Griszowie (SzW)

2 0 0
                                    

"Jesper wiedział, że powinien być wściekły na Kaza - za to, że kiedy poszedł szukać Pekki Rollinsa, szlag trafił ich pierwotny plan, i za to, że swoim nowym planem naraził ich na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Kiedy jednak skradali się po dachu sektora drüskelle w stronę wartowni, był tak diabelnie szczęśliwy, że nie w głowie mu było wściekanie się. Serce waliło mu jak młotem, adrenalina cudownie tętniła w żyłach. Podobnie czuł się kiedyś na przyjęciu przy Zachodniej Klepce: kiedy ktoś napełnił miejską fontannę szampanem, Jesper potrzebował zaledwie dwóch sekund, żeby w niej zanurkować bez butów, za to z szeroko rozdziawioną paszczą. A teraz kręciło mu się w głowie od wypełniającego mu nos i usta ryzyka. Czuł się niezwyciężony. Zachłystywał się tym uczuciem i nienawidził się za to, że tak się nim rozkoszuje. Powinien myśleć o robocie, pieniądzach, spłacie długu i o tym, żeby ojciec nie cierpiał za jego wybryki, lecz gdy tylko jego umysł choćby zahaczał o te tematy, wszystko burzyło się w nim z odrazą. A zabawa w ciuciubabkę ze śmiercią idealnie zaprzątała jego uwagę.

[...]

Pod dużym piramidalnym świetlikiem rozpościerało się pomieszczenie, które musiało być chyba sala treningową; podłogę zdobiła mozaika przedstawiająca łeb wilka, na stojakach pod ścianami spoczywało mnóstwo broni. Pod następną szklaną piramidą mignęła im ogromna jadalnia. Całą jedną ścianę zajmował potężny kominek, nad którym górował rzeźbiony w kamieniu wilczy łeb. Ścianę naprzeciwko przyozdobiono olbrzymią chorągwią pozbawioną jakiegoś konkretnego wzoru i pozszywaną z cienkich pasków materiału głównie czerwonych i niebieskich, z niewielką domieszką fioletowych.

 Jesper dopiero po chwili zrozumiał, co właściwie widzi. 

- Na wszystkich świętych... - mruknął. Zbierało mu się na wymioty. - Barwy griszów. 

Wylan wytężył wzrok. 

- Ten sztandar? 

- Czerwony to somatycy, niebieski eterycy, fioletowy materialnicy. Skrawki keft, które griszowie zakładają do bitwy. To trofea wojenne.

 - Dużo ich. 

Setki. Tysiące. 

Ja bym nosił fioletową, pomyślał Jesper, gdybym przystał do Drugiej Armii.Szukał w sobie rozpierającej go jeszcze przez chwilą euforii; przecież dopiero co był gotowy - ba, wręcz chętny - zaryzykować pojmanie i egzekucję jako złodziej i najemny rewolwerowiec. Dlaczego myśl o byciu tropionym griszą wcale mu się nie podobała?

[...]

Miał tylko nadzieję, że pozostałych nie spotkały żadne przykre niespodzianki. Matthias mógł mylić się co do Białej Wyspy. Nożyce mogły pęknąć w rękach Wylana. Inej mogła zawieść. Albo Nina. Albo Kaz.

Albo ja, dodał w duchu. Może to ja zawiodę.

Sześcioro ludzi - i tysiące możliwości, żeby ten poroniony plan się posypał.

[...]


Nina poważyła się na jeszcze jedno spojrzenie przez ramię. Strażnicy odprowadzili Inej na bok. 

Jest bystra, powiedziała sobie w duchu Nina. I śmiertelnie niebezpieczna. Da sobie radę.

 Ta refleksja dodała jej trochę otuchy, ale musiała się uwijać. Było oczywiste, że przyszła razem z Inej, dlatego teraz musiała zniknąć, zanim strażnik przeniesie na nią swoje podejrzenia. Poza tym teraz i tak nie mogła Inej pomóc, nie ryzykując, że zdradzi swoją tożsamość i wszystko zepsuje. Wtopiła się w tłum i zsunęła z ramion rzucającą się w oczy pelerynę z końskiego włosia; peleryna jeszcze przez moment wlokła się za nią, ale w końcu opadła na podłogę i zniknęła pod stopami gości. W niezwykłym kostiumie Nina nadal przyciągała zaciekawione spojrzenia, ale przynajmniej nie musiała się obawiać, że wielki kasztanowy kok z daleka zdradzi jej położenie.

[...]

Kierując się ku ogromnym schodom z białego kamienia, kątem oka dostrzegła dwie znajome postaci przyczajone w pobliskiej wnęce: Kaz i Matthias. Udało im się. I mieli na sobie mundury drüskelle. Wzdrygnęła się; na widok Matthiasa w takim stroju, zupełnie nowy chłód przeszył ją do szpiku kości. O czym myślał, kiedy go wkładał? Spojrzeli sobie przelotnie w oczy, ale z jego wzroku niczego nie umiała wyczytać. Widok Kaza u jego boku dodawał jej otuchy: nie została sama i wszystko szło zgodnie z planem.

 Nie ryzykując nawet najlżejszego skinienia głową, weszła po schodach na balkon, skąd roztaczał się doskonały widok na przepływający dołem tłum. W szkole Zoya Nazyalensky nauczyła ją pewnej rzeczy: ruch mas ludzkich podlega określonym prawom, nie jest przypadkowy; można dostrzec, jak władza przyciąga ludzi. Może im się wydawać, że krążą bez celu po sali, lecz w istocie skupiają się wokół postaci ważnych i znaczących, osób o wyższym statusie. Nie zdziwiła się więc teraz, widząc, jak tłum gęstnieje wokół fjerdańskiej królowej i jej orszaku. Zdziwiło ją co innego: białe suknie dwórek. W Ravce biel była kolorem służby."

strona 373-374, 380-381, 383, Szóstka Wron


Moje ulubione fragmenty i cytaty: Szóstka Wron i Królestwo KanciarzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz