Pośpiesz się (KrK)

1 0 0
                                    

"Najłatwiej było wejść do środka przez okna na najwyższym piętrze, dostępne wyłącznie z dachu. Wylan nie wspiąłby się na dach ani z niego nie opuścił, dlatego Kaz musiał pójść pierwszy i potem wpuścić go przez któreś z okien na niższych kondygnacjach. 

- Dwie zdrowe nogi, a mimo to potrzebuje drabiny - mruknął i udał, że nie czuje ukłucia bólu, którym uszkodzona noga przytaknęła jego słowom.

 Nie był zachwycony, że los znów połączył go z Wylanem przy robocie, ale wiedza chłopaka na temat domu i zwyczajów ojca mogła okazać się bezcenna w wypadku ewentualnych niespodzianek, a poza tym Wylan najlepiej poradzi sobie z kwasem chlorozłotowym. Kaz przypomniał sobie Inej przycupniętą na dachu Kościoła Handlu i rozpościerające się w dole światła miasta. 

- Wiem, w czym jestem dobra, więc pozwól mi wykonywać moją pracę - powiedziała.

 W porządku. Niech każdy robi, co do niego należy. Nina wy kona swoje zadanie, a Inej - pewna swoich umiejętności - przejdzie po linie bez odpoczynku i zabezpieczenia.

Miałaby się przyznać przed tobą, że się boi? - zapytał się w duchu. Odkąd to jesteś taki wyrozumiały dla lęków innych ludzi?

Otrząsnął się z tych myśli.  Skoro Inej nie wątpiła w swoje umiejętności, on też nie powinien.

[...]

Wylan wyjął z torby dwa słoiki wypełnione dwiema różnymi cieczami, które same z siebie nie były niczym niezwykłym, za to po zmieszaniu - jeśli Wylan miał rację - mogły przeżreć dosłownie każdą substancję poza szkłem balsa. 

Wylan odetchnął głęboko, trzymając słoiki w wyprostowanych rękach. 

- Nie podchodź - ostrzegł i przelał zawartość jednego słoikado drugiego.Nie się nie stało.

 - I co? - spytał Kaz. 

- Przesuń się, proszę. 

Wylan wziął do ręki pipetę ze szkła balsa, nabrał nią odrobinę płynu i kapnął nim na drzwi sejfu. Metal natychmiast zaczął się rozpuszczać, wydając przy tym trzaski, które w małym i cichym pomieszczeniu rozbrzmiewały nieprzyjemnie głośno. Powietrze wypełnił gryzący metaliczny odór. Kaz i Wylan osłonili twarze rękawami. 

- Wredota w butelce... - mruknął z podziwem Kaz. 

Wylan pracował systematycznie, ostrożnie przenosząc kwas ze słoika na drzwi sejfu, a dziura w metalu równie systematycznie się powiększała. 

- Pośpiesz się. - Kaz spojrzał na zegarek. 

- Jeżeli choć kropla spadnie na podłogę, przeżre się przez nią na wylot i skapnie na siedzących przy stole gości ojca.

- Nie śpiesz się.

 Kwas pożerał metal gwałtownymi haustami, szybko, intensywnie; pozostało im tylko mieć nadzieję, że po ich wyjściu nie rozpuści zbyt dużego kawałka ściany. Kaz nie miałby nic przeciwko temu, żeby gabinet zwalił się na głowy Van Eckowi i reszcie kupców, ale wolałby, żeby stało się to dopiero po zakończeniu przewidzianych na tę noc atrakcji.

[...]

Schował pierścień do kieszeni, po czym zgarnął dwa pliki banknotów, oddał jeden Wylanowi i omal nie parsknął śmiechem na widok jego miny.

 - To ci przeszkadza, kupczyku? 

- Nie lubię czuć się jak złodziej. 

- Nawet po tym wszystkim, co ci zrobił? 

- Nawet. 

- Co za prawość... Zdajesz sobie sprawę, że kradniemy twoje pieniądze? 

- Jesper też tak mówi, ale ja jestem przekonany, że ojciec wykreślił mnie z testamentu, gdy tylko Alys zaszła w ciążę. 

- To nie znaczy, że nie masz do nich prawa. 

- Ale ja ich nie potrzebuję. Po prostu nie chcę, żeby on je miał.

 - Odrzucenie luksusu samo w sobie jest luksusem. 

Kazschował do kieszeni oba pliki banknotów. 

- Jak miałbym kierować imperium handlowym? - Wylanwrzucił dymiącą pipetę do sejfu. - Nie potrafię przeczytać księgi rachunkowej ani konosamentu. Nie umiem wypisać zamówienia. Mój ojciec myli się w wielu sprawach, ale w tej ma rację. Byłbym pośmiewiskiem.

 - Mógłbyś płacić komuś, żeby robił te rzeczy za ciebie.

 - Ty byś tak zrobił? - Wylan upartym gestem zadarł podbródek. - Powierzył komuś innemu taką wiedzę? Tajemnicę, która może cię zniszczyć?

Tak, odparł w myślach Kaz bez chwili namysłu. Jest jedna o osoba, której bym tak zaufał. Jedna osoba, o której wiem, że nigdy nie wykorzystałaby mojej słabości przeciwko mnie.

Przekartkował księgę rachunkową.

- Co czują ludzie, kiedy widzą na ulicy kuternogę idącego lasce? - zapytał.

Wylan odwrócił wzrok. Ludzie zawsze tak reagowali, kiedy Kaz napomykał o swoim kalectwie, tak jakby nie wiedział, kim jest ani jak świat go postrzega.

- Czują litość - odpowiedział samemu sobie Kaz. - A jak ci się wydaje, co czują na mój widok?

Kącik ust Wylana drgnął minimalnie.

- Myślą o tym, żeby jak najprędzej przejść na drugą stronę ulicy - odparł chłopak. 

Kaz wrzucił księgę do sejfu.

- Twoją słabością nie jest nieumiejętność czytania, tylko lęk przed tym, że ludzie się o niej dowiedzą. Wstyd określa to, kim jesteś, a ty mu na to pozwalasz. Pomóż mi z tym portretem. 

Odwiesili obraz na miejsce, zasłaniając dziurę w drzwiach sejfu. Martin Van Eck spiorunował ich gniewnym spojrzeniem.

- Pomyśl o tym, Wylanie. - Kaz poprawił przekrzywiony portret. - To wstyd napełnia moje kieszenie; to wstyd sprawia, że w Baryłce wprost roi się od durniów gotowych włożyć maski, żeby w ten sposób spełnić swoje zachcianki, a zarazem nikomu ich nie zdradzić. Człowiek zniesie każdy rodzaj bólu, ale wstyd... Wstyd potrafi pożreć go w całości. 

- Mądre słowa - dobiegło z kąta.

Kaz i Wylan okręcili się w miejscu. Zapłonęły lampy, pokój utonął w powodzi światła i z niszy w przeciwległej ścianie wynurzyła się postać, której jeszcze przed chwilą tam nie było: Pekka Rollins z zarozumiałym uśmieszkiem na rumianej twarzy. Towarzyszyła mu gromada Lwów za Dychę uzbrojonych w pistolety, pałki i trzonki od siekier.

- Kaz Brekker - powiedział Rollins drwiąco. - Złodziej-filozof."

strona 306-307, 310-312, Królestwo Kanciarzy

Moje ulubione fragmenty i cytaty: Szóstka Wron i Królestwo KanciarzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz