Rozdział 31.

3.1K 165 1
                                    

Tak..następny dzień, nieprawdaż?

Wciąż bolały mnie żebra, ale nie chciałam przyznać się przy Seanie.Mówił mi coś w stylu: "Wiem że cię boli, zostań w jaskini", ale ja byłam zbyt dumna by to zrobić - poszłam z nim w las.

Nie wiem po co tak chodziliśmy. Równie dobrze mogliśmy zostać w jaskini i przesiedzieć tam do końca tygodnia!

A gdyby się znudził, moglibyśmy porobić jakieś rzeczy..zachichotałam na tą myśl.

-Co cię tak bawi? - zapytał od niechcenia. Sprawnie, niczym kot szedł między drzewami. Nie potknął się, nie upadł, nawet niewalną się o żadną gałąź!

Szłam za nim, nabierając tego samego chodu. Oczywiście nie był on tak profesjonalny jak jego - musiał robić to już któryś raz z rzędu.

-Myślałam właśnie o ujeżdżaniu pana, Panie Cross. - powiedziałam zadowolona z siebie że głos mi się nie załamał. Musiałam raptownie stanąć, bo zrobił to samo. Spojrzał na mnie przez ramię i wywiercił dziurę w brzuchu zielonym spojrzeniem.

-Nie próbuj tego robić. - nie dał mi się wtrącić. - I nie przerywaj mi jak mówię. Jasne? - odkręcił się do mnie. Schylił głowę tak że patrzył mi w oczy. - Nie kwestionuj słów mentora.

-Jest pan moim mentorem? - zapytałam słodko. Złapał długimi palcami moją brodę. Minę miał dziką, gotów był droczyć się ze mną, tak jak ja to robiłam z nim.

-Jeśli nie przestaniesz, oprę cię o to drzewo. - wskazał palcem w bok. - A tego oboje byśmy nie chcieli. - Znów się odkręcił i zaczął iść. Szybko pozbierałam się i szybko zaczęłam kroczyć za nim.

-Skąd wiesz że nie chcę?! - krzyknęłam zbulwersowana. Czy ona prawdę nie widzi tego że taka okazja może nam się długo nie przytrafić?

-Bo jesteś za młoda. - rzucił kpiąco. Słyszałam w tej odpowiedzi uśmiech i byłam świadoma że się ze mnie śmieje.

-Ty to sobie możesz. - prychnęłam do siebie. - Głupek! -krzyknęłam już głośniej. Byłam wściekła, czułam się jak naburmuszone pięcioletnie dziecko. Usłyszał moją obelgę i zaśmiał się w głos.

Czułam się naga bez mojej maczety. Szłam bez broni, wymachując rękoma.Mieliśmy tylko jedną maczetę. - oczywiście wziął ją Sean.

Kłóciliśmy się długo o to, lecz jak zwykle, jako mężczyzna, Sean podjął męską decyzję. Teraz tego żałowałam, bo czułam się jak piąte koło u wozu.

Tak mi się nudziło - przez Seana. - że postanowiłam się zemścić.

-Seanie... - zaczekałam aż dotrą do niego moje słowa. - Czemu zjawiłeś się przy mnie? - zapytałam bezbronnym głosem. Słyszałam jak oczyścił sobie gardło, ale nie odpowiedział. - Więc...? -starałam się go zachęcić.

-Jezus. - rzucił o pomstę do nieba. - Po co ci to wiedzieć? -widziałam że tracił cierpliwość.

-Po prostu jestem ciekawa czemu akurat wtedy tam byłeś! - krzyknęłam cicho.

Wzdychnął.- Po prostu zbieg okoliczności. - rzucił. Widziałam że chce zakończyć nieprzyjemny temat.

-Jak wolisz, ja i tak wiem swoje.... - drażniłam go.

-Co wiesz?

-Że byłeś tam cały czas! - zgasiłam go. Widać było że nie wie co odpowiedzieć przez chwilę, potem doszedł do siebie.

-Chyba śnisz. - prychnął. Zostawiłam to bez komentarza, lecz uśmiech nie schodził mi z ust i rozciągał się od ucha do ucha.

Szłam tak za nim, rozglądając się.

Zczłowieczenie. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz