68

124 22 4
                                    

Zmierzaliśmy razem z Alastorem w kierunku, gdzie poszli Charlie, Vaggie i Lucyfer. Byłam na niego trochę zdenerwowana za to jak potraktował Husk'a. Choć pewnie zaraz moja złość mi przejdzie i z pewnością przekieruje się na Mimzi, która dalej przebywa w Hazbin Hotelu.
Ile jeszcze będzie to trwało?
-Mimzi!- ktoś krzyknął przeraźliwie głośno.
Nie znałam tego głosu i już wiedziałam, że to oznacza kłopoty. Szczególnie dlatego, że krzyczeli jej imię. 
-I mieliśmy rację- powiedziałam do radiowca, patrząc się na niego wymownym wzrokiem.
Gdyby wcześniej zareagował i odesłał lafiryndę, to może uniknęlibyśmy nadchodzących kłopotów.
Ten wzruszył ramionami i podał mi dłoń. Chwyciłam ją i mężczyzna przeniósł nas za pomocą cienia do głównego pomieszczenia.
Wszyscy już tam byli i w dodatku panował tam ogromny chaos. Wiele okien było wybite. Te szyby, które przetrwały, dzieliły los swoich pobratymców. Na podłodze leżało pełno odłamków szkła i drewna. W dodatku w wielu miejscach widać było płomienie.
Marzenie Charlie i moja nadzieja była niszczona. Muszę, jak najszybciej pomóc moim przyjaciołom, w następnej kolejności wybiję tych niszczycieli co do jednego.
Szybko ruszyłam na ratunek. Zaczęłam gonić razem z Algelem Dustem za Niffty, która biegała, jak szalona, sprzątając, ledwo unikając ognia.
W pewnym momencie dostrzegłam, jak podpalone belki łamią się i spadają mojego najlepszego przyjaciela.
Zadziałałam w ułamku sekundy. Nie myśląc wiele skoczyłam na niego, przewracając nas w taki sposób, że wyszliśmy z tego bez szwanku. No poza kilkoma siniakami.
Nie zginąłby, bo to nie była anielska broń, ale odczułby duży ból. Nie chciałam, aby cierpiał.
-Wszystko dobrze?- zapytałam szybko, skanując jego ciało w poszukiwaniu obrażeń.
-Tak, ale trzeba złapać Niffty- powiedział, podnosząc się.
Na szczęście już sekundę później zrobił to Sir Pentious, gdy ta była pochłonięta sprzątaniem kilku kawałków szkła.
W myślach mu podziękowałam. Nie chciałam, aby tej małej istotce stała się krzywda.
-Schowajcie się gdzieś, ogarnę to- powiedziała Vaggie, dzierżąc w dłoniach swoją anielską włócznię.
-Zostaw to mnie. Czas przypomnieć wszystkim dlaczego tu jestem- powiedział Alastor, powoli zmieniając się w swoją demoniczną ogromną formę.
W końcu, ktoś da popalić tym grzesznikom niszczącym hotel Charlie.
-Nareszcie! Ile można czekać?!- rzekła głośno Mimzi.
Jej uwaga mi się bardzo nie spodobała. Czemu ona się odzywa po tym jak sprowadziła zagrożenie do naszego hotelu?
-Przypominam z Radiowym Demonem się nie zadziera- powiedział spiker.
Z jego pleców wystawały macki, które unosiły go nad ziemią. Radiowiec cały świecił na zielono, a jego źrenice miały kształt pokręteł radiowych. Na jego czubku głowy pojawiły się też jelenie rogi.
Wyglądał przerażająco, że gdybym go nie znała to czułabym ogromny strach i ucieklałabym najszybciej, jak tylko bym mogła.
Nie czekając ani chwili dłużej Alastor zaatakował naszych przeciwników. Nie mieli oni dużych szans. Byli oni miażdżeni, rozrywani na kawałki, nabijani na macki, odrzucani oraz zjadani.
Wszyscy wyszliśmy, a raczej, jak najszybciej wybiegliśmy przed hotel. Ja z entuzjazmem, a reszta z przerażeniem. Wyjątkiem był Lucyfer, który był zadowolony z siebie, jakby chciał coś udowodnić.
-No właśnie, a nie mówiłem Charlie. Grzesznicy to agresywni psychopaci, który sieją ból i zniszczenie. Nie ma co się starać- powiedział mój wujek do Charlie.
Widziałam po dziewczynie, że była zła. Wtem niespodziewanie wybuchła.
-Przestań tato! On broni hotelu, w bardziej brutalny sposób niż bym chciała, ale robi to dla mnie. Dlaczego on we mnie wierzy, a mój własny ojciec nie?
Obserwowałam tą wymianę zdań. Byłam bardzo zadowolona z tego, że Charlie docenia Alastora i dumna z tego, że mówi to co naprawdę czuję swojemu ojcu. Plan radiowca skutkuje. Mówienie o swoich uczuciach zbliża do siebie.
Gdy Alastor skończył obrócił się w naszą stronę. Wszędzie przed hotelem była czerwona krew i porozrzucane wokół kończyny. Wyglądało to jak pole wielkiej masakry.
Z budynku wyszła Mimzi.
-Oh, Alastor to było niesamowite. Brawo! Dziękuję, że Pomogłeś mi w trudnym polorzeniu, dobry z ciebie kumpel- powiedziała.
Z każdym kolejnym słowem zbliżała się do niego, a na końcu położyła mu rękę na ramieniu.
Zdenerwowałam się jej gestem. Niech ona go nie dotyka. Nie reagowałam, bo stałam razem z wszystkimi przy wejściu do hotelu, a oni byli trochę od nas oddaleni. W dodatku moje zachowanie mogłoby wzbudzić podejrzenia o to, że jestem zazdrosna.

Pov. Alastor
Byłem zadowolony z masakry, którą przed chwilą skończyłem. To pozwoliło mi się trochę rozruszać, ale chciałem więcej. Szkoda, że tu musiało się tak szybko zakończyć. Ale no trudno.
Mimzi mi gratulowała mojego wspaniałego czynu, który uratował ją z opresji. Ale przesadziła z tym gestem, kładąc mi rękę na ramieniu. Nie odtrącilem jej, a ona po chwili zabrała dłoń.
Byłem na nią również zły za zniszczenie mojego małego projektu, w który wkładałem swój czas. W dodatku naraziła moją własność na odniesienie ran, co nie było mi na rękę.
-Czas na ciebie, już- powiedziałem to z fałszywym łagodnym uśmiechem, podkreślając ostatnie słowo.
-Ty żartownisiu, jesteś taki zabawny- powiedziała Mimzi, śmiejąc się i łapiąc za policzki.
Byłem coraz bardziej zirytowany, bo zignorowała moje słowa. To prawdopodobnie już było po mnie widać. Moja gwiazdeczka miała rację mogłem się jej wcześniej pozbyć z Hazbin Hotelu.
-Ja nie żartuje. Naraziłaś nas na niebezpieczeństwo i zmusiłaś, żebym cię wyratował. Nie możesz tu zostać- rzekłem.
-Przecież uwielbiasz się o mnie troszczyć. Tak naprawdę nie zależy Ci na tej dziurze, prawda? Znam cię ty bezduszny skurwielu- powiedziała kobieta, a na końcu zaczęła wielokrotnie wbijać mi swój palec w moją klatkę piersiową.
Nie podobało mi się to, więc chwyciłem jej palec i odtrąciłem go.
-Możesz zostać, jeśli drżysz do odkupienia. Przecieź wiemy, że to nie w twoim stylu, wiec znikaj- powiedziałem.
W czasie mojej wypowiedzi palcem dmdotknąłem ją w nos, a na końcu stanąłem w taki sposób, że hotel znajdował się za moimi plecami. Zanim to zrobiłem spojrzałem na twarz Arii.
Ta chyba słyszała naszą wymianę zdań, bo była zadowolona, a na jej twarzy malował się piękny, triumfalny uśmiech. Prawdopodobnie moja towarzyszką rozmowy też to widziała, bo była zdenerwowana.
-Dobra, nie potrzebuje cię! Baw się dobrze z tą twoją suką mam to gdzieś!- krzyknęła Mimzi, odchodząc.
Przy czym pokazała mi środkowy palec.
Oczywiste, że Mimzi miała na myśli Arię. Przez co byłem na nią jeszcze bardziej zły i miałem ją ochotę rozszarpać, ale się powstrzymywałem.
Gdybym to zrobił pokazałbym Arii, że miała rację i powinno się ją zabić już lata temu, a ja ani trochę nie lubiłem nie mieć racji. Moja duma mi na to nie pozwalała, nawet dla tak szczególnej osoby jaką była dla mnie moja Gwiazdeczka.
Wtem podeszła do mnie moja rudowłosa. Na jej twarzy malował się jeszcze większy uśmiech niż wcześniej.
-Dobrze, że ta lafirynda odeszła. Przy okazji twój plan ma się dobrze, właśnie Charlie rozmawia z Lucyferem- powiedziała, zdając mi raport.
Jej wypowiedź poprawiła mi humor.

Upadła gwiazda | Hazbin HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz