Odzyskanie inwestycji (KrK)

2 0 0
                                    


"Matthias wolałby zadać śmierć w uczciwej walce, ale w Ketterdamie inaczej załatwiało się takie sprawy. 

- Po śmierci nie będzie mógł cierpieć - odparł Kaz. 

Na tym dyskusja się skończyła. Demjin nie przyjmował żadnych argumentów. 

Kupiec szedł w obstawie strażników odzianych w liberię Van Ecków. Rozglądali się na wszystkie strony, obserwowali otocze nie, wypatrywali zagrożeń. Po sposobie, w jaki układały się ich peleryny, Matthías poznawał, że są uzbrojeni. W otoczeniu trzech wysokich mężczyzn szła niska zakapturzona postać. Inej.Matthias był zaskoczony gwałtownym przypływem ulgi. Niezbyt długo znał drobną Sulijkę, ale od początku podziwiał jej odwagę, ona zaś potem wielokrotnie ratowała ich z opresji, ryzykując przy tym życie. Czasem się z nią nie zgadzał, ale nigdy nie miał cienia wątpliwości, że należy ją wyrwać z łap Van Ecka. Wolałby tylko, żeby umiała się rozstać z Kazem Brekkerem, bo zasługiwała na kogoś lepszego. Z drugiej strony może Nina zasługiwała na kogoś lepszego niż on?

[...]

Kaz prześlizgnął się wzrokiem po towarzyszących Van Eckowi strażnikach, wypatrując Inej. Ledwie ją dostrzegł wśród dryblasów Van Ecka, drobną, w kapturze - ale tę zabójczą jak ostrze noża sylwetkę wszędzie by rozpoznał. A że odczuwał pokusę, by wyciągnąć szyję, wytężyć wzrok, upewnić się, że jest cała i zdrowa? Owszem, odczuwał, ale był w stanie nad nią zapanować i odsunąć ją na bok, żeby go nie rozpraszała.

Przez jedną krótką chwilę mierzyli się z Van Eckiem wzrokiem, stojąc po przeciwnych stronach mostu. Kaz doskonale pamiętał podobną konfrontację, tę sprzed siedmiu dni. Dużo o niej rozmyślał. Za dużo. Późną nocą, po całodziennej robocie, leżał rozbierał na części składowe każdą chwilę tamtego spotkania: raz po raz wracał pamięcią do tych kluczowych kilku sekund, kiedy pozwolił sobie przenieść wzrok na Inej, zamiast pilnować Van Ecka. Drugi raz nie mógł sobie pozwolić na taki błąd. Tam - Kaz jednym spojrzeniem zdradził swoją słabość, dla jednej wygranej bitwy przegrał wojnę i naraził Inej - a wraz z nią ich wszystkich na śmiertelne niebezpieczeństwo; był jak ranne zwierzę, które trzeba dobić.

I nowy Kaz, ten, który przetrwał, dobił go z przyjemnością. Bez cienia żalu wydusił z niego resztki życia. Dla nowego Kaza istniało tylko jedno zadanie: uwolnić Inej i ukarać Van Ecka. Reszta była nieistotnym zgiełkiem w tle.

Rozmyślał także o tym, jakie błędy na Vellgeluku popełnił Van Eck. Okazał się na tyle głupi, by pochwalić się przyszłym dziedzicem spoczywającym w łonie nowej żony, młodej Alys Van Eck, o włosach białych jak mleko i pulchnych dłoniach. Powodowała nim nie tylko pycha, lecz także nienawiść do Wylana i pragnienie wykreślenia syna z ksiąg, jak czyni się z nieudanym przedsięwzięciem handlowym. Ledwo zauważalnie skinęli sobie głowami na powitanie. Kaz trzymał odzianą w rękawiczkę dłoń na ramieniu Alys; nie spodziewał się, że spróbuje uciec, ale któż mógł wiedzieć, co naprawdę chodzi jej po głowie?

Van Eck dał znak swoim ludziom, żeby podeszli z Inej bliżej. Kaz i Alys weszli na most. Kaz natychmiast zwrócił uwagę, że Inej jakoś dziwnie się porusza i trzyma ręce za plecami. Miała związane ręce i skute nogi.

Rozsądne zabezpieczenie, przyznał w duchu. Sam też bym tak zrobił.

Równocześnie jednak poczuł, jak tkwiące w jego wnętrzu krze siwo zgrzyta w wypełniającej go pustce, gotowe rozpalić ogień gniewu. Znów przyszło mu do głowy, że mógłby po prostu zabić Van Ecka.

Nie śpiesz się, upomniał się w myślach.

 Cnotę cierpliwości ćwiczył od małego, i to bardzo często. To cierpliwość w końcu powali wszystkich jego wrogów na kolana - niecierpliwość i pieniądze, które zamierzał odebrać temu kupieckiemu ścierwu.

- Czy twoim zdaniem Jan jest przystojny? - zapytała Alys.

-  Co?!

Kaz nie był pewien, czy się nie przesłyszał. Alys podśpiewywała i nuciła przez całą drogę z targu, gdzie zdjął jej opaskę z oczu. On przez ten czas ze wszystkich sił starał się jej nie słuchać.

- Coś mu się stało w nos - zauważyła Alys.

- Zjawa mu się stała, ot co.

[...]


Szła, powłócząc nogami, lecz mimo oków na kostkach i związanych rąk udało jej się zachować wrodzony wdzięk.

Dzieliło ją od Kaza dziesięć stóp. Pięć stóp. Van Eck przytulił Alys i zaczął ją zagadywać. Trzy stopy. Inej patrzyła prosto przed siebie. Schudła, miała spierzchnięte usta, ale mimo długich dni spędzonych w niewoli jej wymykające się spod kaptura włosy nadal Iśniły w blasku słońca. Dwie stopy. A potem stanęła tuż przed nim. Musieli jeszcze zejść z mostu, a było wiadomo, że Van Eckłatwo nie odpuści. 

- Noże? - spytał Kaz. 

- Za pazuchą.

[...]

- Cieszę się, że wróciłam, Kaz.

- Ja też się cieszę, Zjawo.

[...]

Kaz słyszał, jak Inej śmieje się pod maską. Nigdy przedtem się tak nie śmiała - dziko, histerycznie.

[...]

Inej próbowała zdjąć maskę, ale Kaz naciągnął ją jej z powrotem na twarz i pokręcił głową. Coś było nie w porządku. Planował wesołe zamieszanie, nie masową katastrofę, a Wylan nie należał do ludzi, którzy aż tak myliliby się w swoich rachubach. Ktoś inny mieszał przy Zachodniej Klepce, ktoś, kto nie miał nic przeciwko wyrządzeniu poważnych szkód.

 Kaz wiedział tylko tyle, że zainwestował dużo czasu i pieniędzy w odzyskanie Zjawy i na pewno nie zamierzał znów jej stracić. Lekko dotknął jej ramienia i puścił się biegiem w głąb najbliższego zaułka.

 Inej nie potrzebowała innego sygnału, a Kaz nie musiał się oglądać za siebie, żeby wiedzieć, że biegnie tuż obok, pewna i cicha. Z łatwością mogłaby go wyprzedzić, ale biegli równo, ramię w ramię, krok w krok, w duecie."

strona 144-148, 150, 152-153, Szóstka Wron

Moje ulubione fragmenty i cytaty: Szóstka Wron i Królestwo KanciarzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz