Naklejka

14 2 1
                                    

- No, to pakuj to swoje sportowe wdzianko i jedziemy - powiedział do mnie Damian. Wziąłem worek z ciuchami na rehabilitację. Przeniosłem się z wózka na fotel starego i przy okazji śmiesznego Fiata Punto, własności mojego starszego brata.
- Kluczyki? - zapytałem specjalnie. Damian zrobił wielkie oczy. Zaczął przeszukiwać wszystkie kieszenie. Zupełnie nie zwrócił uwagi na mój wyraz twarzy.
- O ty gadzie... - warknął, gdy zacząłem mu machać nimi przed nosem.

40 minut w jedną stronę przez 3 tygodnie bez weekendów tylko po to, abym przez 45 minut dziennie mógł poprawiać swoją kondycję fizyczną. Rodzice załatwili mi turnus rehabilitacyjny w renomowanym ośrodku. Cena za te zajęcia też była pewnie renomowana. Rodzice tłumaczyli, że zapłaciliby każdą cenę za mój jak najszybszy powrót do pełnej sprawności. Pewnie gdybym miał swoje dzieci, zrobiłbym podobnie.

Wysiedliśmy przed świeżo wyremontowanym budynkiem. Tym razem od razu trafiliśmy pod odpowiednie wejście. Damian przytrzymał mi drzwi, abym swobodnie mógł wjechać do środka. Przywitał nas rehabilitant.
- Przyjadą po ciebie rodzice - rzucił na odchodne Damian i tyle go widziałem. Śpieszył się do pracy. W jego kinie miała być jakaś noc horrorów. Będzie miał co sprzątać.

Przebrałem się w krótkie spodenki i sportową koszulkę. Po chwili znalazłem się w sali ćwiczeń.
- Co my wczoraj robiliśmy? - powiedział (chyba) do siebie mężczyzna, który wczoraj kazał mi mówić na siebie Nikodem. - Okej, już wiem. Nic cię nie bolało po tych ćwiczeniach?
- Raczej nie - odparłem.
- Wiesz może, kiedy zdejmą ci gips z nogi?
- Mamy wizytę w następny wtorek.

Nikodem unieruchomił mnie na wózku, przypinając pasami. Dostałem do rąk dwie elastyczne liny, które miałem przyciągać do siebie. Z trudem udało mi się zrobić kilka powtórzeń. Jeszcze kilka tygodni temu nie miałbym z tym najmniejszego problemu. Strasznie osłabłem przez tę śpiączkę, leki, może szpitalne jedzenie (nie wiem). Wstyd się przyznać, ale czasem mam problem z utrzymaniem półtoralitrowej butelki wody przez kilkanaście sekund. Wszyscy dookoła powtarzają, że to normalne. Mi jednak trochę trudno nie przeżywać.

Zrobiłem jeszcze kilka innych ćwiczeń. Ręce mnie już trochę bolały.
- Na dziś już wystarczy - oznajmił rehabilitant. - I tak już dużo dziś zrobiłeś. Po zdjęciu gipsu zaczniemy ćwiczenia nóg.
Pojechałem do szatni. Słyszałem, że przyjechali rodzice. Zaczęli rozmawiać z Nikodemem. Próbowałem wsłuchać się w ich konwersację.

- Dobrze się z nim pracuje - powiedział do mamy i taty. - Wykonuje dokładnie polecenia, jest skupiony, nie marudzi.
- Jak mu idzie? - zapytał tata.
- Nie jest źle jak na taki przypadek. Ma trochę siły. Myślę, że po dwóch tygodniach zacznie stawiać pierwsze kroki - odparł Nikodem. - Ale wiadomo, nic nie mogę obiecać. Dużo zależy od tego, kiedy zdejmą mu gips.

Wyjechałem z szatni.
- To dziękujemy za dzisiaj, do zobaczenia - powiedziała mama.
- Mogę ci dać na odchodne naklejkę "Dzielny pacjent", chcesz? - zapytał jeszcze Nikodem. Chyba dla żartów. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Podziękuję - uśmiechnąłem się. - Do widzenia!

Szary mundur, szare oczy 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz