Dystrybutor

3 1 0
                                    

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Przestraszyłam się, ponieważ rodzice powinni być w pracy, a Dominik w żłobku.
- Halo, dzień dobry, mogę? - odezwał się czyjś znajomy mi głos.
-  Janek? - zdziwiłam się. - Ty nie w szkole? Na chemii?
- Aluś, od pierwszej klasy liceum w poniedziałki mamy na jedenastą... - przypomniał mi. - Mogę wejść?

Oczywiście przytaknęłam. Janek usiadł na krześle niedaleko mojego łóżka. W prawej dłoni trzymał niewielką reklamówkę.
- Chyba jestem chora - mruknęłam, przykrywając się kołdrą pod samą szyję. Ameryki nie odkryłam. Gdy pan Tomek odstawił mnie pod sam dom, wzięłam dość długą jak na późną porę kąpiel i pomyślałam, że mokre buty ujdą mi płazem. Niestety. Rano znów dostałam gorączki, a w dodatku zaczęło mnie boleć gardło.

- Przyniosłem ci coś - powiedział mój przyjaciel, wyciągając z reklamówki słoik z jakimś żółtym płynem.
- Nieee, Janek... - jęknęłam i przykryłam głowę poduszką. Niestety poznałam tę specyfik.
- Nie ma "nie, Janek", Alicja... - zaśmiał się. - Syropek z cebuli, prosto od mojego taty na zamówienie twoich rodziców. Mam cię przypilnować, żebyś wypiła pierwszą dawkę.

Syrop z cebuli. Koszmar mojego dzieciństwa. Pan Tomasz Borowicz, bardziej znany jako tata Janka i Damiana zawsze był jego dystrybutorem. Podobno to rodzinna receptura, przekazywana z ojca na syna. A najgorsze jest to, że pan Tomek ma aż 3 synów! Kolejne pokolenia ugną kolana przed tym lekiem...

Powiedziałam Jankowi, w której szafce kuchennej znajdzie łyżki. Posłusznie wypiłam syrop. Słodki, kwaśny i cebulowy jednocześnie. Ohyda. Sęk w tym, że niestety działa.
- Od razu czuję się lepiej - powiedziałam z sarkazmem.
- Każdy tak mówi, żeby nie pić kolejnych dawek.

Mimo wszystko doceniłam gest. Przecież mógł się teraz uczyć do sprawdzianu z chemii, a przyszedł do mnie. Mogę wybaczyć mu ten syrop. Zresztą, to też z życzliwości.
- Dzięki, że przyszedłeś.
- Naprawdę nie ma za co. Nie jesteś taka okropna, aby od razu unikać odwiedzania się.

- Powiesz w szkole Leonowi, że jestem chora i dzisiaj do niego nie przyjdę? - zapytałam, chyba zupełnie zapominając, do czego służy telefon komórkowy.
- Pisałem mu już - odparł. - Przyjdzie do ciebie po południu.
- Trudno cię czymkolwiek zaskoczyć - zauważyłam.
- To raczej ja jestem od zaskakiwania. A, no i właśnie... Myślisz, że powinienem już przeprosić Tośkę czy jeszcze chwilę poczekać?

- Poczekaj jeszcze... - poradziłam mu. - Ja na twoim miejscu spróbowałabym dopiero na weekendzie.
- Okej. Posłucham cię. Wydaje mi się, że w tych sprawach orientujesz się lepiej.
- No, też mi tajemnica - zaśmiałam się, jednak szybko tego pożałowałam. Znów mocniej zabolało mnie gardło.

- Będę się zbierał. Postaram się zapisać gdzieś zadania z chemii. A, właśnie. Mam dla ciebie coś jeszcze.
Uśmiechnęłam się. Świecąca kaczuszka znalazła swoje miejsce na szafce nocnej. Janek wyszedł. Przypomniałam sobie, że powinnam była oddać mu bluzę, która wisiała na drzwiach szafy. Mogłabym za nim krzyknąć przez okno, na pewno by usłyszał. Tylko że boli mnie gardło. Nie mogę się drzeć.

Szary mundur, szare oczy 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz