Isenulfy (KrK)

1 0 0
                                    

" - Mów do mnie - powiedziała.

 - O czym? 

- O czymkolwiek. Opowiedz mi o isenulfach.

 Nie powinien się dziwić, że wie o isenulfach, białych wilkach szkolonych do walki w jednym szeregu z drüskelle. Były większe od zwyczajnych wilków i wytresowane w taki sposób, by słuchały swoich panów, ale nigdy nie błądziły w nieznanym terenie -i tą właśnie niemożliwą do zatarcia cechą najbardziej różniły się odudomowionych krewniaków. Myślenie o Fjerdzie i życiu, które na zawsze porzucił, przychodziło mu z trudem, ale zmusił się do mówienia. Każdy sposób był dobry, by zająć czymś jej myśli. 

- Czasem wilków jest więcej niż drüskelle, czasem to drüskelle są liczniejsi. Wilki same decydują, kiedy będą się parzyć; ichopiekun ma na to niewielki wpływ. Są zbyt uparte. 

Nina najpierw się uśmiechnęła, a zaraz potem skrzywiła z bólu. 

- Mów dalej - wyszeptała.

 - Jeden i ten sam ród hoduje isenulfy od pokoleń. Mieszkają na dalekiej północy, nieopodal Stenrinku, Kamiennego Kręgu. Kiedy pojawi się nowy miot, udajemy się tam pieszo i na saniach  i każdy drüskelle wybiera sobie jedno szczenię i od tej pory jesteśmy odpowiedzialni za siebie nawzajem: walczymy ramię w ramię, śpimy na tych samych futrach, dzielimy się pożywieniem. Wilk nie jest zwykłym zwierzakiem-zabawką. Jest wojownikiem, jak my. Jesteśmy braćmi.

Nina się wzdrygnęła, a Matthias nagle poczuł się zakłopotany.  W walce z griszami dobrze wyszkolony isenulf nieraz przychodził z pomocą; rzucał się na przeciwnika i rozszarpywał mu gardło. Zwierzęta były niewrażliwe na moce ciałobójców. Ktośjak Nina byłby zupełnie bezbronny w obliczu isenulfa. 

- Co się dzieje, kiedy wilkowi przydarzy się jakieś nieszczęście?  - spytała. 

- Drükselle może wytresować następnego, ale to okrutna strata. 

- A co się dzieje z wilkiem, którego drüskelle zostanie zabity?

 Matthias nie od razu odpowiedział. Nie chciał o tym myśleć. Trass był mu ogromnie bliski. 

- Wraca do naturalnego środowiska, ale żadna sfora nie chce przyjąć.

A czym jest wilk bez sfory? Isenulfy nie były stworzone dosamotnego życia. Kiedy drüskelle uznali, że Matthias nie żyje? Czy Brum osobiście wyprowadził Trassa na północ, na lód? Wizja jego wilka, który osamotniony przyzywa go bezsilnym wyciem i prosi, żeby zabrał do domu, rozsadzała mu pierś. Ból był taki, jakby coś w nim pękło i pozostawiło po sobie echo, niosący się w pustce trzask gałęzi pękającej pod ciężarem nagromadzonego śniegu. 

Jakby wyczuwając jego smutek, Nina otworzyła oczy, bladozielone jak pączek, z którego lada chwila rozwinie się liść. Ten kolor ściągnął go z lodu z powrotem do niej. 

-Jak miał na imię? 

- Trassel. 

Kąciki ust Niny drgnęły. 

- Awanturnik. 

- Nikt inny go nie chciał. 

- Ostatni z miotu? 

- Nie. Wprost przeciwnie. 

Tygodniowa wędrówka do Kamiennego Kręgu nie należała do łatwych. Matthias nie bawił się najlepiej. Miał dwanaście lat, był nowy wśród drüskelle i codziennie myślał o tym, żeby od nich uciec. Nie miał nic przeciwko szkoleniu; długie godziny spędzane na bieganiu i pozorowanych walkach pomagały mu z pomnieć o tęsknocie za rodziną. Chciał zostać oficerem. Chciał walczyć z griszami. Chciał uczcić pamięć rodziców siostry. Druskelle nadali jego życiu sens. Ale cała reszta? Żarty w stołówce? Niekończące się przechwałki? Bzdurna gadka szmatka? To go nie interesowało. Miał rodzinę, która została pochowana w czarnej ziemi. Ich dusze poszły do Djela. Dia niego drükselle byli tylko środkiem do osiągnięcia celu.

Brum go przestrzegał, że nie stanie się prawdziwym drüskelle, dopóki nie nauczy się postrzegać innych chłopców jako braci, ale Matthias mu nie wierzył. Był z nich wszystkich najwyższy, najsilniejszy, najszybszy. Nie musiał być lubiany, żeby przetrwać.

 Całą podróż spędził na saniach zakutany w futra. Z nikim nie rozmawiał, a kiedy w końcu dotarli na miejsce, trzymał się z tyłu, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, gdy pozostali drüskelle wpadli z impetem do obszernej szopy, przekrzykując się i przepychając w wyścigu do puchatego zlepka białych wilczych szczeniąt o ślepiach jak odłamki lodu. 

Prawda była taka, że rozpaczliwie chciał dostać własnego szczeniaka, ale wiedział, że isenulfów może nie wystarczyć dla wszystkich. To opiekunka wilków decydowała o tym, kto dostanie którego zwierzaka, a kto wróci do domu z pustymi rękami. Większość chłopców już próbowała zagadnąć i przekonać starą kobietę.

- Widzisz? Ten już mnie polubił! 

- Zobacz! Zobacz! Powiedziałem „siad" i usiadła! 

Wiedział, że powinien się postarać, wysilić, pokazać z dobrej strony. Zamiast tego podszedł jednak do zagrody w głębi szopy, gdzie w kącie, w plecionej z drutu klatce, coś mignęło mu żółto: odblask światła w parze czujnych ślepi. Podszedł bliżej i zobaczył wilka, już nie szczeniaka, ale jeszcze nie całkiem dorosłego. Na widok Matthiasa wilk się zjeżył, spuścił łeb i obnażył zęby. Długa szrama przecinała mu pysk aż po prawe oko, którego źrenica częściowo zmieniła kolor z niebieskiego na cętkowany brązowy. 

- Z tym lepiej się nie zadawać - ostrzegła go opiekunka.

Matthias nie zorientował się, kiedy zaszła go od tyłu.

- Nie ma kłopotów ze wzrokiem?

- Nie. Ale nie lubi ludzi. 

- Dlaczego?

-  Kiedy byłwyrwał się stąd i pokonał dwie mile po lodzie, zanim jakiś dzieciak znalazł go i pociął ubita butelką. Od tamej pory nikomu nie pozwala się do siebie zbliżyć, a pomału robi się za stary na tresurę. Niedługo trzeba go będzie uśpić.

-  Wezmę go.

-  Prędzej rozszarpie cię na strzępy, niż da ci się nakarmić. Następnym razem znajdziemy coś dla ciebie. 

Matthias otworzył klatkę.

 Kobieta się oddaliła. 

Wilk natychmiast się na a niego rzucił. 

Matthias omal nie krzyknął, gdy zwierzę zatopiło kły w jego  przedramieniu. Przewrócił się. Wilk stał nad nim i szarpał, ból nie do zniesienia, lecz Matthias nawet nie jęknął. Patrzył zwierzęciu prosto w oczy, gdy zęby coraz bardziej zagłębiały się w jego ciele. Wilk powarkiwał basowo. Nacisk jego szczęk mógłby chyba zdruzgotać człowiekowi kości, ale Matthias nie stawiał oporu. Nie krzyczał. I nie odwracał wzroku.

 Nie skrzywdzę cię, obiecał w duchu. Nawet jeśli ty skrzywdzisz mnie.

 Minęła jedna długa chwila, potem druga. Krew wsiąkała w rękaw. Matthias zaczynał się obawiać, że zaraz straci przytomność. Wilk powoli rozwarł szczęki i usiadł. Przekrzywił łeb. Biały pysk miał cały umazany krwią Matthiasa. Sapnął. \

- Mnie też miło cię poznać - powiedział Matthias. 

Ostrożnie usiadł, oddartym rąbkiem koszuli zabandażował ranę i zalani krwią wrócili z wilkiem do miejsca, w którym młodzi drüskelle i wilcze szczenięta tworzyli rozbrykaną biało-szarą masę.

- Ten jest mój - powiedział, gdy wszyscy spojrzeli na niego szeroko otwartymi oczami. 

Stara opiekunka pokręciła głową.

 Matthias zemdlał"

strona 266-269, Królestwo Kanciarzy

Moje ulubione fragmenty i cytaty: Szóstka Wron i Królestwo KanciarzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz