Rozdział Czterdziesty Drugi

213 4 0
                                    

                           - MAJA -

Nicholas był taki zimny i inny dzisiaj a raczej zamyślony. Cała drogę do jego rodziców nie odezwał się chyba że coś spytałam. Nie wiem czy to te zdjęcia go tak ruszyły czy może cos innego. A może nie chce ze mną być? Próbowałam o tym nie myśleć kiedy Marianne otworzyła nam drzwi z uśmiechem na twarzy i Pan Knight przyszedl do nas. - I jest moja ulubienica. Zaśmiał się i przytulił. Usmiech mi zniknął widząc Panią Knight i Vanesse.

- Miało ich do cholery nie być. Nick prawie krzyknął.

- Wiem o tym synu dopiero przyszły i nie wyjdą ale nie są mile widziane na kolacji. Odpowiedział ostro i po prowadził do stołu. Za to Vanessa i jego matka nie dała za wygraną i usiadły z nami. Vanessa uśmiechała się głupkowato do Nicholasa a kiedy rozmawiałam z jego ojcem szepnęła mu coś na co się spiął.

- Vanessa musimy pogadać. Powiedział nagle wstając a ta poszła za nim do góry.

- Nie martw lepiej powiedz mi jak idą przygotowania?

- Dobrze, mamy sale, dekoracje, jutro mamy iść na wybranie Torta i obrączek.

- To wspaniale dziecko. Bardzo się cieszę ma ten ślub. A powiedz mi masz kogoś kto mógłby cie poprowadzić do ołtarza?

- Nie.... Nie mam nikogo. Powiedziałam bo nie spodziewałam się tego ani Pani Knight.

- Chciałbym po prowadzić te do ołtarza. Jeżeli pozwolisz.

- James chyba sobie żartujesz?

- Nie wpieprzaj się kobieto nie jesteśmy już razem żebyś mogła mi mówić co mogę a czego nie. I bardzo bym się cieszył gdybyś chciała. Nick wie i nie nic przeciwko.

- Ja... Dziękuję za to naprawdę i tak byłby to dla mnie zaszczyt. Powiedziałam czując jak mnie obejmuje.

- Trzeba za to się napic, Marianne chodź na szampana. Spojrzałam do góry ale nie widziałam Nicholasa ani jej. Serce podeszło mi do gardła. Co oni tam robią? Minęło z dwadzieścia minut a ich nadal nie było. Byłam zła i to bardzo byłam zła.. Wreszcie drzwi się otworzyły i wyszli razem schodząc na dół. Vanessa się głupio cieszyła a ja naprawdę juz miałam dosyć.

- Gdzie by dolicha byliście Pan Knight krzyknął. - naprawdę dzisiaj?

- Zapewnie omawiali prezent który Nicholas dostał od Vanessy. Powiedziałam wstając. - Trzeba było porozmawiać o tym tutaj. Chyba że to jakiś sekret? Dziękuję Panu za kolację i za ta propozycje jest mi bardzo miło.

- Mnie też Maju. Uśmiechnalam się wychodząc z domu.

- Majka do cholery zaczkaj! Od kiedy sprawdzasz mnie co?

- Gdybyś mnie znał wiedziałbyś że ja cie nigdy nie sprawdzałam. Nie jestem jakąś chora świruska! Szukałam długopisu i znalazlam ten cholerny prezent. Tak, źle zrobiłam że otworzyłam ten prezent ale zrobiłam to! Więc teraz wiem czemu masz taki humor cały dzień! Może cię ruszyło to co wyslala to powiedz mi to w twarz. A może chcesz żebym to ubrała? Krzyknęłam idąc w stronę bramy. Było mi przykro że ona nadal nie dawała mu spokoju. Tyle tygodni siedziała cicho a teraz kiedy byliśmy tak blisko ślubu chciala to zepsuc.

- Jak ty możesz wogule cos takiego powiedzieć co? Dobrze wiesz ze nic mnie ruszyło!

- Wygląda to inaczej. Spędziłeś dwadzieścia minut ze swoją była podczas gdy ja siedziałam z twoim ojcem a ty bawiłeś się z nią u góry!

- Bawiłem? Do cholery maja gadałam z nią żeby dała nam spokój i przestała wysyłać takie rzeczy.

- Mam dosyć tego! Widzisz jaki to jest absurd? Zostały dwa tygodnie do ślubu a my się kłócimy o twoja była która wysyła ci bieliznę i prezenciki to jest chore a ja mam tego dosyć. Ona się ciągle kręci wokol nas.

Poszłam w stronę ulicy idąc do domu. Byłam zła na Nicholasa.... I wiedział o tym. Kłócimy się o jego była. To jest dopiero absurd. Spojrzalam na ulicę gdzie jechał powoli obok mnie.

- Mogę wiedzieć gdzie idziesz?

- Do domu, chyba że nie chcesz mnie tam, albo Vanesska tam bedzie.

- Sama dojdziesz do domu tak? Spytal rozbawiony tym. Też mnie to trochę śmieszyło. My się nie klocimy a jeżeli to zaraz się godzimy.

- Tak, dojdę sama.

- Jesteś praktycznie za miastem jest późno jak tam dojdziesz co?

- Wezmę stopa, napewno będzie jechał jakiś przystojniak który mnie weźmie. Wiesz co, mam świetny pomysł. Zaprośmy Vanesse na noc poslubna żeby nie musiała się fatygować z prezentami czy z bielizną, niech najlepiej przyjdzie w niej.

Przestałam iść stojąc na chodniku. Zatrzymał samochód i wysiadł. Złapał mnie za szczeka i gwałtownie wbil w moje usta..... A ja jak zawsze poddałam mu się.

- Przepraszam... Masz prawo byc zła. Mogłem ci o tym powiedziec.

- Ale ty masz prawo miec swoje sekrety nie musisz mi mówić o wszystkim,  a ja też do cholery nie będę cię sprawdzac jak jakas świruska czy kontrolowała ale na Boga wkurzyło mnie to i...znów wbił się w moje usta mocno.

- Wiem o tym... Ty też masz prawo mieć swoje sekrety i źle to ująłem. Ale takie rzeczy powiniem ci mówić. Nie chciałem żeby tak wyglądał ten wieczór. Ani nigdy mnie nie ruszyło to co wysłała. Tylko wkurzyło że nie da nam spokoju. Niewiem co mogę zrobić żeby zrozumiała ale to nie jest to czego chce. Ani nie chce się z tobą kłócić przed ślubem. Juz raz ci powiedzialem że nigdy z ciebie nie zrezygnuje i chce żebyś była moja żona. A ta bielizne może sobie w dupe wsadzić. Mam ciebie i to jest bardziej pociągające i to czego chce niz to co ona wymyślila czy mi wysłała. Myślała że mnie to ruszy ale nie ruszyło tylko wkurzylo.

Przyciągnęłam go do siebie całując intensywnie, prawie ze strachu ze mogłabym go stracic.

- Nie kłóćmy się proszę nie o nią. Szepnąłem przytulając się do niego.

- Dobrze nie kłóćmy się.

- Po prostu było już tak dobrze, nikt nie stawal między nami a ona nagle przysyła ci takie coś. A ty byłeś taki zły że myślałam... Boże głupio myślałam ale taka jestem. Boję się że weźmiemy ślub a ta nadal będzie wchodzić między nas.

- Nie będzie, obiecuje. Więc jak dalej szukasz stopa czy jedziemy do domu?

- Jedziemy do domu.....

Stworzeni Dla Siebie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz