14 lat

18 0 3
                                    

Kolejka ludzi przede mną wydawała się nie mieć końca. Moja szkoła miała genialny pomysł, żeby odbiór zaświadczeń o wynikach egzaminów zrobić najpóźniej ze wszystkich szkół w powiecie, a pewnie nawet i szerzej. Trochę tu sobie poczekam.

Wybór nowej szkoły nie był trudny. Nie miałbym siły na dojeżdżanie pół godziny (albo i więcej) w jedną stronę do innego miasta. Przynajmniej będę mógł dłużej spać. Sen jest przecież bardzo ważny, a ja chyba jeszcze nie wyrosłem ze spania minimum 9 godzin dziennie.

Gorzej było z wymyśleniem klasy i rozszerzeń... Zacząłem od metody eliminacji:
- klasa humanistyczna odpada, po miesiącu, ba, tygodniu miałbym już serdecznie dosyć rozszerzonej historii, WOSu, a tym bardziej polskiego,
- lingwistyczna też odpada, rozszerzony niemiecki w Polsce powinien być nielegalny,
- rozszerzona geografia też mi się nie widzi, żegnaj, klaso mat-geo-ang,
- klasa artystyczna to też nie moja bajka, więc podziękuję.

Zostały dwie klasy:
- matematyczno-fizyczna w komplecie z informatyką plus nieformalnie rozszerzany angielski,
- biologiczno-chemiczno-matematyczna plus angielski również.

Nad tymi dwoma klasami miałem niezły dylemat. Podobno dwa najbardziej elitarne rozszerzenia. Dodatkowo i w jednej, i w drugiej rozszerzona matematyka, na której najbardziej mi zależało. Po tej pierwszej wszelkie studia inżynierskie, wszystkie politechniki i uniwersytety techniczne, druga otwiera drzwi na medycynę, stomatologię i tak dalej.

Może trudno w to uwierzyć, ale... postanowiłem wylosować sobie klasę. Tak, o moim przyszłym życiu miało zadecydować internetowe koło fortuny. Wyszedłem z założenia, że jeżeli mi się nie spodoba, zawsze można się przepisać. W inny sposób decyzji nie podejmę...

W końcu przyszła moja kolej. Przy komputerze siedziała dość młoda nauczycielka.
- Do której klasy? - zapytała.
- 1 A.
- Aha, dobrze, matematyczno-fizyczna. Dobry wybór - uśmiechnęła się. - Prawdopodobnie będę was uczyć matematyki.

Na szczęście wszystkie dane się zgadzały. Pożegnałem się z moją potencjalną matematyczką i uradowany wyszedłem z sali. W końcu pozostało czekać tylko na wyniki rekrutacji... Można spokojnie zająć się obozem. Ostatnim już w "Świcie". Dlaczego?

Dostałem propozycję nie do odrzucenia. Przyszła drużynowa "Narnii" (tak, drużyny Alicji) zaproponowała mi funkcję przybocznego. Zdziwiłem się, bo nie mam nawet 15 lat, ale po krótkim zastanowieniu postanowiłem się zgodzić. Nowe doświadczenia zawsze w cenie...

Choć najgorsze są jeszcze dwie rzeczy...
Po pierwsze, Daniel, mój obecny drużynowy, o niczym jeszcze nie wie - stwierdziłem, że powiem dopiero na obozie. Przecież zastęp i tak przejmie po mnie Leon... Zaczynam współczuć chłopakom. Po drugie, w "Narnii" zostanie mianowany jeszcze jeden przyboczny, a tak właściwie przyboczna. W osobie Alicji Lewandowskiej.

Przecież Zuzia nic nie wie o naszej przeszłości...

Szary mundur, szare oczy 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz