HELENA
Witold się starał. Zaręczeni byli od pięciu lat, a romantycznie związani od trzech a on dalej zabierał ja na romantyczne randki. Stawał na rzęsach, żeby przywozić jej rośliny z różnych krańców świata. Na rocznicę ich pierwszego pocałunku wybudował jej magiczną szklarnię ze ścianami zdobionymi piękną metalową mozaiką, w której znajdowała co i raz nowe scenki związane z ważnymi momentami ich związku. Na drugą rocznicę wspólnie wybrali miejsce w Leśnej Pustelni, gdzie wybudują dla siebie dom. Kunowski cały czas czynem udowadniał jej, że naprawdę zamierzał zbudować z nią szczęśliwą rodzinę. Nawet jeśli zaczęła się ona tak naprawdę od umowy między rodzinami i ich wspólnej decyzji poddania się decyzji starszych. Budować zaczęli, tak naprawdę, na zrozumieniu, podobnych wartościach i celach. Romantyzm przyszedł potem.
Witold się starał. Starał tak bardzo, że czasem było jej wstyd, że to nie te piękne, przemyślane prezenty i randki najbardziej ruszały jej serce. To nie tak, że ich nie uwielbiała i nie doceniała. Po prostu dużo bardziej od nich lubiła te dni, kiedy budziła się otoczona jego ramieniem, w pościeli pachnącej jego wodą kolońską. A potem razem schodzili na śniadanie do reszty Kunowskich, gdzie w atmosferze przekomarzanek i zwyczajnych pogawędek mogli spokojnie zacząć kolejne zmagania ze światem.
To były jedne z najprzyjemniejszych dni. Może dlatego, że nie zdarzały się zbyt często. A odkąd jej ojciec zmarł, w małym domu tylko Leon się jeszcze starał.
Niecierpek niestety nie podzielał jej entuzjazmu.
„Jeśli chcesz coś dziś w ogóle przesadzać, powinnaś podnieść swoją szanowną" — Komunikat zabrzmiał wprost w jej głowie, wybudzając Helenę z głębokiego snu.
„Jeszcze pięć minut..." — stwierdziła.
Witold zdaje się, był podobnego zdania, bo kiedy tylko poruszyła się w pościeli, mruknął coś i mocniej przyciągnął ją do siebie. Znów otoczył ją zapach jego żelu pod prysznic i ciepło skóry. Przez chwilę zatopiła się w tej błogości i jej myśli odeszły od tematu spania, choć wciąż były dalekie do opuszczania łóżka.
„Dzisiaj mamy noc śledztwa" — przypomniał chowaniec, czym skutecznie zabił jej leniwe zaspanie.
Cholera, to faktycznie było dziś, i sądząc po nieubłaganym wyroku zegarka, naprawdę zamarudziła w łóżku. Przewróciła się na bok i napotkała figuralne spojrzenie ciemnych oczu.
— Twojemu chowańcowi też się nudzi? — zapytała Witold.
„Wypraszam sobie, ja się dobrze bawię w ogródku, ale Bonie i Cummulus coś kombinują z młodą w pracowni" — stwierdził Niecierpek. — „W ogóle to chyba znów jakiś prezent dla ciebie, uśmiechaj się i udawaj zaskoczoną".
— Podejrzewam, że wyżera wam wszystkie mlecze z ogródka — odparła, odgarniając z czoła narzeczonego kosmyki biało-czarnej grzywki. Kiedy od strony świnka nadeszło tylko pełne oburzenia milczenie, upewniła się, że ma rację.
Witold uśmiechnął się.
— Mnie żądają w laboratorium jak najszybciej najlepiej to już teraz, ale wiesz co?
Pochylił się i pocałował ją najpierw w nos, potem w usta długo i zmysłowo. Aż westchnęła z przyjemności, kiedy przyszpilił ją swoim ciężarem do miękkiej pościeli.
— Jeszcze sobie chwile poczekają — mruknął, całując jej szyję.
W przestronnej jadalni Wieży Zegarów zastali Eufrozynę. Siedziała przy wciąż zastawionym stole, z którego domowik zdążył już sprzątnąć. Jej gronostaj o dźwięcznym imieniu Czardaj wcinał ze spodeczka winogrona. Babcia Kunowska jak zawsze prezentowała się elegancko, w łososiowej, klasycznej letniej sukni zabudowanej koronką, która modna była może jakieś sto lat temu, jednak do tej czterystuletniej magini pasowała wręcz idealnie.

CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
HorreurZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...