Rozdział 28.

3.2K 171 1
                                    

Chodziłam bezczynnie już dwie godziny. Wiedziałam, bo spakowałam z sobą zegarek. Byłam nastraszona przez Seana tymi zwierzętami, więc najcichszy odgłos, brałam za ryk dzikiego zwierza!

Był o tu pełno roślin, co krok o jakąś mogłam się wywalić! Z ziemi wystawały korzenie, a nade mną górowały dziesięciometrowe drzewa. Było wspaniale, temperatura nie przewyższała dwudziestu stopni celsjusza.

Szłam,moje trapery idealnie przypasowały się do podłoża, a ja się nie przewracałam. Temperatura po jakimś czasie chyba wzrosła, bo musiałam zdjąć kurtkę. Biały podkoszulek był przewiewny, dawał mi błogosławiony chłód.

Wreszcie zdałam sobie sprawę że muszę coś z sobą zrobić. Przystałam,rozejrzałam się i zobaczyłam w oddali jakiś kamień. Podeszłam do niego. Był wystarczająco duży by na nim usiąść, więc tak zrobiłam. Zaczęłam grzebać w plecaku.

Było tak suche jedzenie o którym wspomniała Cece, pojemnik na wodę  który mogłam przywiązać do szlufki od spodni a nawet telefon.

Wyjęłam go, obejrzałam i schowałam głęboko - na razie nie będzie mi potrzebny.

Gdy myślałam że oprócz tych rzeczy i ubrań nic tam nie ma -znalazłam nóż. To nie był byle jaki nóż, tylko maczeta. Długa,ostra i zabójcza. Idealna na polowanie i cięcie. Uśmiechnęłam się do siebie, schowałam wszystko oprócz jej do plecaka i znów ruszyłam w drogę szukać schronienia.

Teraz było mi łatwiej, maczetą rżnęłam wszystko jak popadnie. Liście,gałęzie a nawet korzenie poddawały się pod jej ostrzem. Byłam z niej zadowolona - czułam że z nią w ręku dam sobie radę.

Nie wiem ile szłam, ale zgodnie z zegarkiem godzinę i kwadrans. Nie wiedziałam gdzie jestem, jak daleko jest reszta... z resztą nie obchodziło mnie to jak na razie, musiałam zaopiekować się sobą.

Otarłam pot z czoła i znów zaczęłam kroczyć. Czułam się jak pirat który dobił do lądu. Teraz ja podbiję tą ziemię i będę jej władcą... słyszałam w głowie słowa które bym wtedy wypowiedziała. Wyobrażałam sobie jak cała moja załoga skanduje moje imię a ja tylko kiwam głową na znam zrozumienia. Kochaliby mnie.

Roześmiałam się - to tylko marzenia, nic nie znaczące marzenia.

Ruszałam ręką, cięłam przeszkadzające rośliny i nie wiem kiedy -zaczęłam nucić. Słyszałam w głowie słowa.....

Ty byłaś moja, ja byłem twój....

Teraz nas nie ma, teraz jest bój....

Znów nas napadli, zabrali cię!

Znów nas okradli, wróciłeś tu!

Broniłeś,zabiłeś i dałeś się pojmać!

Zostałam sama, zostałam sama, taka samotna....

Samotność tu, samotność tam, samotności mówię pa, pa....

Kiedym i wrócisz, kiedy o Panie?!

Kiedy pozbędziesz tej dziury w ścianie?

Nie pamiętam kogo to piosenka - pewnie następnej wschodzącej gwiazdki.Ale głupie teksty podobno wchodzą najszybciej do głowy,nieprawdaż?

Nie pamiętam ile tak szłam, godziny, może minuty? Ale wiem że się zmęczyłam.

Długo się rozglądałam, nuda ogarniała mnie coraz bardziej, wiedziałam że łatwo mnie nie opuści.

Aż wreszcie, dostałam zbawienie.

Przede mną rozpostarł się piękny wodospad. Bałam się że jest z słoną wodą, lecz łyk udowodnił mi że była słodka. Szybko wygrzebałam z plecaka pojemnik na wodę i podłożyłam pod strumień. Woda lekko wpłynęła do środka. Gdy było jej już pełno, zatkałam otwór,przyczepiłam do szlufki spodni i sama napiłam się podsuwając głowę pod wodę. Oblała mi włosy i kark, mrożąc rozgrzaną skórę.

Zczłowieczenie. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz