Pierwszy dzień w Baryłce (KrK)

2 0 0
                                    


"Przypomniała sobie drapieżne złote oczy Tamar, władcze spojrzenie Zoi, kpiący uśmiech Genyi. Zaufały jej. Jeżeli coś się im stało, nigdy sobie tego nie wybaczy.

[...]

Może śmierć była bardziej skomplikowana, niż jej się wydawało.

 - Dokąd płyniemy? - spytała. 

W tej samej chwili dostrzegły dwie postaci pędzące w ich stronę. Inej dobyła noży, a Nina rozpostarła ramiona gotowa ponownie wezwać swoje niezwykłe wojsko. Wiedziała, że za drugim razem będzie łatwiej. 

Kaz z Wylanem wpadli w plamę światła ulicznej latarni, w zmiętych ubraniach, z włosami przyprószonymi tynkiem... i gulaszem? Kaz ciężko wspierał się na lasce, ale nieustępliwie parł naprzód. Ostre rysy jego twarzy zastygły w zawziętym grymasie.

- Będziemy walczyć ramię w ramię - wyszeptała Inej.

Przeniósłszy na nią wzrok, Nina stwierdziła, że jej mina do złudzenia przypomina minę Kaza. Dobrze znała ten wyraz twarzy: tak wyglądali rozbitkowie po katastrofie statku, gdy niebo ciemniało, przychodził pierwszy przypływ, a oni dostrzegali w oddali ląd i  poczynali żywić nadzieję na znalezienie schronienia, a nawet, być może, ocalenie.

[...]

Chciał być dzielny, na razie jednak był zmarznięty, poobijany i - co najgorsze - otoczony przez najdzielniejszych ludzi, jakich znał, którzy byli wyraźnie wstrząśnięci. 

[...]

Czy tam, dokąd zmierzali, będzie na nich czekał Jesper? A może leży ranny i wykrwawia się na posadzce grobowca, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc? Wylan nie chciał brać tej możliwości pod uwagę. Im mniejsze szanse miał Jesper, tym zacieklej walczył.

Przypomniał sobie, jak Jesper próbował przebłagać Colma:

- Wiem, że cię zawiodłem. Proszę tylko o jeszcze jedną szansę. 

Ileż to razy sam tak się zwracał do ojca? I za każdym razem wierzył, że spełni pokładane w nim nadzieje. 

Jesper na pewno przeżyje. Wszyscy przeżyją.

 Przypomniał sobie swoje pierwsze spotkanie ze snajperem. Jesper wydał mu się wtedy istotą z innego świata, odziany w limonkową zieleń i cytrynową żółć, długonogi i swobodny w ruchach, jakby każdy jego krok wylewał się z butelki z wąską szyją. 

Pierwszej nocy w Baryłce Wylan włóczył się po ulicach, szczękał z zimna zębami i czekał, aż ktoś go okradnie. Kiedy w końcu zaczął sinieć na twarzy i tracić czucie w palcach, zebrał się na odwagę i zagadnął mężczyznę, który stał na schodkach domupalił fajkę. 

- Nie wie pan czasem, gdzie mógłbym wynająć pokój? 

- Tam jest tabliczka „Noclegi". - Mężczyzna skinął fajką na drugą stronę ulicy. - Co ty, ślepy jesteś? 

- Musiałem nie zauważyć - odparł Wylan.

[...]

 I w tej właśnie chwili ogarnęła nie panika. Czy jego życie może się stać jeszcze bardziej beznadziejne? Najpierw omal nie zginął z ręki nasłanych przez ojca zabójców a teraz został prawie bez pieniędzy i leżał na pryczy cuchnącej środkiem na wszy. Powinien snuć jakieś plany, może nawet szykować zemstę, powinien wziąć się w garść i zrobić przegląd swoich atutów-a on co? Zamartwia się, że nie ma komu podać mu herbaty. Nawet jeśli w domu ojca nie był najszczęśliwszy, to nigdy nie musiał pracować na swoje utrzymanie; miał służbę, gorące posiłki, czyste ubrania... Nie miał pojęcia, czego wymaga przetrwanie w Baryłce, ale był święcie przekonany, że on tego nie ma.

Moje ulubione fragmenty i cytaty: Szóstka Wron i Królestwo KanciarzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz