Pani Van Eck (KrK)

5 0 0
                                    


" Wylan uniósł podbródek. Buzujący w nim po cichu upór znów dawał znać o sobie.

- Ja muszę tam pójść. Nigdy nie byłem na grobie matki. Nie wyjadę z Kerchu, dopóki się z nią nie pożegnam.

- Zaufaj mi, jej naprawdę mniej na tym zależy niż tobie.

- Jak możesz tak mówić? Pamiętasz w ogóle swoich rodziców?

- Moją matką jest Ketterdam, urodziłem się w tutejszym porcie. A moim ojcem jest zarobek; codziennie oddaję mu cześć. Jeśli nie wrócicie przed wieczorem, możecie nie wracać w ogóle. To dotyczy was obu. Potrzebuję ekipy z prawdziwego zdarzenia, a nie jakichś sentymentalnych leszczy. - Kaz wręczył Wylanowi pieniądze na podróż. - Ty masz kupić bilety; nie chcę, żeby Jesper gdzieś się zawieruszył i poszedł grać w Koło Makkera.

- Stara śpiewka - mruknął Jesper. - Stara i nudna.

- To się naucz nowego refrenu.

Jesper tylko pokręcił głową, ale Wylan widział, że kąśliwe uwagi Kaza wciąż sprawiają mu przykrość.Patrzył teraz na niego, jak oparty plecami o reling, z przymkniętymi oczami podstawia profil pod słabiutkie promienie wiosennego słońca.

[...]

- Chodź no tutaj.

Wylan ostrożnie, bokiem, przysunął się do Jespera, który złapał za kołnierz jego płaszcza i wywinął go na lewą stronę. Wykręciwszy szyję, Wylan dostrzegł przypiętą od wewnątrz niebieską wstążkę. 

- W ten sposób aktorzy oznaczają swoje kostiumy - wyjaśnił Jesper. - Ten był własnością... niech spojrzę... Josepa Kikkerta. Niezły jest, widziałem go w Ożenku Szaleńca.

- Kostiumy teatralne?

Jesper postawił kołnierz, jak należy, musnąwszy przy tej okazji kark Wylana.

[...]

- Dzięki, że zgodziłeś się pójść ze mną - odezwał się po chwili.

 - Kaz nie puściłby cię samego. Poza tym mam u ciebie dług: poszedłeś ze mną, kiedy miałem się spotkać z tatą na uniwersytecie, i zagadałeś go, kiedy zrobił się zanadto dociekliwy. 

- Nie lubię kłamać. 

 Jesper się odwrócił, oparł łokcie na poręczy i zapatrzył się na opadające w stronę kanału trawiaste zbocza. 

- To dlaczego to zrobiłeś? 

Wylan nie bardzo wiedział, skąd przyszła mu do głowy niedorzeczna opowiastka o wciągnięciu Jespera w niekorzystną inwestycję. Prawdę mówiąc, kiedy otwierał usta, nie wiedział jeszcze, co dokładnie powie, po prostu nie mógł znieść widoku Jespera, zawsze pewnego siebie i uśmiechniętego, a teraz nagle beznadziejnie zagubionego tak jak nie mógł znieść mieszaniny nadziei i lęku widocznej w spojrzeniu Colma Faheya, który czekał na odpowiedź syna; za bardzo przypominał mu własnego ojca z czasów, kiedy ten jeszcze wierzył, że Wylana da się wyleczyć albo jakoś nareperować. Nie chciał, żeby zatroskanie w oczach Colma przerodziło się w irytację i gniew. 

Wzruszył ramionami. 

- Dla wprawy. Przyzwyczajam się do ratowania ci skóry.

 Jesper zarechotał tak głośno, że zdenerwowany Wylan obejrzał się przez ramię pełen obaw, że zaraz ściągną na siebie czyjąś uwagę. Jednakże wesołość Jespera nie trwała długo. Wiercił się przy relingu, drapał po karku, skubał rondo kapelusza - stale był w ruchu, jak chuderlawy element mechanizmu zegara napędzanego niewidzialną energią.

Moje ulubione fragmenty i cytaty: Szóstka Wron i Królestwo KanciarzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz