Rozdział 16

504 25 6
                                    

Miałam dzisiaj naprawdę zły nastrój. Moi rodzice znowu prowadzili ze sobą zacięte awantury, wplątując to mnie i moją siostrę. Naprawdę nie miałam już na to siły. Wykończyły mnie ciągłe telefony, zarzuty i oskarżenia. Kto był lepszy, kto był gorszy, kto coś zrobił, a kto nie zrobił absolutnie nic. Zawsze wydało mi się, że kiedy rodzice się rozwodzą, lepiej być starszym i nie mieszkać z nimi. Chyba nie mogłam się bardziej pomylić. To było jeszcze gorsze, ponieważ wciągali mnie w pranie swoich brudów cały czas. Przez pół rok starałam się zachować neutralność, nie stawać po żadnej stronie, chociaż dobrze wiedziałam, że to ojciec rozbił rodzinę swoimi durnymi aplikacjami randkowymi, tajemniczymi randkami 100 kilometrów od domu, a przede wszystkim swoimi kłamstwami. 

A Janek? Nie odzywał się, ja też nie. Szpiegowałam go jedynie na Instagramie, ale cała ta sytuacja doprowadziła mnie na dno. Starałam się o nim nie myśleć, o dziwo przychodziło mi to bardzo łatwo. Pałałam ogromną wściekłością, to było lepsze niż smutek i rozpacz. 

Coraz częściej odczuwałam także poczucie samotności, miałam wrażenie, że coraz więcej osób ode mnie odchodziło. Coraz częściej zastanawiałam się nad spotkaniem z psychologiem, bo to wszystko mnie dobijało. Wszystko mnie bolało. Wczułam się w tę relację, znowu, i dostałam po głowie. Popełniłam kolejny błąd, bo zaufałam nieodpowiedniej osobie. 

Nazwał mnie alkoholiczką. Alkoholiczką. Lubiłam alkohol, ale... Nie aż tak. Piłam często, ale bez przesady. Nie miał prawa mnie tak nazywać. 

Miałam ochotę zniknąć. Z tego świata. W miejsce, gdzie nie musiałabym myśleć o wszystkich moich problemach, durnych kłótniach, przyjaciołach i Janku. 

Wróciłam do swojej pracy licencjackiej, powoli kończyłam pisanie, co było dla mnie ogromnym sukcesem. Napisałam kilka zdań i znowu się zacięłam. 

Wyjrzałam przez okno. Prószył śnieg. W końcu. Kiedyś uwielbiałam zimę, teraz kojarzyła mi się z chlapą. Zarzuciłam na siebie kurtkę, nawet nie fatygowałam się jej zasunięciem i wyszłam, by się zaciągnąć. Paliłam jak smok wszystko, co tylko mi wpadło w ręce. Już nawet zimno mi nie przeszkadzało. Gapiłam się w niebo przez bity kwadrans, potem wróciłam do środka. 

Westchnęłam głęboko i włączyłam Chirurgów, kiedy indziej się dopisze pracę licencjacką. Mimo, że była niedziela, miałam ochotę na jakieś wyjście, a najlepiej lunch, dlatego od razu napisałam do mojej najlepszej przyjaciółki, która mieszkała obok. 

Odezwał się mój telefon. Jednak to nie była on. To był Tinder. Po moich powiekach zaczęły spływać słone łzy, całkowicie zapomniałam o istnieniu tej aplikacji. Rzuciłam telefon na drugą stronę łóżka i zaczęłam gorzko płakać. Resztkami sił podniosłam się. Poszłam do kuchni, z lodówki wyciągnęłam butelkę martini. Od razu wlałam je do gardła.  

Zaczęłam rozmyślać o swojej imprezie urodzinowej w przyszłym tygodniu. Czy ja jej chciałam? Nawet gdyby był jeszcze Janek, i tak nie mogłabym go zaprosić. Szybko uświadomiłam sobie jednak, że to była świetna okazja do napicia się z przyjaciółmi. Tak. Tego potrzebowałam. Ale czy aby na pewno miałam wszystko zaplanowane? W tygodniu nie chciałam zawracać sobie tym głowy. Powoli wyliczałam sobie wszystko w głowie i z takimi myślami właśnie usnęłam. 

Kiedy się przebudziłam, za oknami zapadał zmierzch. Było mi bardzo zimno, dlatego, niechętnie, się podniosłam, by włączyć ogrzewanie. Nadal myślałam o Janku. Nie wierzyłam, że to wszystko tak po prostu się miało zakończyć. Jak za pstryknięciem palca. Nie wierzyłam, kiedy to się zaczęło. A już było po wszystkim.

Miałam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, dlatego zaparzyłam sobie zieloną herbatę i ponownie przysiadłam do laptopa, choć umysł miałam przepełniony tysiącem innych myśli. Do głowy przyszła mi Cela i Krystian. Dziewczyna twierdziła, że tylko się przyjaźnili. Nie wiedziałam, czy w to wierzyć, czy nie, już raz mnie okłamała. Byłam trzecim kołem u wozu. W szkole zawsze byłam wybierana na wfie ostatnia. Przyjaźniłam się z dwoma dziewczynami, ale ja byłam tą trzecią, dodatkową. Zawsze w autobusie musiałam siedzieć sama albo z randomowymi uczniami, którzy, podobnie jak ja, nie mieli własnej pary. Choć od czasów gimnazjalnych minęło już 5 lat, to te obawy nadal we mnie siedziały. Cały czas o tym pamiętałam i o bólu, który mnie przytłaczał. 

Jak już udało mi się skupić na pisaniu, to nie minęło pół godziny, gdy zadzwoniła moja rodzicielka. 

- Mamo, piszę pracę licencjacką, stało się coś? - spytałam, nie chcąc się odrywać od dobrej passy pisarskiej.

- Rozmawiałaś z tatą? - odparła pytaniem na pytanie. Po jej głosie rozpoznałam, że jest bardzo roztrzęsiona, co od razu wzbudziły moje podejrzenia. 

Coś się stało. Coś złego. 

- Nie, a co? 

- Lili, ja już z nim nie mogę, nie wytrzymuję. Powiedziałam mu, że wnoszę pozew rozwodowy i on się  wściekł. Zaczął mnie obrażać i wyzywać. Groził mi, że nie dostanę ani domu, ani pieniędzy, ani niczego - westchnęła i nastała niezręczna cisza. 

Nie miałam bladego pojęcia, jak ją pocieszyć. Nie wiedziałam nawet, jak na to zareagować. 

- Nie przejmuj się nim, mamo. Przecież wiesz, że jest niezrównoważony psychicznie. Rób swoje i to, co uważasz za słuszne. Masz wsparcie i moje, i siostry - powiedziałam w końcu drżącym tonem. 

Mama pociągnęła nosem, co od razu wywołały u mnie łzy. 

- Cieszę się, że jesteś taka mądra - wychlipiła. 

Wzruszyłam się jeszcze bardziej, rzadko kiedy miałam okazję usłyszeć takie słowa od własnej matki. 

- Miałam farta - rzuciłam luźno i znowu nastała cisza. 

Zerknęłam na swojego laptopa, czekała na mnie nadal praca, a do tego dwie prezentacje do zrobienia. 

W końcu pożegnałam się z kobietą i odłożyłam telefon. Od razu zauważyłam, że w tym samym czasie tata próbował się do mnie dodzwonić, ale olałam go. Wyciszyłam telefon i wróciłam do swojej pracy, próbując nie myśleć o tej popieprzonej rodzinie. Nie mogłam dać się wyprowadzić z równowagi. Dzięki resztkom alkoholu krążących w żyłach, naprawdę dobrze mi szło. 

Przez całe dwa, a prawie trzy miesiące była całkowita cisza i spokój. Cieszyłam się wtedy, że jakoś wszystko między rodzicami zaczynało się układać. Teraz wiedziałam, że to była tylko cisza przed burzą.

Po godzinie odpuściłam sobie. Z szafki wyjęłam butelkę mojego ulubionego, taniego wina. Nawet nie fatygowałam się kieliszkiem, zaczęłam pić prosto z butelki, szukając ukojenia. Bardzo lubiłam ten stan upojenia, kiedy już nic nie czułam. Gdy łzy przestawały lecieć, a mózg się po prostu wyłączał. 

Odpaliłam telefon i wytrzeszczyłam szeroko oczy. Janek napisał do mnie. 

Janek: Hej skarbie, kiedy się znowu widzimy? Już nie mogę się doczekać tego malinowego smaku twoich ust <3 

Ale to nie był Janek. Mój Janek. To był Janek z Tindera, z którym się kiedyś umówiłam. Gościu obmacał mnie przed restauracją, a potem zaczął mnie krytykować. 

Ogarnął mnie niesamowity bulwers. Jak on śmiał?! Miał czelność do mnie pisać?! Po dwóch miesiącach?! Co za frajer!

Od razu wysłałam dziewczynom screena tej wiadomości. Wszystkie miały bardzo podobną opinię na jego temat. Ja, czując już alkohol płynący we krwi, zaczęłam pisać długą i nienawistną wiadomość. Musiałam się na kimś wyżyć. 

Nie ulżyło mi, kiedy ją wysłałam, więc powoli dopijałam butelkę. 

Była dopiero dwudziesta, ale ja już położyłam się do łóżka. Włączyłam swoje ulubione kolorowe światełka ledowe, włączyłam serial i pozwoliłam sobie na cichy płacz. 

Wiedziałam, że muszę iść do pracy jutro rano, pewnie z kacem. Wiedziałam, że muszę nakremować twarz, żeby kolejne krosty się nie pojawiły, czekała też na mnie kąpiel z myciem włosów, rano nałożyłam na nie olej musztardowy. Do tego nie powinnam omijać całej rutyny wieczornej pielęgnacji, miałam być dzięki niej ładniejsza. Ale całkowicie to olałam. Alkohol był zbyt dobry, nawet jak na liczenie kalorii. 

Czemu to wszystko się tak bardzo popieprzyło? Dlaczego nie mogłam być szczęśliwa? Chociaż raz? Co, do cholery, było ze mną nie tak? Może naprawdę powinnam się ewakuować z tego świata. 


**** Od autorki****

Halo, odbiór! Tak trochę melancholijnie, I know... 


Tinder || Jan-RapowanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz