CZĘŚĆ 48 - c.d.

73 23 32
                                    

Do domu osła dotarli szybciej, niż myśleli, chociaż grubo po północy i jak przypuszczali nikt na nich nie czekał. Długo sowa z dziewczynkami dudniły kołatką, nim zaspany osioł, nie bez marudzenia raczył podejść do drzwi.

- Kogo tam licho po nocy niesie?! – wycedził, przystawił świecę do wizjera, zerknął, rozdziawił gębę i o mało nie wyzionął ducha.

- Niech mnie kule biją!!! – wykrzyknął bliski omdlenia, odskoczył od drzwi i oparł się o ścianę.

- Kto? Co? Gdzie? - naprzeciwko trupiobladego osła także ze świecami w łapach pojawili się zaspani królik ze szczurem. – Stało się co? – spytali jednogłośnie. Osioł przełknął ślinę i wyjąknął:- Za drzwiami jest jakaś paskudna zmora, widziadło, zjawa...

- Gdzie tam! – królik machnął łapką. – Przewidziało ci się. Lepiej ja zerknę.

Sowa westchnęła głęboko i przystawiła oko do wizjera w tym samym czasie co królik. – Aaaa!!! – wykrzyknął przerażony Lik trzęsąc się jak galareta i wypuszczając z drżącej łapki lichtarz ze świecą. – To jakieś straszne straszydło. Bądźmy cicho, to może sobie stąd pójdzie gdzieś dalej.

- Najlepiej na mokradła, gdzie jego miejsce! – głośno dodał osioł, kiedy kołatka ze wzmożoną siłą odezwała się ponownie.

Szczur zjeżył się ze strachu, jednak podszedł do samych drzwi i głośno zapytał: - Kto tam! Jak zły duch to fora ze dwora! A jak przyjaciel to podaj imię!!!

Szczur, królik i osioł wstrzymali oddechy.

- To my! – usłyszeli zza zamkniętych drzwi. – Halinka, Dalia i sowa!!!

- Że co? – osioł rozdziawił gębę, chyżo podskoczył do wizjera, przystawił świecę i zerknął. – A niech mnie! – odwrócił się do Lika i szczura. – Wrócili!!! – wykrzyknął zadowolony, po czym odsunął zasuwę.

- Kurza twarz! Halinka! Dalia! I ... - spojrzał niepewnie na sowę. – Czyżby nasza wszechmądra sowa? – spytał przystawiając świecę do jej zawoalowanego dziobu.

- A niby kto? Zębowa Wróżka! – fuknęła sowa przekraczając próg oślego domostwa. – Widzę, że na mój widok o mało nie padłeś trupem... - zaśmiała się. – Nic dziwnego. Sama bym się pewnie siebie przestraszyła...mam dość tego turbanu, woalu i szala.

- Właźcie do środka! – ponaglił pozostałych Baltazar. – Wiatrem podwiewa.

- Właśnie – dodał królik. – Prawdę mówiąc spodziewaliśmy się was dopiero... - poskrobał się za uszami - ...a zresztą czy to ważne, kiedy się was spodziewaliśmy? Ważne, że wróciliście cali i zdrowi!

Baltazar uniósł wysoko w górę lichtarz ze świecą oświetlając większość korytarza i uśmiechnął się do wreszcie widocznych zebry, kuca, Kluska, kocicy i gołębicy.

- A czemu nie włączycie światła? – zapytała Dalia.

- Marzenie?! – zakwilił osioł. – Kilka dni temu było takie urwanie chmury, że ho, ho!

- Ale już nad tym pracują – uspokajająco dodał szczur. – Mała awaria. Nie ma czym sobie głowy zaprzątać. I zamknął drzwi.

- Zjemy jakąś kolacyjkę? – wtrącił Klusek.

- A co mało ci było prowiantu od Sabriny? – powiedział kuc. – Może ktoś mi pomoże z tymi tobołami?

- I mi – dodała zebra. – Jak nic zostało i na śniadanie i na obiad.

Basset łakomo oblizał pysk. – Tak tylko spytałem.

Baltazar z dziewczynkami podszedł do zebry i kuca. Po chwili zdjęli z ich grzbietów sporych rozmiarów sakwy z prowiantem i przysunęli do progu kuchni.

- No... - szczur otarł czoło. – W tych grach świateł nic, a nic nie widzę. Jutro to rozładuję.

Kuc z zebrą, kocicą i gołębicą podreptali do salonu.

- My też chętnie się już położymy – spokojnie powiedziały dziewczynki.

- Ale, że co? - zapytał nagle w diabolicznie oświetlającym świetle świecy trzymanej przez szczura Lik.

- Aaaa!!! – wykrzyknął przerażony Klusek na widok królika i zamknął oczy.

- Daj spokój Klus! To tylko nasz poczciwy Lik – usłyszał melodyjny głos skunksa i otworzył oczy.

- Zygi? Zygi, to ty!? – rzucił mu się w ramiona. – Zygi! Przyjacielu! Ucałował go przeszczęśliwy w oba policzki.

- Daj spokój Klus! No coś ty?

- Toś ty, nie toś ty. Wiesz co się stało?

Zygi spojrzał na niego wzruszając ramionami. – No co?

- Jesteśmy sławni Zygi!

Sowa przekręciła oczami.

- Co? – zapytał skunks.

- Na własne uszy słyszałem, jak pewna ogrzyca nuciła naszą piosenkę! – zaszczekał uradowany i klepnął przyjaciela w ramię. – Na własne uszy. Zresztą... - rozejrzał się po korytarzu - ...Rita też słyszała, ale zazdrości...

Sowa ponownie przewróciła oczami. – Nie tylko Rita. Ja też słyszałam – dopowiedziała. – Czy moglibyśmy udać się wreszcie na spoczynek? Jutro też jest dzień. A raczej za chwilę będzie...

Basset puścił nosem bańkę i spuścił łeb. – Jutro, jutro, jutro... - zamamrotał pod nosem. – Zawsze jest jakieś jutro.

- Zygi? Co się dzieje? – półszeptem z góry schodów zawołała Sela. – Dzieciaki się zaraz pobudzą.

- Nic, nic kochanie. Wracaj do łóżka. Już idę. Ciii – przyłożył palec do pyska i z powrotem wrócił na piętro, do sypialni.

Osioł uśmiechnął się i w bladym płomieniu świecy wszedł do salonu. Kuc z zebrą, gołębicą i kocicą smacznie pochrapywali przy wciąż tlącym się kominku, a Dalia z Halinką usnęły na fotelikach.

- Ja kimnę się przy kominku – fuknął pies i cichutko podszedł do paleniska.

- Baltazar już zajął kanapę – wyszeptał osioł. – Ale myślę, że we dwoje pomieścicie się na jednej połówce, co? O tej porze raczej nie będę rozkładał kanapy. Sowa skinęła głową zdejmując szal, woalkę, turban. Szczur także skinął na „TAK".

- W takim razie... - podszedł do komody, odstawił świecę i wyjął pled z dolnej szuflady. Podszedł do sowy i podał jej koc. – A co z tym? – zapytał wskazując na turban, woalkę i szal.

- Możesz z tym zrobić co ci się żywnie podoba... - odpowiedziała przykrywając grzbiet.

- Słyszałeś! Możesz!– wtrącił królik. – My też chodźmy już spać. Jutro pogadamy. Ema się jeszcze obudzi i dopiero będzie halo – doszeptał pod nosem i zniknął w ciemnym korytarzu. Po chwili z salonu, po omacku, z zawiniątkiem pod pachą wyszedł osioł. Zerknął jeszcze na cienie śpiących przyjaciół i uśmiechnął się pod nosem. – Udało się. Naprawdę im się udało. I poszedł do swojej, wypasionej sypialni.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz