Vintage

14 2 2
                                    

Było duszno. W powietrzu wisiała burza. Kiedyś taka pogoda 1 września była nie do pomyślenia. Od asfaltu jeszcze bardziej odbijało się ciepło. Stwierdziłem, że przejażdżka po wsi nie jest najlepszym pomysłem. Postanowiłem odwiedzić kogoś, komu dawno nie składałem wizyty.

Otworzyłem skrzypiącą furtkę. Strzępki zaschniętej farby odpadały z zaniedbanego płotu. Gdy w końcu zdejmą mi ten gips i będę mógł normalnie chodzić, muszę zrobić z tym porządek. Spojrzałem na otwarte na oścież okna. Znaczyły, że właściciel jest w domu. Nacisnąłem dzwonek u drzwi. Kilkanaście sekund później ktoś je otworzył.

- Ooo, Janek... - zdziwił się. - Co cię do mnie sprowadza?
- Ech, dziadku... - westchnąłem. - Chyba muszę z tobą pogadać.
- Wejdź - zaprosił mnie gestem ręki do środka. - Tak właściwie to wjedź...
Chwilę później znalazłem się w dziadkowym salonie. Meblościanka pamiętająca rządy Gierka, krzesła z PRL-owskiego komisu i zestaw kryształów za szklaną szybą przeniosły mnie co najmniej 50 lat wstecz. Przynajmniej telewizor wyświetlał programy na kolorowo.

Dziadek mówił, że to "styl vintage". Nie potrzebował wymieniać rzeczy, które całkiem nieźle mu jeszcze służyły. Nie znaczy to jednak, że zatrzymał się w czasie. Miał normalny telewizor,
współczesny smartfon i laptopa, na którym dość często przeglądał różne ogrodnicze grupy na Facebooku i, co gorsza, kanał na YouTube naszej drużyny, za który jestem odpowiedzialny. Pominę fakt, że filmy pojawiają się tam moooże raz na 3 miesiące. Okej, przy dobrych wiatrach i mojej wenie troszkę częściej, bo raz na dwa.

- Chcesz coś do picia? - zapytał mnie dziadek.
- Hmm... poproszę.
Dziadek wyciągnął z lodówki butelkę płynu, którego nie powinno się najczęściej pić. Skrzywiłem się.
- Daj spokój - machnął ręką, nalewając mi do szklanki oranżadę Hellenę po same brzegi. - Rodzice nie widzą...
Uśmiechnąłem się. Dziadek w końcu posłuchał moich wywodów na temat płynnych kalorii i kupił wersję bez cukru. Cóż, wiadomo, że lepiej by było, gdyby kupił zwykłą, mineralną wodę.

Zauważyłem leżący na stole album ze zdjęciami w skórzanej oprawie. Zdziwiłem się. Dziadek raczej nie należy do sentymentalnych osób.
- Mogę zobaczyć? - zapytałem. Dostałem zgodę i wziąłem album do ręki. Ważył swoje, był dość gruby. Przetarłem zakurzoną okładkę i zobaczyłem dwie litery. Z i W. Inicjały mojego dziadka.

Otworzyłem album na pierwszej stronie. Moim oczom ukazało się zdjęcie dwojga ludzi, najściślej chłopaków. Wyglądali na jakieś 17, może 18 lat. Byli ubrani w gumowe spodnie na szelkach i wysokie kalosze. Jednym z nich był mój dziadek. Poznałem go po charakterystycznych rysach twarzy. Drugi był mi kompletnie nieznany.
- Ten tutaj to Heniek, mój kumpel z dzieciństwa - rozwiał moje wątpliwości dziadek. - Z niego to był aparat...

- Co się z nim teraz dzieje?
- Z nim? Nie żyje - odparł dziadek po dłuższej chwili. - Zginął tydzień po zrobieniu tego zdjęcia... Utopił się w rzece, kiedy wyciągnął z wody jakąś dziewczynę. W zasadzie nie "jakąś", Janeczku. To była twoja babcia.

Szary mundur, szare oczy 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz