Rozdział 43.

2.7K 151 2
                                    

-Nie pal.

-Musze się odstresować.

-Miesiąc temu byłeś w szpitalu !

-Nie krzycz, to i tak nic nie da.

Swoim spokojem bulwersował mnie jeszcze bardziej.

Staliśmy na klifie, a obłoki dymku z papierosa unosiły się nad naszymi głowami. Za kilka minut grupa wyćwiczonych magików i całe wojsko Tracjan'a miało pójść z nami na bój i miasto by niszczyć wszystko czym tak długo chlubiła się Królowa.

Wiatr rozwiewał mi włosy we wszystkie strony a my patrzyliśmy się w dal, bojąc się że to nasze ostatnie chwile spokoju we dwoje.

-Boję się. - szepnęłam. Pamiętam do teraz wszystkie panujące we mnie wtedy uczucia. Gniew i strach, bo mogłam stracić tak bliskie mi osoby. Miłość która ogarnęła mnie tak niespodziewanie i oczywiście niezdecydowanie czy mądrze jest tak po prostu napadać na miasto pełne bezbronnych ludzi.

-Nie masz czego. - Odszepnął. Wiatr przenosił każde słowo niczym echo. - I tak kiedyś trzeba umrzeć. - każde słowo jest pocieszeniem, ale tamtym razem się nie wysilił. Ale nie dziwiłam mu się, w mojej głowie też piętrzyły się tylko ciemne myśli.

-Przez nas zginął bezbronni ludzie.

-Każdy ma jakiś grzechy. - na wszystko umiał znaleźć bezuczuciowe wytłumaczenie. Wzdychnęłam tylko i skierowałam się do zamku,zostawiając go z własnymi myślami.

Ten sam krajobraz rozprzestrzeniał się przede mnie drugi raz.

Dobrze pamiętałam każdy zakątek gdy uciekałam się do nich by pobyć chodź przez chwilę sama, wtedy wiedziałam że zostanie zniszczony.

Stałam obok silnego ramienia Seana, czując za sobą obecność wszystkich tysięcy czarowników gotowych na jeden ruch.

Na początku stali Wietrzni. Mieli podmuchami wiatru, huraganami i trąbami powietrznymi zniszczyć całkowicie budynki.

Czekałam równie mocno co oni na jakiś ruch od Seana i nie musieliśmy długo czekać. Powoli i dostojnie jak przystało na przyszłego króla,podniósł dłoń.

Wtedy usłyszałam zgrany dźwięk butów, gdy Wietrzni wystąpili przed nas i zaczęli swoją pracę.

Jeden za drugim podnosili ręce i z zamkniętymi oczami skupiali się na magii.

Była cisza, my byliśmy skryci w gąszczach przy granicy.

A wtedy zaczęła się największa zawierucha jaką ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić.

Niebo zaczęło ciemnieć, chmurny stały się prawie czarne a centralnie na środku zaczęły się kręcić.

-Kocham To ! - usłyszeliśmy jak przed nami, Derek, krzyknął entuzjastycznie. Przewodził Wietrznymi, więc robili to co on.Wszyscy odpowiedzieli mu śmiechem, a gdy zaczął kręcić w górze ręką, powtórzyli to samo za nim. Zaraz z nieba zaczęła wychodzić trąba powietrzna która zawisła nad największym budynkiem "Cross Central" . Było to wielkie centrum handlowe, na które patrzyłam jak praca wielu ludzi szła na marne.

Każdy duży budynek po godzinie był w gruzach, ludzie uciekali niczym mrówki a z pięknego miasta zniknęło wszystko co piękne,zamieniając się w bezużyteczne.

Potem weszli Ziemni. Parali się oni przyrodą, więc z łatwością rośliny zaczęły wyrastać na środku ulic i domów. Niekiedy ludzie zawiśli na drzewach, czasem umierali przez nadzianie na gałąź.

Widok był makabryczny i chodź było to nauczką dla Królowej to każdy miał świadomość że umierają niewinni ludzie.

Następnie to na co czekałam. - Ogniowładni.

Ziemni dołączyli do Wietrznych i jedni przez drugich chwalili się co niszczyli, gdy ich pobratymcy zalewali miasto jęzorami ognia.

Sean z uśmiechem i szaleństwem w oczach podniósł rękę a cała jego grupa zionęła ogniem prosto z dłoni. Niektórzy pozamieniali się w smoki, chodź było to rzadkością. Ja dałam radę zobaczyć tylko pięć smoków, ale było to i tak niezwykły widok gdy ich łuski świeciły się w blasku ognia.

Trwało to za długo. Widziałam jak ostatki ludzi biegali podpaleni żywcem.Słyszałam krzyki niezadowolenia od wcześniejszych czemu Ogniowładni tak długo manifestując miasto. Lecz odpowiedź była prosta. - Sean nie umiał przestać, zbyt zapragnął zemsty. Chciał widzieć strach i ból w tych którzy zadali go nam. Chciał dla nas dobrze, ale sam nie zauważył że za daleko poszedł.

-Sean, przestań już ! - próbowałam raz, ale całkowicie mnie zignorował, jakbym nie istniała. - Sean, to jest złe, przestań w tej chwili ! - zaczęłam coraz bardziej się bać że nie odzyska panowania nad sobą.

-Sean. - usłyszałam. Za nami stał Tracjan i położył dłoń na ramieniu Seana. Ten się otrząsnął i spojrzał na niego zdziczałym wzrokiem. - Uspokój się i każ mi przestać. - ten potrzebował chwili by zrozumieć o co chodzi, lecz zaraz wyglądał jakby ktoś zrzucił na niego wiadro z lodowatą wodą. Szybko odwrócił się do swoich legionów i uniesieniem ręki zatrzymał wszystkie płomienie.

-Przestać. - szepnął, ale usłyszał to każdy.

Gdy Ogniowładni wrócili do szeregów, a Wodni mieli przejąć ostatnią wartę nad demolowaniem miasta, z gruzów wyszedł mężczyzna.

Z oddali widać było że jest wysoki i chudy, bo szczupły to za grube słowo. Szybko kroczył ku nam i widać było że wie kto nami przewodzi, bo podszedł do Tracjana i powiedział dostojnie a jednocześnie z jadem.

-Królowa żąda was w pałacu.





Zczłowieczenie. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz