Rozdział 23.

4K 183 2
                                    

W głowie dudniły mi słowa ów mężczyzny.
"Do samochodu. Gregory, wiesz gdzie jechać".
Tak powiedział. Widać było że dobrze zna mojego towarzysza ucieczki.
Siedziałam w tym samochodzie, tłukąc się o drzwi, gdyż starałam się jak najdalej odsunąć się od tych ludzi. Aurora i ja usiadłyśmy z tyłu jak wcześniej, lecz na miejscu pasażera dosiadł się pan który kazał nam wsiąść do auta.
Widziałam jego czarne włosy przyprószone siwizną bardzo dobrze, gdyż siedział centralnie przede mną.
Chyba podłapał w lusterku bocznym moje przestraszone spojrzenie, bo uśmiechną się pokrzepiająco i znów wrócił do rozmowy z naszym kierowcą.
Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, wszędzie jakieś intrygi,jeżdżenie, uciekanie i jeszcze Bóg wie co.
Spoglądając za okno, migotały mi krajobrazy łąk, lasów i pastwisk, aczkolwiek nic się na nich nie pasło.
Nie wiem ile tak jechaliśmy, lecz wszystko zaczęło się zmieniać.Zrobiło się mniej roślin, lecz nadal było dosyć zielono... to złe określenie. Po prostu wciąż było gęsto od rośli, chodź było ich zauważalnie mniej.
Aż wreszcie, niespodziewanie, samochód się zatrzymał. Wokół nas stanęły obłoki kurzu, które po chwili opadły.
Wyszliśmy z auta, a pozostałości piasku wleciały mi do ust. Nim je wykaszlałam, usłyszałam huk. Odwróciłam się i okazało się że nasz nowy towarzysz otworzył jakąś klapę. Okrywał ją ze wszystkich stron mech, lecz jej stal sama w sobie była nowa.
Odwrócił się do nas i z uśmiechem ustąpił miejsca.
-Zapraszam.
***
Gdziekolwiek byłam, było tu pięknie. Kręte korytarze, strumyki w których myli się ludzie, co wywnioskowałam z opowieści Gabriela, tajemniczego pasażera naszego samochodu.
Jak na podziemia, było tu ciepło. Prawdopodobnie z pobliskich gejzerów o których wspominał Gabriel.
Co prawda, trzeba było się troszkę wspinać, ale malowniczość tego miejsca była warta wysiłku.
Ściany wyglądały jakby na gliniane, w każdym korytarzu mieściły się prawdziwe, drewniane drzwi prowadzone do 'domów'. Korytarze były bardzo kręte, i wysokie na dwa metry. Ale to główne miejsce w całym 'podziemnym mieście' było imponujące. Wysokie na co najmniej dwadzieścia metrów, po bokach było mnóstwo drzwi, a naprzeciwko te największe. Sięgały połowy ściany i straszyły swą masywnością.
-Gabrielu... co jest za tymi drzwiami?
-Dziecko. - zwrócił się do mnie. - Zaraz zobaczysz.... -tajemniczość zapanowała nad jego odpowiedzią.
Nie zdążyłam się go wypytać, gdyż machnięciem dłoni, otworzył drzwi. Skrzydła rozkładały się powoli, mizernie, na tyle ile pozwalała im ciężkość.
Ciężko krocząc, Gabriel wszedł przez nie, a my za nim.
Wewnątrz było pięknie, muszę przyznać. Idealnie wysklepione, z ogromnym zaszklonym otworem na suficie.
Po bokach były kolumny, jakby wyżłobione w brązowej skale.
Ale to nie one, sufit czy również setki ludzi zwróciło moją uwagę,tylko scena odgrywająca się naprzeciw mnie.
Stał tam, na podwyższeniu, tron. Oparcie zbudowane było z setek mieczy złączonych ze sobą a siedząca na nim kobieta była zwodniczo podobna do mnie. Siedziała tam, jakby to było jej stałe miejsce i uśmiechała się do ludzi. Obok niej stała jakaś kobieta i mężczyzna.
Byli mi bardzo znajomi, lecz dopiero kiedy podeszliśmy bliżej,rozpoznałam ich.
Dzielące mnie dwa metry od całej trójki nie dały mi szans na pomyłkę.
Ów mężczyzna to nikt inny jak Sean, a kobieta obok: Vanessa.
Czułam że kiedyś ją jeszcze spotkam, ale nie wiedziałam że w takich okolicznościach.
Kobieta na tronie emanowała gracją, jak i miłością.
Już na pierwszy rzut oka widać było że jest niska a jej czarne włosy były krótko obcięte. Uśmiechała się do nas.
Wstając niemal po królewsku, zeszła ze stopni i uścisnęła Gabriela.
-Jesteś mój przyjacielu! - oznajmiła. Podeszła do Aurory, która przy uścisku się popłakała. - Czemu wylewasz łzy, moja droga?Znów tu jesteś, bezpieczna i z rodziną! - ucałowała staruszkę w czoło i podeszła do Gregory'ego. - Jak zwykle pełen krzepy,prawda? - roześmiała się. Wzięła jego twarz w ręce i ucałowała w policzek. - Witaj w domu, bracie. - szepnęła mu na ucho. Nie wiem czemu akurat ja to usłyszałam, ale po minach innych widziałam ze tylko ja doznałam tego zaszczytu. Aż wreszcie przyszła kolej na mnie. Serce kotłowało mi w piersiach, a ja zastanawiałam się kim była ów piękna kobieta w wojowniczym stroju i manierach najwyższych z hierarchii. Ogarnęło mnie podniecenie gdy stanęła naprzeciw mnie. Widziałam na jej obliczu zmarszczki, spowodowane najprawdopodobniej wiekiem jak i radością życia. - Moje dziecko! -i przytuliła mnie z całej siły. Zgniotła mi wszystko w środku mnie i na zewnątrz! Objęła mnie za ramiona, więc nie miałam jak nimi poruszać.
-To... - próbowałam wykrztusić poszczególne słowa. - To chyba pomyłka! - wysapałam. Usłyszałam tylko wciągane powietrze przez kogoś na sali gdy kobieta wciąż trzymając mnie w ramionach,odwróciła głowę do Seana.
-Tiernan, to prawda? To nie ona? Przecież jest taka..... - Tiernan? Anie Sean? O co chodzi?
-To na pewno ona, Pani. - przerwał jej. - Tylko po prostu nic o sobie nie wie. - wzruszył przepraszająco ramionami. 'Matka' parsknęła śmiechem.
-Tiernanie, zadziwiasz mnie! - zaśmiała się. Zaraz potem opanowała się i spojrzała na mnie. - Nie bój się, Moje Dziecko! Wszystko Ci wyjaśnię. - pocałowała mnie w policzek.
***
Mam matkę? Myśl ta obezwładniała całą mnie i jeszcze więcej.
Ale przecież moja matka żyje gdzieś między szlachtą, popijając drinki i zapominając o niechcianej córce....
Najwidoczniej to wszystko była tylko głupia bajka.
Siedziałam na łóżku, niezwykle wygodnym i ruchem głowy obejrzałam swój pokój. Co prawda nie był to cud świata, ale jak na te warunki, był luksusowy.
Oczywiście nie potrzebowałam więcej: poznałam już biedę i ubóstwo.
Pamiętam jak wyszliśmy do głównej sali i tam za jednymi z drzwi kryły się kręte schody. Pozwolono mi samej po nich wejść, a one zaprowadziły mnie do mojego nowego pokoju.
Dość duży, z podniesieniem na środku. Miało one rozłożone na sobie niezliczone skóry zwierząt i futra.
Teraz czułam jak łaskotało mnie po plecach. Gdy chciałam wstać i rozejrzeć się, weszła moja matka i ...... mój ojciec.
Był człowiekiem dużej postury, od razu widać że nie wdałam się w niego.
Nie widziałam go wiele lat, lecz mogłam powiedzieć że wręcz odmłodniał na stare lata!
Wysoki,barczysty i odziany w mundurowy kostium przypominał żołnierza.
Podeszli do mnie i w milczeniu ustawili krzesła na przeciw mnie.
Siedzieliśmy tak w milczeniu, ja naprzeciw ich, trzymających się za ręce. Każdy pomyślałby że każde z nas czuło presję pierwszego spotkania.Lecz to nie prawda, gdyż gdy zapadło moje pierwsze pytanie, tama między nami się rozwaliła.
-To prawda? Wreszcie... was znalazłam?
Czując natłok tak wielu uczuć, rozpłakałam się a zaraz za mną moja matka.
Potem,rozmawiając z nimi godzinami, dowiedziałam się wielu, wielu rzeczy.....






Zczłowieczenie. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz