CZĘŚĆ 49 - c.d.

62 20 20
                                    

- Huk, puk! Huk, puk, puk, puk! – uderzyło coś o zewnętrzną ścianę oślego domostwa tak mocno, że sowa drygnęła pod kocem. Spojrzała na śpiącego obok szczura i z całej siły pacnęła go w bok. – Baltazar!? Śpisz?! Ale ten pod nosem mamrocząc „już nie będę, nie będę" odwrócił się pochrapując na drugi bok.

- Dobre sobie! – fuknęła i rozejrzała się po salonie. Oprócz niej i nieobecnej gołębicy wszyscy spali jak susły, a zwłaszcza basset. Tego to by nawet trąba powietrzna nie obudziła – pomyślała sowa, uśmiechnęła się pod dziobem i zerknęła na kominek. Wytlony do cna? – zdziwiła się. To do Lika niepodobne. Wytężyła słuch. Od strony kuchni dochodziły ciche odgłosy krzątania. No tak? – pomyślała. Pewnie nie chcieli nas budzić. Wstała i bezszelestnie wyszła z pokoju. Cichutko, na paluszkach podeszła prosto do progu kuchni. A cóż to za aromat? – wciągnęła powietrze nosem i rozpłynęła się z zachwytu. Mniam, mniam. Pachnie jak kawa, ale czy aby na pewno? Wścibiła łeb do środka i zerknęła. Przy stole siedzieli i ze smakiem popijali zbożową kawę osioł, Zygi, Ema, Sela, Lik i gołębica. Weszła do środka. – Dzień dobry.

- A...dzień dobry! Dobry! – odpowiedzieli chóralnie. – Wyspana?

Przecząco pokręcił głową.

- Więc czemu wstałaś? Trzeba było sobie jeszcze pokimać – spokojnie powiedziała Sela.

- Chyba, że to my cię obudziliśmy, ale... - Ema zerknęła na towarzyszy - ...raczej zachowywaliśmy się cichutko.

- To nie wy Emo. Coś po prostu stuknęło w ścianę Edmundowego domostwa i cała zagadka – odpowiedziała ziewając. – Przepraszam... - skrzydłem przytkała dziób.

- Nie zagadka, a nasza gromadka! – syknęła Sela.

- Pewnie ganiają za piłką – dodał Zygi.

Sowa machnęła skrzydłem. – Nie ma o czym mówić. Reszta za to śpi jak zabita.

- Co fakt, to fakt – zaśmiała się Ema. – Jak Lik zaglądał nad ranem, to wszyscy spaliście jak susły i nie miał sumienia was obudzić rozpałką. A ty siadaj kochana przy stole. Naleję ci kubek pysznej, ciepłej kawy.

- No tak. Zauważyłam, że palenisko wygasło, ale... - odpowiedziała sowa i wygodnie usadowiła się przy stole.

- Z mleczkiem? – spytała Ema.

- Tak. I grzankę z lawendowym syropem poproszę.

- Ema sama robiła grzanki – pochwalił żonę Lik.

- Ach! – westchnęła sowa. – Nie ma to jak domowa kawusia z kwiatowym mleczkiem i świeża, pachnąca grzanka. Chociaż kuchnia Sabriny też była niczego sobie.

- Widziałam te specjały – odpowiedziała Sela. – Schowałam do spiżarki.

- A tak na marginesie, to jakie one są? – spytała Ema.

- Kto? – sowa udała, że nie zrozumiała pytania.

- No te trolle, ogry i ropuchy?

Osioł, Zygi, Ema, Sela i Lik wlepili w nią zaciekawione oczyska.

- Ufff... - westchnęła. – Tak naprawdę niczego sobie. W głębi duszy to dobre stworzenia, które, że tak powiem trochę się w życiu pogubiły i ze strachu przed odrzuceniem zeszły na złą drogę.

Osioł wytrzeszczył oczy. – A teraz z tłumaczem poproszę.

Sowa spojrzała na niego. – To znaczy, że są okay. I nie mamy się już ani czego, ani kogo bać. Koniec i kropka – ugryzła kęs grzanki i wypiła spory łyk kawy. – Ach! – westchnęła po chwili. – Nie ma jak w domu!

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz