając ciężko.
Kasia posadziła mnie na kanapie, a ja przytuliłam nogi do klatki piersiowej, podbródek położyłam na kolanach. Nie potrafiłam opanować drżenia całego ciała. Łzy cały czas ciekły po mojej twarzy. Po chwili blondynka przyniosła mi kubek gorącej herbaty, a do ręki podała trzy białe, nieduże tabletki.
- Uspokajające, połknij - wyjaśniła stanowczym tonem.
Wykonałam jej polecenie, a następnie upiłam łyk cieczy. Kasia siedziała obok, obejmowała mnie delikatnie ramieniem, dłonią pocierając moje plecy. Mijały minuty, a ja powoli się wyciszałam. Tętno spadało, a oddech stawał się równomierny.
- Opowiedz mi dokładnie, co i kogo widziałaś - poprosiła spokojnie.
Wzięłam głęboki wdech, a potem opowiedziałam jej to, co widziałam, nie szczędząc żadnych szczegółów.
- To nie mógł być przypadek - dodałam na końcu - wydaje mi się, że go rozpoznałam. I patrzył prosto na mnie, to musiał być on. Przecież mieszkasz na samym końcu ulicy, nikt się tutaj nie zapuszcza bez powodu.
- To fakt. Zadzwoń jeszcze raz do tego podkomisarza, a potem do Janka. Musisz mu wszystko powiedzieć. Ja się ogarnę i zrobię nam śniadanie, dobrze?
Bez słowa pokiwałam twierdząco głową. Kasia uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, a następnie podniosła się. Ja odetchnęłam głęboko. Przeczesałam dłonią włosy, potem napisałam do Janka. Nie siliłam się na zbyt wiele słów, nie miałam na to siły. Wysłałam mu zdjęcie otrzymanego wczoraj listu, dodając niezbędne informacje. Zadzwoniłam do policjanta, jednak ten ponownie nie odebrał. Jemu więc też wysłałam SMSa o takiej samej treści, jak do Janka. Blondyn nie odpisywał, zapewne jeszcze spał.
Do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach jajecznicy oraz smażonej kiełbaski. Mój żołądek od razu podszedł do gardła, zakryłam dłonią usta. Nie minęła nawet minuta, gdy poleciałam do łazienki i zwymiotowałam całą, marną zawartość swoje żołądka. Po kilku minutach w końcu podniosłam się z zimnych kafelek podłogowych. Przemyłam twarz zimną wodą, umyłam też zęby, ale wcale nie czułam się lepiej.
- Wszystko okej? - spytała Kasia, gdy pojawiłam się w kuchni.
Usiadłam na wysokim krześle przy wyspie kuchennej, a kobieta postawiła przede mną talerz ze śniadaniem.
- Daj spokój. Z tych nerwów cały czas wymiotuję, mój organizm już sobie nie daje rady - westchnęłam głęboko, zanim niechętnie zabrałam się za jedzenie. Kobieta obserwowała mnie bacznie przez kilka chwil. - Co? spytałam z pełnymi ustami.
Kasia zrobiła dziwną minę, otworzyła delikatnie usta, jednak zaraz je zamknęła.
- Jesteś pewna, że to nerwy? - spytała.
Uniosłam szeroko lewą brew.
- Kasia, jestem jednym, wielkim kłębkiem nerwów, stresu i cholera jedna wie, czego jeszcze - odpowiedziałam lekko poirytowana.
- Chodzi mi o to, że... - zaczęła, nie do końca wiedząc, jak odpowiednio ująć słowa - może to nie nerwy? Może to ciąża?
Zszokowana jej słowami, zakrztusiłam się z wrażenia. Zakasłałam głośno, wypluwając to, co zdążyłam już przeżuć.
****Od autorki****
Aloha, dzień dobry! A co to za mała aktywność ostatnio? Chcę wiedzieć, co myślicie, także koniecznie daj znać!
CZYTASZ
Tinder || Jan-Rapowanie
FanfictionTo miały być szybkie badania socjologiczne, chciałam tylko poznać powody i skutki aplikacji randkowych. Nie miałam zamiaru poznawać nikogo nowego, bo nie lubiłam marnować czasu. Byłam karierowiczką, która nienawidziła facetów. A on to wszystko zni...