Rozdział 9.

7.9K 338 1
                                    

Vanessa Collins.... to nazwisko siedziało w mojej głowie, niczym widma w umyśle schizofrenika.
Czułam się schizofrenikiem. Widziałam w każdym kącie jej czerwone włosy i długie nogi znikające na zakrętem.
Siedziałam w kuchni, popijając herbatę w kuchni, parę godzin później. Parę godzin, przez które całkowicie zniszczyłam swoje pozytywne zdanie o Seanie.
Czemu taki,piękny i mądry mężczyzna, posługuje się tak agresywną przemocą?!
Zastanawiając się nad tym, syknęłam z bólu. Gorący napój oblał moją jamę ustną, parząc mi język i delikatną skórę wewnątrz.
Odstawiłam kubek i próbując złagodzić ból językiem, obserwowałam Aurorę.
Jak na podeszły wiek, była niezwykle pełna wigoru i szczęścia zżycia. Chodź była niewolnicą. Ale... nie taką jak ja.
Ja byłam upokarzana i jak sądzę niedługo gwałcona. Ona była niczym matka. Kochana i otoczona opieką. Chciałabym tak. Poczułam ukłucie bólu na myśl że jak tak nie będę miała. Ale... rozumiem ją.Każda chciałaby tak jak ona... być kochana. Cokolwiek!
Ostatnio zdałam sobie sprawę jak duża liczba służących biega po domu,sprzątając, gotując, poprawiając. Robili wszystko. Każdy miał swój cel, swoją profesję. I dobrze, tak powinno być.
Wstałam z wysokiego krzesła(a raczej zeskoczyłam) i przez szklane drzwi kuchenne wyszłam do ogrodu. Był on wielki, pachniał kwiatami a jego barwy zachwycały.Czułam ogarniające szczęście, te które mi zabrano, i ruszyłam biegiem przez trawę. Po drodze zgubiłam gdzieś buty, lecz czując przyrodę pod nogami, nie potrzebowałam ich, nie chciałam. Zaczęłam zwalniać, aż przystałam obok wielkiej fontanny. Było w niej wiele monet, a woda skakała we wszystkie strony. Stałam zaraz obok, więc czułam malutkie kropelki, spadające na skrawki nieodzianej skóry ciała.
Czując ogarniającą euforię.. nie spojrzałam w górę.
Lecz,gdy moje oczy zrobiły ten mały gest, cały mój entuzjazm zniknął jak z dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Widziałam dwa księżyce.
Jeden mniejszy, biały i taki jak go zapamiętałam. Widać było białe kotliny, a kolory szarości goniły się jeden za drugim.
To ten drugi mnie przestraszył. Dwa, a może i więcej, razy większy od pierwszego, cały oblany kolorem ultramaryny, gdzieniegdzie przepasany czernią i bielą. Był piękny ,przyznać to trzeba, lecz w jego rozmiarach i barwach dostrzegłam ochotę zemsty, wręcz nienawiść.
- I dobrze myślisz, moje dziecko. - podskoczyłam w strachu, ale zaraz potem poznałam spokojny i melodyjny głos Aurory. Odwróciłam się do niej i zobaczyłam jak przysiadła na ławeczce obok. Podeszłam do niej i jak już wygodnie usiadłam, poczęła znów mówić. -Opowiedzieć Ci o Drugim Księżycu? - "Tak" odpowiedziałam telepatycznie" - Więc słuchaj. Kiedyś, gdy pracowałam już w tym ogromnym domu, w środku dnia zrobiło się ciemno. Całkowicie.Gdyby nie technologia i światła nic by nie było widać. Potem słyszeliśmy wybuch, a jak wybiegłam na dwór, na niebie były jasne jak słońce płomienie. Minutę później, gdy staliśmy wszyscy w całkowitym osłupieniu, pokazał się On. Wielki Księżyc.Od tamtego czasu nie było żadnych trzęsień Ziemi, tsunami czy innych jeszcze bzdur. Tego nie ma i nie będzie, zapamiętaj to sobie. Dobrze, wracamy do domu, bo już ciemno i jest już późno. -Faktycznie nie zauważyłam że przesiedziałam tu tak długo.Poszłyśmy do domu, spacerując jeszcze po ogrodzie.
Weszłyśmy drzwiami, które mnie zaprowadziły do ogrodu, lecz mój uśmiech zniknął. Bum. Nie ma go.
Przy  maszynie do kawy stała owa piękność, tyłem do nas. Miała na sobie za dużą koszule, której biel pięknie koloryzowała z jej opalenizną, a rude włosy spadały falami na plecy. Długimi nogami kręciła młynki, czekając najprawdopodobniej na kawę.
Moim pierwszym myślą było by wyrwać jej te włosy do pasa, lecz stwierdziłam że nie chce nabroić. Spojrzałam sugestywnie na Aurorę, a ta pokręciła głową i z sztucznym uśmiechem odezwała się do naszego gościa.
-Witaj skarbie! - ta odwróciła się do nas i jej sekundowe zmieszanie zniknęło gdy poznała staruszkę. - Co cię tu sprowadza?
- Och, chciałabym zaparzyć kawkę dla Seana! Wiesz jak on ją lubi przed spaniem.... -tu urwała, gdy jej niebieściutkie oczy ujrzały mnie. Uśmiech pokazujący idealne zęby w jednej sekundzie zmienił się na grymas,a potem zwróciła się do Aurory. - Kim ona jest? I co ona robi w domu Seana?! - pytała jakby mnie tu nie było. - Brak kultury! Jak taka dziewka może tak perfidnie się zachowywać, ja się pytam?! -i czekała, oczekując odpowiedzi od mojej opiekunki. Widać było że Aurora zbiera się w sobie i wreszcie była gotowa odpowiedzieć.Trwało to bardzo krótko, lecz mogłam zobaczyć trybiki pracujące w jej głowie.
- Miła moja, co się tak stresujesz?
-Bo.. bo.. - tupnęła nogą, tak że szklanka na blacie się zatrzęsła - Bo ona się w nim zakochała! Widziałam to wczoraj.. aja.. wiesz jakie mam wobec niego zamiary! - krzyknęła, z każdym słowem przyciszając ton głosu. Wiedziałam że miała, każdy to widział.. i teraz mogłam zobaczyć że chce go podejść. Z resztą tak jak ja. Aurora uśmiechnęła się, ale wiedziałam że to nie był szczery uśmiech.
-Ona ci nie grozi! - spojrzała na mnie z udawanym obrzydzeniem. -muszę się nią zajmować i obiecuję że nie zrobi nic by ci przeszkodzić!
Ta, podłechtana jej słowami, uśmiechając się od ucha do ucha, odwróciła się do maszyny, gdzie kawa dawno się zrobiła i nalewając do czarnego,wysokiego kubka, wyszła z kuchni. Wiedziałam który jest jego ulubiony... czyli była tu często...
Odwróciłam się do Aurory i zdałam sobie sprawę że mam zaszklone oczy. Nie mogąc się powstrzymać, rozpłakałam się a łzy jak zaczęły lecieć, tak nie przestawały nawet jak mnie przytuliła, jak mówiła słodkie słówka że wszystko będzie dobrze. Nie. Nic nie będzie dobrze. Ja będę zawsze marną niewolnicą, gdy ta lafirynda będzie żoną wielkiego milionera. Tak... jak chociaż bym go kochała. A ona?
Zaraz... a jeśli ona go kocha?!
Ta myśl spowodowała jeszcze większy wylew łez, a ja odpuściłam sobie ich tamowanie, wypłakując się w ramię staruszki. Gdy byłam wystarczająco uspokojona, by chodź trochę ochłonąć, wypuściłam mnie w objęć i spojrzała głęboko w oczy.
-Alekso, nie możesz tak myśleć. Ona... Sean wie, umie odróżnić miłość od miłości pieniędzy. Wiem że ożeni się albo z rozsądku, albo.. z rozsądku, ale mniej bogatego. Może pojąć za żonę bogatą kobietę... ale wyobrażasz sobie wtedy jego życie?!Już teraz nie dają mu życia, a co dopiero jakby zrobił coś  takiego... a jak ożeni się na przykład. z Tobą? Będzie mieć:miłość, mniejszą popularność, a uwierz mi tego on chce najbardziej i oczywiście jako jego Niewolnica nie masz prawa go zdradzić i masz być posłuszna.. to jedyne minusy bycia jego żoną.
Tak.. ale co jeśli on nie chce mnie jako żony?
Nie powiedziałam tego na głos.. nie było sensu. Dziękując, poszłam spać, by nie myśleć już o tym wszystkim.















Zczłowieczenie. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz