CZĘŚĆ 50 - c.d.

60 21 12
                                    

Wszyscy ryknęli gromkim śmiechem. – No co? Że sowa mądra głowa, to już zażartować nie może? – fuknęła.

- Ale jestem wzruszona – powiedziała Sela.

- Ja też – dodała Ema. – Tylko co my zrobimy z dzieciakami?

- I kto poroznosi wieści? – głośno zastanowił się osioł.

- Jak to kto. Ja – dumnie wskazała na siebie gołębica. – Wystarczy, że dam znać komu trzeba i pójdą wieści w siną dal.

- Ma się te znajomości, co? – zachichotał basset, ale gołębica nie wdała się w dyskusję, tylko wszystkich przeprosiła i wyfrunęła przez okno w stronę lasu.

- No... - sowa zatarła skrzydła. – To mamy z głowy – i zerknęła na zmartwionych Lika, Zygiego, Emę i Selę.

- A was co tak gryzie. Możemy czuć się wyróżnieni! To zaszczyt!

- Zaszczyt zaszczytem, ale kto nam z dzieciakami w taki dzień zostanie... - zakwiliła Sela. – Tak bardzo chciałabym pójść na ten bal.

Sowa podrapała się po głowie. – Mam! – wykrzyknęła po chwili. – Owca Melania.

- Owca Melania? – zdziwiła się Halinka.

- Nie pamiętasz jej? Poczciwej Melanii? – nie kryjąc zdziwienia powiedziała sowa.

Halinka wzruszyła ramionami. – Nie.

- A może... - sowa zastanowiła się. – No tak! Melania zjawiła się...zaraz...zaraz...

- Zaraz po twoim odejściu – dodał kuc.

- No i wyjaśnione – sowa przyklasnęła skrzydłami. – Dlatego jej nie pamiętasz.

- I Melania ma chyba ze sto lat – bez cienia entuzjazmu w głosie powiedział Lik.

- No i właśnie – fuknęła sowa. – Nie w głowie jej festyny, a tym bardziej tańce do białego rana.

Halinka załamała ręce, a Ema z Selą łapki. Sowa zerknęła na nie. – Ffy... - fuknęła. – Pomysł, jak pomysł.

- A inne dzieciaki? – spytała Dalia. – Przecież skunksiki i króliki to nie jedyna dzieciarnia w krainie. Każdy ma przecież kogoś. Ja na ten przykład, jak rodzice gdzieś razem wychodzą... (Albo wychodzili – dodała w duchu i posmutniała. Halinka chwyciła ją za rączkę i delikatnie ścisnęła.) ...zostaję z opiekunką. Taką przyszywaną ciocią Basią.

- Mam! – wykrzyknął Zygi. – Ciotka Klara!

- No przecież! – uradowała się Sela. – Tylko ciotka Klara i wuj Hilary! Zerknęła na Emę. – Uszy do góry Ema! Króliczkami też się chętnie zajmą. Że też wylecieli mi z głowy...Pewnie przez te emocje – westchnęła.

Królica uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Upichcę dla nich coś dobrego.

- No i po kłopocie – ucieszyła się sowa.

- Niby po, ale też i przed – zaśmiała się Halinka puszczając oczko do Dalii, Seli, Emy, Rity i Mirandy.

- Jak to, bo, że tak powiem... - zacmokała - ...nie rozumiem.

- A co tu jest do rozumienia sowo. Po prostu nie mamy się w co ubrać. I ty chyba też, co?

- Ja moja droga to już się naubierałam, a raczej naprzebierałam i wystarczy. Dość drapiących woalów, turbanów, cylindrów czy szalów. Na balu pojawię się jako ja... – dumnie wskazała na swoją pierś –... ptak sowa. – No chyba, że musnę troszkę różem policzki dla urody, ale nic poza tym.

Halinka roześmiała się radośnie, a Sela z Emą tylko machnęły łapkami. – Niech jej będzie – powiedziały jednogłośnie.

– Ale za to my możemy sobie pofolgować, co dziewczyny? W końcu ma się ten talent w łapkach – radośnie powiedziała skunksica.

- Zaczyna się - zamarudził basset. – Jakby kto pytał będę w ogrodzie! – powiedział i wyszedł.

- My też lepiej stąd chodźmy – dodał kuc. – Nic tu po nas.

- Co racja, to racja – wtrącił szczur opuszczając kuchnię. Za nim wyszli Zygi z Edmundem i Likiem.

- No to w czym chcecie pojawić się przed obliczem Lulany? – spytała Sela. – Zresztą... - machnęła łapką - ...pokaże wam moją teczkę z projektami. Jeszcze z czasów akademii.

- Jak szyłaś dla dworek? – zainteresowała się sowa.

- Yhy... - skinęła głową. – Ale przejdźmy do salonu. Tam jest więcej miejsca. Zastanowiła się. – I tak muszę po teczkę skoczyć do domu. Machnęła łapką. – Zaraz wracam. I wyszła.

- No to chodźmy! – pisnęła podekscytowana Dalia, chwyciła plecak i wybiegła z kuchni.

- Idziecie! – krzyknęła po chwili.

- Idziemy! – odkrzyknęła Halinka. I wszystkie przeniosły się do salonu. Po niecałym kwadransie dołączyła do nich rozpromieniona skunksica z grubą, tekturową teczką.

- Voila! – powiedziała siadając przy przyjaciółkach na dywanie zamykając krąg. – Oto i moja magia kochane. Zerknęła na nader zaineresowaną zawartością teczki sowę. – Może zmienisz zdanie, jak zobaczysz moje cuda?

Sowa nastroszyła piórka na głowie i zacmokała. – Nie mówię stanowczo nie...

Halinka zaśmiała się radośnie. – No dalej! – ponagliła Selę Dalia. – Otwieraj!

I otworzyła. A ich oczom ukazało się całe mnóstwo szkiców sukien, gorsetów, toczków, ozdobnych woalek i czego tam sobie kobieca dusza zapragnie.

- To jest przecudne! – zachwyciła się Dalia falbaniastą sukienką.

- To też niczego sobie – Halinka chwyciła za jeden ze szkiców. – Uszyjesz mi to Selu? – spytała.

- Pewnie, że uszyję! – ucieszyła się skunksica.

- A ty Emo? – zwróciła się do królicy. – Upatrzyłaś coś dla siebie.

Ema głośno westchnęła. – A czy to wypada tak się stroić? Może założę...

- Może założę, może nie założę! – wtrąciła sowa. – Pewnie że założysz! Ja też z chęcią wepnę coś w pióra.

Zebra z Ritą spojrzały na siebie puszczając oczka.

- No co? – fuknęła sowa. – Przecież powiedziałam, że stanowczo nie mówię nie, prawda? I wszyscy wybuchnęli gromkim, radosnym śmiechem, a Sela dosłownie kwitła dobierając każdej ze swoich przyjaciółek odpowiedni do urody i figury strój lub ozdobę.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz