Rozdział 19.

5.8K 240 3
                                    

Czy to była prawda?
To pytanie uderzyło moją świadomość na samym początku dnia, lecz gdy wstałam a promienie słońca uderzały w moją twarz tym samym rażąc w oczy.... poczułam rozczulający zapach pieczonego mięsa.
Całkowicie rozbudzona zerwałam się z łóżka i powoli, krocząc przez cały dom, zeszłam do kuchni.
Ato co zobaczyłam całkowicie mnie zamurowało.
Po drewnianej kuchni, latały małe stworzonka.
Byłam tym zdziwiona... o co chodzi?!
Ale wtedy uderzyły mnie wspomnienia mienionej nocy. Pamiętam moją psychiczną rozmowę z Księżycem, roślinkami, Różą... pamiętam rozpacz gdy Księżyc mnie zostawiła, a nawet rozbrzmiewający do teraz śmiech trzech wróżek.
Teraz dopiero mogłam się im przyjrzeć, w nocy było za ciemno. Z twarzy były identyczne jak ja, małe noski podnosiły się wraz z wybuchem śmiechu. Różniły ich tylko głosy i ubiór.
Aurora stała przy kuchence, a nad jej siwą głową latały trzy dziewczynki. Śmiały się i wymachiwały rękoma, przynosząc coraz to inne przyprawy.
Patrzyłam na wszystko z boku, uśmiechając się na ich radość. Chciałam wejść niezauważona i usiąść na krześle obok, lecz mój pech chciał inaczej. Potrąciłam nogą szczotkę, która spadła na płytki. Cichy huk zatrzymał sielankową zabawę, a ja podziękowałam sobie w duchu zniszczenia im zabawy.
Uśmiechnęłam się przepraszająco i chciałam wyjść, ale całe 'rodzeństwo'podleciało do mnie i złapało za inny skrawek bluzki. Nic nie mogłam zrobić, więc tylko dałam się poprowadzić dalej.Pociągnęły mnie do Aurory, a ona ze śmiechem odpędziła je ode mnie.
Byłam jej wdzięczna, gdyż to była moja ulubiona bluzka.
Usiadłam na krześle i widziałam jak Aurora spogląda na wróżki.
Trwało to trochę i dopiero zorientowałam się co robią. Rozmawiają. Nie chcą bym wiedziała o czymś.
Dałam im rozmawiać, teraz już i tak nic mnie nie obchodzi. Nie czekałam długo, bo zaraz usłyszałam.
-Dobrze, Alexo, zjedz. Potem porozmawiamy.
Nie wiedziałam że to będzie tak groźnie brzmieć .


Śniadanie było pyszne, ale niestety mięso będzie na obiad. Nie chciałam jeść, zbrzydło mi....
Po jednej rozmowie zbrzydł mi cały świat, a jednocześnie stał się piękniejszy.
Otworzyły się dla mnie horyzonty.
Z pełnym brzuchem siedziałam naprzeciwko Aurory, a na stole, po turecku, usiadły trzy duszki.
Czułam na rękach jej dłonie, jak obejmowały mnie i dawały ciepło.
Brązowe oczy były we mnie wpatrzone, a ja czułam się niezręcznie gdy tak cztery pary się na mnie patrzyły.
Aurora chyba zobaczyła moje zmieszanie, bo zaczęła rozmowę.
-Alexo - zaczęła. - Teraz wiesz że istnieje magia. - wiedziałam że na początku usłyszę akurat te słowa... - Ale nie wiesz jak jesteś z tym powiązana. A ja wiem. - tsa, jasne.... - Widzisz, kochanie,okłamałam się.
-Jak to? - co to ma być? Prima aprilis?!
-Nie, to nie Prima... co? Z resztą nie ważne. Ważne jest to że ja nie miałam rodziny. Jestem jedyną ocalałą wróżką jak te trzy tutaj. - wskazała na Den, Ned i Edn. - moje siostry umarły, a ja za karę stałam się rzeczą ludzką. Mam duszę śmiertelnika, kiedyś umrę, straciłam skrzydła i stałam się jak człowiek, posturą i uczuciami. - widziałam jak w jej oczach zakręciły się łzy.Możliwe że to bolesne... Widząc to ścisnęłam jej ręce. Teraz moja kolej na pocieszanie. Siostry mi pomogły, przytulając Aurorę.Widziałam że wiedzą jaki czuje ból. Gdy widać było że się uspokoiła, podziękowała i znów zaczęła mówić. Spojrzała mi prosto w oczy, ja jej samej były zamglone. - Musisz nas uratować,błagam! Jesteśmy zepsuci, ona... ona nas psuje, Kochana!
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Bałam się że mogę ją źle zinterpretować.
-Auroro, nie mogę zmienić Seana, próbowałam....
-Pff, Sean! - prychnęła. - On to pikuś. Zniszcz Jen.....
-Nic nie niszczy, Auroro. Co ty jej wmawiasz?
Wszystkie odwróciłyśmy się do drzwi. Stał w nich Sean, a jego postura obejmowała całą objętość framugi.
Przestraszona spojrzałam na stół. Ich małe twarzyczki okazywały pogardę,wręcz wściekłość. Syczały, krzyczały i zachowywały się jakby Sean był ich największym wrogiem.
Aurora chyba zrozumiała moje obawy, bo zaraz usłyszałam w głowę jej spokojny głos.
"On ich nie widzi. "
Odwróciłam głowę w jej stronę. Po wyrazie mojej twarzy zgadła że nie jestem do końca pewna.
"Przestań.Widzisz przecież że ich nie widzi."
Miała rację. Odwróciłam się znów twarzą do mężczyzny i przybrałam wyraz pogardy.
Jeśli to zauważył to nie dał po sobie poznać. Stał i wyczekiwał odpowiedzi.
-Nic jej nie wmawiam, Seanie. - odpowiedziała, zgodnie z nieprawdą.
-Przecież widzę... z resztą nieważne. - odszczekał. Widziałam że Aurora korzysta z okazji.
-Dobrze wiesz jaka ona jest, Sean! Pomóż na ją obalić, proszę....- każdy tam zgromadzony mógłby powiedzieć że Sean się zastanawia....
-Auroro - powiedział wreszcie. - Znasz moją decyzję, nie mogę jej zmienić.
-Dobrze, rozumiem. - zrezygnowała. - Ale zawsze będę się modlić byś wreszcie się do nas przyłączył.
-Wiem, pozwalam wam na przygotowania. Ale nie mogę się jej sprzeciwić, gdyż ojciec.... - nie skończył. Nie wiedziałam o co chodzi, lecz Aurora była świadoma jego słów. Pokiwała tylko głową i zmieniła temat. - Co cię tu sprowadza? - wiadome było że Sean rzadko odwiedzał tą część domu. A jak już się tu zjawił,to zawsze miał powód.
-Alexa jedzie ze mną do Matki. Chce ją poznać.
Gdy dopiero te słowa doszły do mojej świadomości, jej małe ciało było już przed Seanem i trzymając go za ręce powtarzała błagalnie.
-Och, Seanie, błagam, pozwól mi z nią jechać! Błagam, zrób to dla mnie, ona tam nie przeżyje, Sean!
Widziałam jak się zastanawia. - Ale wiesz że nie będzie zadowolona, ona zna wasze zamiary...
-Tak, ale to nic nie zmienia. Błagam, nie rób jej tego! Nie rób tego Nam!
Kłócili się, a w mojej słowie latały słowa: Jej, Ona, Nam, Wam.... te proste i mało znaczące wyrazy kryły pod sobą wielką tajemnice, aja chciałam odkryć jaką.
Moje rozmyślanie przerwały mi niezadowolone słowa Seana.
-Dobrze, jedziesz z nami. Ale nie wchodź jej w drogę, wiesz że pożałujesz. Ja cię wtedy nie uratuję.... - chciała mu podziękować, ale nie dał jej dość do słowa. - Pakujcie się. Za godzinę macie być gotowe. - i wymaszerował, krocząc do swojej części domostwa.
Nie rozumiałam ani słowa i czułam jak Aurora ciągnie mnie do pokoju,sadza na łóżku i sama zaczyna mnie pakować. Niepotrzebnie mówi mi w jakiej kieszonce jest jaka część ubrań. Nie rozumiałam jej.
Potem,pamiętam jak minęła godzina i zapakowana jak na miesiąc, wychodzę z domu. Obok mnie szła Aurora, a za nami paru osiłków niosących nasze torby.
Starszy Pan otworzył nam drzwi, a my weszliśmy do samochodu.
Nie pamiętam podróży, bo usnęłam.

-Alexo, dojechaliśmy.
-Hmm...
-Spałaś pięć godzin, wstawaj!
-Po co?
-Bo dojechaliśmy. - Aurora straciła cierpliwość. Dobrze że teraz,bo te słowa całkowicie mnie rozbudziły.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, i zobaczyłam budowle przewyższającą pięknością i wielkością wszystkie dotychczasowe budynki.
Biały,nowoczesny z pięknymi ogrodami, pokazywał że nie mieszka w nim byle kto.
Spojrzałam na Aurorę, która nie podzielała moich wrażeń. Odkręciła się do mnie i z pogardą dla właścicielki, powiedziała mi kim ona jest.
-Suka.


Zczłowieczenie. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz