CZĘŚĆ 52 - c.d.

54 22 5
                                    

Basset tak wyszczerzył na nią zęby, że się lekko zjeżyła ze strachu.

– Żartowałam. Wyluzuj. Sowie chodziło o to, że za wąwozem jest brama do królestwa i tyle.

- Tyle o ile – bąknął Klusek i podszedł do Zygiego. – Nie mogę się już doczekać tych wszystkich smakowitych specjałów – wyszeptał. Zygi zachichotał.

- Co? – szepnęła Sela.

- Nieważne kochanie. Nie ważne. Skunksica westchnęła. – A jak wyglądam?

- Jak zawsze wspaniale... - objął ją ramieniem.

Usłyszeli głośne fanfary.

- Mówiłam, że niedaleko – ucieszyła się sowa i przyśpieszyła kroku.

Po chwili ich oczom ukazały się mury okalające stolicę, a w nich wielka, otwarta na oścież brama.

- No... - sowa wygładziła pióra, dumnie wypięła pierś do przodu i poprawiła broszkę. – Za mną przyjaciele! I raźnym krokiem weszła na dziedziniec. Za nią Dalia z Halinką, Rita, Miranda, Pony z gołębicą kurczowo trzymającą się jego tęczowej grzywy, Klusek, Edmund, Zygi trzymając Selę za łapkę oraz Lik i Ema. Korowód zamykał jak zawsze czujny Baltazar.

Emie zabrakło tchu w piersiach. Chwyciła Lika mocno za łapkę. – Ależ tu gwarno.

- Lody! Lody! Dla ochłody! – krzyknął jakiś kramarz.

- Olejki lawendowe najlepsze na urodę! Komu! Komu! Bo idę do domu! – zawtórował mu drugi.

- Lody! Lody na patyku! Wejdź i zobacz! Mam bez liku! – krzyknęła jakaś tęgawa sklepikarka.

- Wata! Cukrowa wata! – przebiegł koło nich jakiś młodzik o mało nie przewracając poustawianych obok straganów z malinami.

- No...jak w ulu – dodał pies. – Ciekawe jak przepchamy się do bram pałacu.

- Matko kochana – dodała Sela rozglądając się po dziedzińcu. – Jak ja dawno nie byłam w stolicy...

- Nie tylko ty Selu nie bywałaś w stolicy. Nie tylko ty. Ale nie muszę chyba mówić kto był tego powodem – pisnął szczur co jakiś czas poprawiając sukmanę.

- Co prawda, to prawda – westchnęła. – Ale to już przeszłość.

- Od teraz częściej będziemy tutaj bywać – wtrącił Zygi. – Spójrz tylko na te wspaniałe stoiska – wskazał łapką w lewo. – Szkoda, że idziemy na bal. Inaczej kupiłbym ci kilka flakonów lawendowych perfum. Sela zaśmiała się serdecznie. – Słyszałaś Ema! Szkoda, że idziemy na bal, bo inaczej...

- Tak, tak... - królica także zachichotała. – Każda wymówka jest lepsza, co?

Zygi fuknął urażony.

- A ty Lik co tak zaniemówiłeś? – Ema szturchnęła go w bok. – Też kupiłbyś mi perfumy , gdybyśmy nie szli na bal?

- A...że...co? – królik spojrzał na nią. – A...tak, tak. Ma się rozumieć, że tak.

Królica obojętnie machnęła łapką.

- Jeszcze parę metrów i będziemy na miejscu – zasygnalizowała sowa i przystanęła.

- Co się stało? – jednogłośnie spytały dziewczynki.

- Nic, nic. Patrzę tylko i nie wierzę własnym oczom. Jeszcze nie tak dawno to miejsce przypominało istny rozgardiasz, a teraz... - westchnęła - ...kolorowe jarmarki, pachnące kramy, wokół aromat pieczonych bułeczek. Tam stragan z cukrową watą, tam karuzela, a tam...

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz