Czarna lista

7 2 0
                                    

Gabrysia wyjaśniła, że pamiętała numer do cioci, ale z tego wszystkiego zapomniała kilku cyferek. Został mi tylko telefon na policję.
- Usiądźcie sobie na ławce - poleciłem dzieciom. - Zadzwonię w takie miejsce, chwilę poczekamy i na pewno ktoś po was wróci.
Zanim Tymek zajął miejsce obok siostry, nieumyślnie przewrócił różowy plecak należący do swojej siostry.

- Ups - wyszeptał, a ja wpadłem na pewien pomysł.
- Gabrysiu, mogę zobaczyć twój plecaczek? - zapytałem, na co mała kiwnęła głową. Otworzyłem główną kieszeń i uśmiechnąłem się do siebie. Jak byłem młodszy, mama zawsze czarnym alkoholowym markerem w środku plecaka zapisywała moje imię i nazwisko oraz swój numer telefonu. W plecaku Gabrysi też była taka notatka.

Od razu zadzwoniłem na numer z plecaka. Po jednym sygnale odebrała jakaś pani.
- Halo, słucham? - powiedziała nerwowym tonem.
- Dzień dobry, z tej strony Jan Borowicz - zacząłem.
- Ja przepraszam, ja teraz kredytu nie biorę, mam inne sprawy na głowie - odparła. - Do widze...
- Nie, nie, nie, ja nie w tej sprawie - przerwałem jej w pół słowa, aby tylko się nie rozłączyła i nie dodała mojego numeru na czarną listę. - Dzwonię w sprawie Gabrysi i Tymka.

Ton głosu kobiety momentalnie się zmienił. Wyczułem w nim ulgę, rozluźnienie i swego rodzaju radość. Powiedziałem pani, że znajdujemy się w parku, a ona obiecała, że pojawi się w ciągu dwudziestu minut. Dokładnie po dziewiętnastu rozdygotana brunetka około czterdziestki wybiegła na przeciw nas. Dzieci ją zauważyły i od razu ruszyły w jej stronę.

- Ciocia! - zawołał Tymek, gdy kobieta podniosła go do góry i mocno przytuliła.
- Dzieci, gdzie byłyście? Prosiłam, żebyście poczekały przed apteką...
- Ciociu, tylko pod apteką był taki wielki pies... On tak strasznie szczekał i się ślinił, to uciekliśmy... - rzekła Gabrysia.
- Dobrze, już dobrze... - westchnęła ciocia dzieci. - Ważne, że się znaleźliście...

- Ten pan nam pomógł - Tymek wskazał na mnie palcem. Stałem z boku, kilka metrów dalej. Kobieta podeszła do mnie, a po chwili dołączyły do niej dzieci, które objęła ramionami.
- Tak bardzo panu dziękuję! Byłam z nimi w przychodni, chciałam wykupić leki, zostawiłam ich na chwilę... Prawie godzinę ich szukałam! Gdyby dyrekcja się dowiedziała... Na pewno musiałabym szukać nowej pracy...

- Ciociu, nieee! - chłopiec i dziewczynka krzyknęli niemalże jednocześnie. - Jesteś najlepszą ciocią świata!
Dyrekcja, nazywanie "ciocią", szukanie nowej pracy... Skojarzyłem, że mam do czynienia z wychowankami domu dziecka i ich opiekunką. Zrobiło mi się szkoda Tymka i Gabrysi. Nie wszyscy mają ten przywilej, aby mieć rodzinę, normalną, kochającą rodzinę.

- Dziękuję jeszcze raz - szepnęła do mnie opiekunka. - Wie pan, to są cudowne dzieciaczki, po prostu jak z obrazka, jak do reklamy. Tylko przez chorobę genetyczną nikt ich nie chce... Mieszkają u nas od trzech lat...

Usłyszałem jeszcze kilkukrotne podziękowania, przybiłem piątki dzieciakom i poszedłem w swoją stronę. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem tym razem do taty...
- Janek, dziecko, gdzie ty jesteś? - usłyszałem jego podniesiony głos.
- Tato, uciekł mi PKS... Wszystko ci wyjaśnię w domu.
- Oj, synu. Dobrze, przyjadę po ciebie. Idź do Biedronki i czekaj tam na mnie.
- Biedronka? To niech kupi proszek do pieczenia! - z oddali krzyknęła mama. Praktyczne wykorzystanie każdej sytuacji to talent wielu mam.  

Szary mundur, szare oczy 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz