Różowy

11 1 0
                                    

- Hej - szepnął Leon, przytulając Alicję na pożegnanie. - Cześć, Janek.
Chwilę później patrzyliśmy, jak zmierza w stronę swojego domu. Robiło się już ciemno.
- To co? Widzimy się na rozpoczęciu? - zapytałem, zaczynając wprawiać koła wózka w ruch.
- Nie chcesz ze mną wrócić? - zdziwiła się Alicja...
- Zajmie mi to wieki - wytłumaczyłem. - A ty może się śpieszysz...
- Daj spokój - odparła. - Wracamy razem i kropka.

Szliśmy (tak właściwie Alicja szła, ja jechałem) powoli. Słuchałem opowieści przyjaciółki. Podobno zarówno Damian, jak i Kamil stanęli w mojej obronie. Zastanawiałem się, jakim cudem Alicja uwierzyła, że jestem z Tośką. Dlaczego w ogóle miałbym z kimkolwiek być?
- Dlaczego jej uwierzyłaś? - zapytałem.
- Sama nie wiem... - westchnęła, poprawiając włosy rozwiane przez wiatr. - Może dlatego, że ty nie protestowałeś?

Racja. Nie zaprzeczyłem wtedy ani jednemu słowu Tośki. Przynajmniej nie w obecności Alicji.
- Byłem w szoku. Zresztą, myślałem, że po prostu ją wyśmiejesz.
- Janek, wszyscy - powiedziała.
- Co masz na myśli?
- Wszyscy, a raczej wszystkie... Tylko nie ona, tylko nie Tośka, rozumiesz? Proszę cię, Janek. Tylko nie Tośka.

Przewróciłem oczami.
- Ja w ogóle nie potrze... - zacząłem, jednak przerwałem, słysząc potężny grzmot, a potem chlust wody.
- No pięknie - jęknęła Alicja. Po 2 minutach wszystko dookoła wyglądało jak po powodzi. My również.
- Biegnij do domu - poleciłem przyjaciółce. - Jeszcze się przeziębisz... Ja sobie jakoś dopełznę do domu.
- Chyba żartujesz - prychnęła i złapała za rączki od mojego wózka. - Jedziemy!
- A twoja noga? - zapytałem, ona jednak zdawała się tym nie przejmować.

Alicja biegła naprawdę szybko, choć nadal miała założoną ortezę. Deszcz spływał mi po ubraniach, włosach i twarzy. Po kilku minutach znaleźliśmy się pod furtkami naszych domów. Spojrzałem na Alicję. Jej okulary były całkowicie pokryte małymi kropelkami wody.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się. - Nie musiałaś.
- Nie ma za co - stwierdziła. - O nie...
- Coś się stało? - zapytałem.
- Rodzice pojechali z Dominikiem do dziadków... Kamil pracuje do jedenastej, a ja zapomniałam kluczy do domu... Świetnie!
- To w czym problem? Chodźmy do mnie.

Niedługo później siedzieliśmy w moim pokoju. Zdjąłem z siebie przemoczony do ostatka mundur i przebrałem się w suche ubrania. Włosy starałem się wytrzeć o ręcznik z łazienki, który właśnie zawisł na moich ramionach.
- Yyy... Ty nie możesz siedzieć w mokrych ciuchach - zauważyłem.
- Nie noszę ze sobą 24 godziny na dobę ubrań na zmianę... - odparła cicho.
- Wiem przecież - stwierdziłem. - Wezmę coś od mamy.
- Janek...
- Hmm?
- Proszę cię, nic nie bierz... Twoja mama nosi mniejszy rozmiar.
- Spoko, pewnie ma jeszcze jakieś ciążowe ciuchy.
- Janek!
- Oj, dobra, dobra. Wygrałaś. Dam ci coś swojego.

Wygrzebałem z szafy za małe ubrania, które kiedyś tam uprałem i zamierzałem oddać. Rzuciłem w stronę Alicji czarne dresy i różową koszulkę. Tę samą, która była świadkiem oświadczyn Radka i Zuzi.
- Od kiedy chodzisz w takich kolorach? - zaśmiała się Alicja.
- Od zawsze - odparłem. - Prawdziwi mężczyźni i w różowym wyglądają męsko. Idę zrobić nam herbaty.
- Dzięki, prawdziwy mężczyzno - powiedziała Alicja, uśmiechając się.

Szary mundur, szare oczy 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz