CZĘŚĆ 53 - c.d.

53 20 9
                                    

Arsen Lurden senior podszedł do dwóch gwardzistów dumnie stojących przy niepozornych, jednoskrzydłowych, drewnianych drzwiach i pokazał im jakieś pismo. Zerknęli i natychmiast otworzyli drzwi.

Lokaj wszedł pierwszy. Za nim odważnie, z wypiętą do przodu piersią sowa, za nią dziewczynki i na końcu szczur. Weszli do wąskiego i ciemnego korytarzyka.

- Proszę się nie bać. Wzrok zaraz się przyzwyczai, a droga i tak przed nami nie długa. Będę mocno stukał obcasami, abyście mnie dobrze słyszeli.

Baltazar głośno zacmokał. Dalia odwróciła się do niego. – Co się dzieje?

- Nic, nic. Po prostu nie znoszę ciemnych korytarzy. Wracają niemiłe wspomnienia...powiedzmy z dzieciństwa – wyszeptał i otarł kropelki potu z czoła.

- Proszę, proszę za mną. Już niedaleko – powiedział lokaj ciągle stukając obcasami o podłoże.

Dalia chwyciła Halinkę za rąbek spódnicy. - Dziwnie tu babciu – wyszeptała.

- A co tutaj nie jest dziwne kochanie – zaśmiała się Halinka idąc za sową.

- Wszystko i nic – śmiejąc się odpowiedziała Dalia. – Ale dobrze mi tutaj, jak nigdzie indziej.

Lokaj przystanął, otworzył jakieś drzwi i do korytarzyka wpadła smuga światła.

- Oho! – wyszeptała sowa. – Pewnie jesteśmy na miejscu...

Lokaj wyszedł pierwszy, za nim sowa ,dziewczynki i szczur. Zamknął drzwi i wyprężył się jak struna.

- Królowo Lulano! Ser del Pudellullu! Wedle rozkazu przyprowadziłem Panią sowę, Panią Halinkę, Panią Dalię i Pana szczura Baltazara, po czym nisko się ukłonił.

Halinka z Dalią, sową i szczurem wzrokiem przeszukali pokój, jednak nigdzie nie dostrzegli Lulany, ani Ser del Pudllalla. Za to usłyszeli jej ciepły głos: - Dziękuję Arsenie. Zostaw nas samych. Możesz odejść.

Lokaj ciągle kłaniając się, przeszedł przez pokój i wyszedł frontowymi drzwiami.

Po chwili zza wielkiego, kwiatowego parawanu wyszła Lulana w asyście Ser del Pudllalla i dwóch dam dworu.

Była przepiękna. Wysoka i smukła o twarzy anioła. O pięknych, dużych, błękitnych oczach oprawionych długimi, wręcz czarnymi jak smoła rzęsami, których pozazdrościć mogłaby jej niejedna z trzynastu wróżek. O wąskich co prawda usteczkach, lecz naturalnie czerwonych jak purpura. O złocistych, długich lokach, lekko opadających na jej śnieżnobiałe ramiona okryte peleryną utkaną z płatków chabrowych róż. Do tego dłonie, tak delikatne, jak jedwab. A suknia? Dosłownie poemat. Cała suknia uszyta była z różnobarwnych płatków lawendy i róż, przyozdobiona kryształowymi kroplami świeżo zebranej i zmrożonej rosy.

Z kolei Ser del Pudell miał nieskazitelnie ułożony na głowie stożek z różowych loków przyozdobiony błyszczącą, srebrzystą broszą w kształcie liścia na samym jego czubku. Pysk dokładnie przypudrowany białym talkiem, na którym mocno odznaczały się czarne jak węgielki oczy, nos, mocno czerwone wargi oraz namalowany na prawym policzku czarny pieprzyk w kształcie serduszka. Ubiór miał też niczego sobie. Bogato zdobiony złotą nitką i koralikami aksamitny, purpurowy surdut, wykończony u szyi koronkowym, wykrochmalonym żabotem. Na nogach miał czarne lakierki ze srebrnymi klamerkami po bokach. Z kieszeni surduta wystawała mu jedwabna chusta.

Damy dworu wyglądały także cudnie.

Dalii na widok Lulany i pudla zabrakło tchu w piersiach. Przyglądała im się z rozdziawioną buzią, jak malutkie dziecko, które po raz pierwszy w życiu patrzy na Świętego Mikołaja rozdającego prezenty w supermarkecie.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz