Rozdział 41.

2.5K 159 0
                                    

-Co się stało ?!

-Co mu jest ?!

-Żyje ?!

-Alexo, co się stało ?!

Wokół mnie zaczęto wykrzykiwać pytania, a ja je ignorowałam. Byłam zbyt zmęczona, pędem galopowałam do zamku, podtrzymując bezwładne ciało Seana.

Ktoś sięgnął po niego, ale ja nie chciałam oddawać mojego bohatera,mojego ukochanego.

-Ćśś, puść. - słyszałam cichą komendę pod Gregory'ego. - Tak mu nie pomożesz.

-I tak mu nie pomogę ! - szlochałam w koszulkę Seana. - On umarł ! Zostawił mnie ! - nie chciałam Go puścić, chciałam by był zemną. Jak on mógł umrzeć ?!

Szlochałam,przytrzymując Seana przy sobie. Nie miałam siły, więc to normalne że chwilę potem zaczął spadać z grzbietu. Chciałam go złapać,by chodź nie zabierał mi fizycznego kontaktu, lecz on zsunął się wprost w ręce Gregory'ego.

Ten tylko na mnie spojrzał i gdy kiwnęłam zrezygnowanie głową,popędził do skrzydła szpitalnego.

Czułam jak silne ramiona oplatają mnie i jak ktoś niesie mnie przez dziedziniec.

Gdy się obudziłam było już ciemno. Jedno rozejrzenie się po otoczeniu udowodniło mi że jestem w swoim pokoju. Bolała mnie głowa od płaczu a w oczach brakowało łez.

Byłam spokojna, lecz gdy uderzyły we mnie wspomnienia mienionej nocy,schowałam głowę w poduszkę i polały się łzy. Sean umarł.

nie mogłam znieść myśli że tak naprawdę mogło się stać, bo przecież obiecywał, był silniejszy i sprytniejszy.. czemu on a nie ja ?

Spojrzałam na sufit i mimowolnie zaczęłam wszystko wspominać.

Pamiętam jak pierwszy raz go zobaczyłam, miał na sobie elegancki strój i całkowicie nie pasujące do tego trampki ! Widziałam w nim zwykłą szuję, mężczyznę który zabrał mi wolność, chodź prawda była taka że i tak już dawno mi ją zabrano.

Potem było pięknie, mieszkałam u niego i czułam się jak władczyni.

Ale tak naprawdę wywnioskować można z całego jego zachowania że Sean był strasznie zmienny, powiedziałabym wręcz denerwujący.

Ale  był, a teraz go nie ma.

Nim łzy zdążyły napłynąć do moich oczu, usłyszałam ciche głosy za oknem. Było to dziwne, gdy pokój miałam bardzo wysoko.

Postanowiłam to zignorować i wrócić do wspomnień, ale głosy stały się głośniejsze. Przypominały ciężkie dyszenie, chodź wiedziałam że to moja wyobraźnia płata mi figle z zmęczenia.

Przestraszyłam się, więc zasłoniłam zasłony przy łóżku, położyłam się i próbowałam zasnąć.

Cokolwiek wydawało te głosy, nie chciało odejść z mojej głowy. Leżałam na łóżku, na ciele miałam gęsią skórkę.

Minęły dokładnie 4 minuty, gdy odważyłam się otworzyć oczy i to co zobaczyłam było najgorszą rzeczą jaką mogłam zobaczyć.

Zza materiału widziałam jak stoi jakiś cień, ciemny i przerażający.Dyszenie było słychać w cały pokoju.

Chciałam zacząć piszczeć, krzyczeć, wezwać jakkolwiek pomoc, ale nie mogłam, czułam się jakbym miała na gardle sznur.

Nie mogłam się poruszyć a gdy byłam już na skraju przerażenia,kobieta zza firany, bo tak wywnioskowałam po kobiecych kształtach,podniosła rękę i przejechała dłonią po materiale zostawiając zabrudzony ślad. Chwilę zajęło mi zorientowanie się że była to krew.

Nie sądziłam że moje serce umiałoby bić jeszcze szybciej, ale tak właśnie się wydarzyło. Czułam jak z mojej piersi chce wyrwać się pikający narząd. Nie mogłam się odezwać, zrobić ani jednego ruchu a kobietę to roześmiało bo zaczęła chichotać chrypiącym głosem.

-Nie dasz rady ... - czułam ciarki gdy przemówiła. - Nie dasz rady mnie pokonać, Alexo ! - krzyknęła i jednym pociągnięciem zerwała zasłonę. Nie mogłam jej zobaczyć, gdyż od razu się odwróciła i jak szalona pobiegła do okna. Ono otworzyło się na rozcież, a ona na posiniaczonych nogach skoczyła w przestrzeń.

W tamtej chwili znów miałam czucie w kończynach a sznur z gardła zniknął.

Poczułam łzy szczęścia a potem runęłam na łóżko, mdlejąc.


Zczłowieczenie. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz