Koszmar każdego podróżnika. Awaria środka transportu. Usłyszeliśmy komunikat, że Polskie Koleje Państwowe przepraszają za niedogodności. Konduktor poinformował, że niedługo przyjedzie autobus zastępczy. Harcerze zaczęli panikować, że jutro zaczynają lekcje o siódmej dziesięć i nie zdążą odrobić zadań domowych.
- Chwila - zauważył Radek. - To wam w końcu nie usunęli tych zadań domowych?
- Usunęli... - westchnął Józek. - Ale są dla chętnych... A podobno wszyscy jesteśmy chętni...
- Noo... W szkole jest teraz dużo gorzej niż jak były zadania - stwierdziła Milena-Anna-Magdalena, uczennica ósmej klasy podstawówki. - Pytanie z prawie wszystkich przedmiotów, niezapowiedziane kartkówki...Kazano nam wysiąść. Na zewnątrz było jeszcze chłodniej niż wcześniej i już całkowicie ciemno. Nawet nie wiedziałam, w jakiej miejscowości jesteśmy. W oddali było widać oświetlony peron, który ostatnio mijaliśmy. Był jakieś dwieście, może trzysta metrów dalej. Pociąg został zepchnięty na bocznicę.
Piętnaście minut później przyjechał autokar. Dopiero wtedy zobaczyłam, ile tak naprawdę ludzi jechało we wszystkich wagonach. Jechaliśmy w ostatnim wagonie, który był najbardziej oddalony od miejsca postojowego autokaru. Siłą rzeczy wszyscy pozostali pasażerowie wsiedli do środka pierwsi. Nasza grupa była na końcu.
Do autokaru wsiadła najpierw Zuzia, a później najmłodsi harcerze. Patrzyłam tylko, jak topnieje liczba wolnych miejsc.
- Jeszcze tylko jedna osoba - chamsko warknął kierowca. Na zewnątrz stałam jeszcze z Radkiem i Jankiem.
- Słucham? - zapytał grzecznie Radek.
- Ślepy jest czy głuchy? - prychnął łysiejący facet. - JEDNA OSOBA, WIĘCEJ NIE ZABIERAM!Radek zdecydowanie należy do osób spokojnych, ale tym razem miarka widocznie się przebrała. Zaczął kłócić się z kierowcą, że to nie nasza wina, że zepsuł się pociąg i ma zabrać nas wszystkich. Miał przecież rację. Kupiliśmy bilety na cały przejazd. Chcieliśmy się dostać prosto do Dziędzielowa, a nie jakiegoś pustkowia półtorej godziny drogi od naszej wsi.
Nasz z reguły opanowany podharcmistrz niestety nic nie wskórał. Pracownik stacji pomylił liczbę biletów wykupionych na przejazd i zamówił mniejszy autokar. Z kierowcą nie dało się dojść do porozumienia. Zuzia w końcu zwróciła uwagę na całe zamieszanie i do nas wyszła.
- Co teraz? - spytała.
- Ktoś musi zostać i tyle - "podpowiedział" gburowaty kierowca.
- Musiałby wtedy ktoś wrócić się na peron i czekać następne dwie godziny na kolejny pociąg - wyjaśnił Radek, zasięgnąwszy informacji u kogoś z obsługi.
- Dobra, nic, trudno... - westchnęłam. - Ja zostanę.
- I ja - dodał Janek.
- Wykluczone - stwierdziła Zuzia. - Jesteśmy za was odpowiedzialni.- A my po prostu jesteśmy odpowiedzialni. Damy sobie radę. Macie mnóstwo dzieciaków ze sobą. Żaden z opiekunów nie może sobie tak zostać na stacji. My możemy.
- Janek, to nie jest dobry pomysł... - jęknęła drużynowa.
- A macie w tym momencie jakiś lepszy? - zripostował. - Hej, Zuza, wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie.Zuzia nie była pewna. Radek chyba zdążył pogodzić się z tym, że nie ma innego wyjścia. Kierowca swoimi chrząknięciami chciał wyrazić swoje niezadowolenie. Grubiański typ. W końcu drużynowa uległa.
- Trzymajcie się, kochani - powiedziała niepewnie. Zostaliśmy sami pośrodku praktycznie niczego. Tylko tory, wąska szosa i światło dochodzące z najbliższej stacji.- Nie martw się - uśmiechnął się do mnie mój przyjaciel, włączając latarkę. - Jesteśmy razem.
Dobrze, że byłam wtedy z Jankiem. Z żadnym człowiekiem na Ziemi nie czułabym się tak pewnie jak z nim.
CZYTASZ
Szary mundur, szare oczy 2
Dla nastolatkówSzarooka przez swojego przyjaciela Alicja i ten właśnie przyjaciel Janek są harcerzami. Dla siebie są jednak przede wszystkim przyjaciółmi. Nie zawsze jest cukierkowo - życie to nie bajka. Leon, Tośka, bracia, rodzice, koledzy, harcerze - kto utrudn...